Polska dostarcza Ukrainie nowoczesne systemy przeciwlotnicze, granatniki i lekkie moździerze.

Najnowsze systemy przeciwpancerne, jakie dostarczyło Ukrainie NATO,  demolują rosyjskie kolumny pancerne. Ale na wyposażeniu ukraińskich sił znalazły się również ręczne granatniki przeciwpancerne. Także pochodzące  z Polski, nawet te wycofane z uzbrojenia, którym żołnierze ukraińscy dali drugie życie, z powodzeniem wykorzystując je w walce.

  • Największe emocje budzą zawsze najnowocześniejsze systemy uzbrojenia, zwłaszcza rakietowe, zarówno przeciwpancerne, jak i przeciwlotnicze.
  • Taką właśnie broń dostarcza Ukrainie Zachód. To one - przy odwadze i determinacji obrońców - zadecydowały o tym, że rosyjska ofensywa ugrzęzła.
  • Ale także Polska dostarcza żołnierzom ukraińskim uzbrojenie. Wśród nich są nowoczesne systemy przeciwlotnicze, granatniki i lekkie moździerze.
  • O sytuacji na Ukrainie rozmawiać będziemy już wkrótce
    na Europejskim Kongresie Gospodarczym w Katowicach. Rejestracja na wydarzenie właśnie trwa.
Potwierdzają się informacje, że batalion ukraiński, wsparty wozami bojowymi, z których jeden miał wyrzutnię ppk Javlin, powstrzymał wielokrotnie silniejsze siły rosyjskie z czołgami, z których kilka zniszczył.

Ale w wojnie Ukraińców z Rosją dużą skutecznością wykazują się również ręczne granatniki przeciwpancerne, które uznano za przestarzałe, niegroźne dla współczesnych wozów bojowych.

Czytaj też: Generałowie o misji pokojowej NATO na Ukrainie. Czy jest w ogóle możliwa?

To nie do końca prawda. Okazuje się, że oręż ten wciąż jest groźny, zwłaszcza w walce z nie najnowszym sprzętem pancernym, a takiego w każdej armii, nie tylko rosyjskiej, jest sporo.

Drugie życie Komarów

To dobra informacja dla polskich żołnierzy, którzy na swoim wyposażeniu mają wciąż ok. 2 tys. granatników RPG-7. W wojsku polskim to wciąż podstawowa broń przeciwpancerna. Na nowsze systemy żołnierze czekają latami. Nie wiadomo, ile i jakich granatników trafiło do żołnierzy ukraińskich.

Dlatego zaskoczyły doniesienia o „drugim życiu”, które dzięki ukraińskim żołnierzom zyskały polskie jednorazowe granatniki RPG-76 Komar, które z polskich sił zbrojnych zostały wycofane w 1995 r.
Wiele państw wysyła Ukrainie uzbrojenie ze swoich nadwyżek albo poradzieckie, które zostało wycofane z linii lub miało to nastąpić w niedługim czasie. Przykładem są przeciwlotnicze systemy Strzała, przekazane Ukrainie przez Niemcy.

Ważne, by sprzęt był kompatybilny z tym, który mają Ukraińcy lub łatwy w obsłudze. Taki jest właśnie polski granatnik jednorazowy, skonstruowany w Polsce. Komara produkowały Zakłady Sprzętu Precyzyjnego w Niewiadowie w latach 80. i 90. XX w.

Jeden egzemplarz kosztował kilka tysięcy złotych. Wyprodukowano ich ok. 100 tys. Były przeznaczone do niszczenia transporterów i wozów opancerzonych.

To wciąż skuteczna broń

Ich niewielka waga (zaledwie 1,78 kg) i możliwość odrzucenia wyrzutni po wystrzale sprawiają, że jest to broń bardzo lekka i poręczna. Żołnierz może wziąć ze sobą więcej niż jeden pocisk.

Głowica kumulacyjna o kalibrze 68 mm przebija pancerz o grubości 260 mm. Ich skuteczny zasięg rażenia to ok. 2560 m. Prędkość pocisku - 145 m/s. To granatnik o nietypowej konstrukcji, jedyny taki z głowicą nadkalibrową oraz niespotykanym układzie napędowym pocisku z dyszami obwodowymi.

Dzięki temu, że dysze silnika rakietowego odchylone są pod kątem 40 stopni, strzelający żołnierz nie musi się obawiać poparzenia. Można je odpalać w niewielkich pomieszczeniach, a także z wnętrza pojazdów.

