Wojna ekonomiczna Zachodu. Czy sankcje rozbijają rosyjską gospodarkę?
Krzysztof Szczepanik - 29-03-2022
Czy sankcje wobec gospodarki rosyjskiej mają sens, czy odnoszą swój zamierzony skutek? Takie pytania zadaje sobie wielu. Najbardziej jednak wiarygodną opinią będzie wypowiedź kogoś, kto ma możliwość obserwacji tej ostrej reakcji Zachodu na codzienne życie. Rozmawiamy o sankcjach z ukraińskim politologiem, współpracownikiem amerykańskiego think-tanku International Republican Institute z Waszyngtonu. Siergiej Taran to także absolwent studiów doktoranckich na Uniwersytecie Amsterdamskim oraz w pułtuskiej Akademii Humanistycznej. Jest też radnym w kijowskiej radzie miasta. Był jednym z bliskich doradców byłego prezydenta Ukrainy, Petro Poroszenki.
– Sankcje wobec Rosji obowiązują już od roku 2014 – mówi Siergiej Taran. Wedle specjalistów Rosja traciła na nich około 1,5 proc. rocznego PKB. Pierwsze efekty nowych sankcji będą widoczne dopiero w kwietniowych statystykach.
Prawdziwe ich rezultaty ujawnią sie z całą mocą około końca roku. Już jednak można powiedzieć, że sankcje mocno wpływają na rynek walutowy. Bank centralny Rosji przechodzi na system ręcznego kierowania kursem walutowym. A PKB Rosji spadnie w tym roku o nie mniej niż 10 pkt. proc... Towarzyszyć temu będzie upadek rubla. I to mimo prób ratowania waluty rosyjskiej z pomocą wprowadzania obowiązku opłaty za rosyjski gaz i ropę w rublach.
Średnia pensja w Rosji wynosi ok. 700 dol. miesięcznie. Teraz jednak, w związku ze spadkiem kursu miejscowej waluty, zaczyna dramatycznie się obniżać... Zachodnie koncerny niemal powszechnie wycofały się z rosyjskiego rynku i przestały zaopatrywać go w swoje produkty.
O wpływie zachodnich sankcji - reakcji po agresji na Ukrainę - na rosyjską gospodarkę będziemy rozmawiali podczas Europejskiego Kongresu Gospodarczego 25-27 kwietnia 2022 roku w Katowicach.
Jaki wpływ sankcje mają na codzienne życie Rosjan?
Siergiej Taran: - Puste półki, kolejki w sklepach z podstawowymi towarami... Trochę to przypomina pierwszą połowę lat dziewięćdziesiątych. Zwiększony popyt to przede wszystkim obawa przed wzrostem cen kaszy, cukru, makaronów - bo raczej deficytu tych towarów w Rosji nie sposób się spodziewać.
Nie należy też spodziewać się krachu na rynku odzieży. Pewne jest jednak, że na półkach markowe wyroby zostaną zastąpione przez tanie podróbki z Azji.
Gorzej będzie z elektroniką. Tu trzeba będzie oczekiwać na transakcje importowe z krajów, które nie wprowadziły sankcji. Głównie będą to produkty chińskie. Pożegnają się zatem Rosjanie (w masowym wymiarze) ze smartfonami. Własnej produkcji raczej nie należy oczekiwać... Bo, owszem, w Rosji powstawały telefony czy komputery, ale były to prawie wyłącznie „składaki” z zachodnich komponentów.
Siergiej Taran (fot. archiwum)
Dużego uderzenia należy oczekiwać na rynku samochodów. Wskutek sankcji rosyjski rynek samochodowy stracił nie tylko wiele marek, ale i również dostęp do części zamiennych. Miejscowe fabryki samochodów to w istocie rzeczy montownie marek zachodnich, pozbawione teraz dostaw części potrzebnych do montażu. Na to miejsce wejdą pewnie wytwórcy samochodów chińskich czy indyjskich. Są one w Rosji - jak do tej pory - zdecydowanie niepopularne.,.. To także symbol słabej jakości.