Ukraina pokazuje też, że Komary to wciąż skuteczna broń. Ich głowice przebijają pancerze wszystkich rosyjskich wozów z rodziny BTR czy BMP. W Polsce jednak, w kilka lat po zakończeniu produkcji, zapadła decyzja o ich wycofaniu z armii.

Brak samolikwidatora w zapalniku

Kilkadziesiąt tysięcy Komarów trafiło do magazynów. Oficjalnie z powodu niewystarczającej zdolności bojowej oraz ze względu na obawy związane z bezpieczeństwem ich eksploatacji. Część została sprzedana siłom zbrojnym innych państw oraz nabywcom prywatnym.
RPG-76 Komar, fot. Ukraine Weapons Tracker RPG-76 Komar, fot. Ukraine Weapons Tracker

Za formułką o bezpieczeństwie krył się brak samolikwidatora w zapalniku, przez co pociski, jeśli nie trafiły w cel, nie ulegały samolikwidacji i mogły stwarzać zagrożenie. W 2009 podjęto próbę wymiany zapalnika na nowy, z samolikwidatorem. Jednak prace nad nowym zapalnikiem zakończyły się w 2011 r. na etapie demonstratora technologii.

Komary powróciły jeszcze na krótko do wojska na czas misji żołnierzy Polskiego Kontyngentu Wojskowego w Iraku i Afganistanie. Od tego czasu jednorazowych granatników nie mamy do dziś. Od 2014 r. wojsko szuka następcy Komara, ale jak dotąd postępowanie na te granatniki nie doczekało się finału. Najprawdopodobniej, jeśli w końcu je kupimy, nie będą polskiej produkcji.

Granatniki rewolwerowe

Natomiast w ogóle nie trafiły do polskich żołnierzy inne granatniki, rewolwerowe RPG-40, produkowane również, jak lekkie moździerze, w Zakładach Mechanicznych Tarnów. Ich konstrukcja była odpowiedzią na wnioski z doświadczeń w Iraku i Afganistanie.

Żołnierze wskazywali, że potrzebują indywidualnych granatników, zapewniających im lepsze wsparcie ogniowe, niż te, które mają. Nowe, rewolwerowe, 40-milimetrowe granatniki RPG-40 miały im to zapewnić.

RGP-40 waży trochę ponad 6 kg i może wystrzelić sześć grantów 40-mm (tyle ma jednorazowo w magazynku) w ciągu kilkudziesięciu sekund, które z prędkością 120 m/s mogą trafiać cele odległe nawet do prawie około 800 m.

Czytaj też: Polska najważniejszym punktem na mapie NATO. Ta akcja jest warta miliardy

Można z niego strzelać różnego rodzaju amunicją o różnej prędkości początkowej: bojową, dymną, sygnalizacyjną, obserwacyjną, a nawet flarami na spadochronie.

Zalegają w magazynach

W 2016 r. Inspektorat Uzbrojenia podpisał z Zakładami Mechanicznymi Tarnów, spółką PGZ dwuletni kontrakt wyceniony na 9 mln zł na dostawę 200 szt. tego uzbrojenia. Pierwsze sto granatników wojsko miało otrzymać jeszcze pod koniec 2016 r., a kolejne sto w drugiej połowie 2017 r.

Wszystkie 200 szt. granatników zakłady wyprodukowały na czas, lecz nigdy nie zostały one odebrane. Wojsko uznało bowiem, że granatnik RGP-40 nie spełnia jego wymagań. Nie dokonano ponoć wszystkich badań zdawczo-odbiorczych granatników zgodnie z warunkami technicznymi. MON zażądało nawet od zakładów w Tarnowie kar umownych 1,8 mln zł.

Pod koniec 2018 r. postępowanie na zakup RPG-40 rozpoczęła policja. Przetarg jednak został anulowany. Policja kupiła jedynie 3 granatniki, które trafiły do Wyższej Szkoły Policji w Szczytnie. Resztę złożono w wojskowych zakładowych magazynach.

Być może usłyszymy, że również ten granatnik dobrze spełnia swoje zadania wsparcia ogniowego ukraińskich żołnierzy w walce. W spółce z Tarnowa wciąż uważają, że granatniki te kiedyś trafią na wyposażenie polskiej armii.

EEC

Szanowny Użytkowniku!

Oglądasz archiwalną wersję strony Europejskiego Kongresu Gospodarczego.

Co możesz zrobić:

Przejdź do strony bieżącej edycji lub Kontynuuj przeglądanie