Ceny regulowane jako panaceum
Rosyjskie władze ogłosiły w pewnym momencie, że konieczne będzie wprowadzenie cen regulowanych na podstawowe produkty.
- Putin zdecydował, że jednak ceny powinny być regulowane za pośrednictwem mechanizmów rynkowych... To doprowadza do nakręcania inflacji. Towarem deficytowym stanie się więc rychło... pieniądz.
W rosyjskich aptekach nagle zaczęło brakować leków. Trudno dostać choćby insulinę.
- To nie skutek sankcji, lecz paniki na rynku. Ludzie wykupują leki „na zapas”. Dotyczy to przede wszystkim mendykamentów na zachorowania chroniczne, wymagające stałych dawek.
Gorsze skutki dla rosyjskiej gospodarki będą miały decyzje międzynarodowych koncernów medycznych, które już oświadczyły o zdecydowanych ograniczeniach funduszu badań oraz funduszy reklamowych. A 90 proc. leków w Rosji to albo towary importowane, albo też produkowane co prawda w Rosji, ale przez międzynarodowe koncerny.
Nie należy zatem oczekiwać rejestracji nowych leków na rynku Rosji. Bo nikt nie wie, na jakich zasadach będzie je można wwozić na terytorium tego państwa...
Lekarstwa w aptekach będą, ale sporo droższe. Przede wszystkim podrożeją te, które do Rosji przyjeżdżają jako gotowy produkt. Bo te medykamenty są kupowane za drożejące waluty wymienialne.
Czy nie ma tu pokusy wprowadzenia cen urzędowych?
- Gdyby kontrolować ceny leków, przymuszać producentów do przyjmowania zapłaty po „starym” kursie, to skutek byłby taki, że leki zniknęłyby z półek...
Na razie nie wzrosną ceny na leki produkowane w Rosji. Tyle że w większości są one też wytwarzane z surowców importowanych. Zapasy surowca wystarczą pewnie na jakieś dwa, trzy miesiące. Gdy się skończą, trzeba będzie kupować komponenty za granicą, po znacznie wyższych, liczonych w walutach zagranicznych, cenach.
Podwyżki będą też pewnie dotyczyły medykamentów w pełni rosyjskich, bo inflacja ma swoje prawa. Choć tu pewnie wzrost cen nie będzie jakiś tragiczny... Nastąpi to za jakieś pół roku. Będzie to połączone ze zużywaniem się maszyn do produkcji leków, też głównie importowanych.
Bardzo będzie też utrudnione wymienianie na nowsze wyposażenia szpitali i klinik. To bowiem przede wszystkim import. Jedyną szansą będzie zakup maszyn i wyposażenia z Chin czy Indii. Produkty z tych krajów do tej pory raczej nie były wykorzystywane w Rosji. Nikt nie zna ich jakości. Nie wiadomo też, jak będzie wyglądało przyuczenie do wykorzystania nowego wyposażenia. To też jednak będą o wiele droższe zakupy, niźli do tej pory, gdyż Chińczycy czy Hindusi swoje transakcje rozliczają głównie w dolarach.
Ponadto reklama leków to jest bardzo znaczący procent budżetów mediów. Tylko w rosyjskiej telewizji 25 proc. obrotów reklamowych to była promocja leków. Decyzje o zminimalizowaniu budżetów reklamowych już zostały ogłoszone. Efekty tych cięć zauważymy pod koniec tego roku.
Popłoch na rynku walutowym
Rosjanie, gdy tylko ogłoszono sankcje zachodnie, ruszyli do punktów wymiany walut.
- Dolar amerykański już stał się towarem deficytowym. Nie dość, że ludzie rzucili się do wykupienia amerykańskiej waluty, to na dodatek władze USA zakazały wwożenia swojej waluty w gotówce do Rosji.
Walutowe konta w rosyjskich bankach zostały w praktyce zamrożone. Korzystają z waluty tylko ci, którzy zdążyli wymienić swoje ruble na papierowe dolary. Można je sprzedać na wolnym rynku, bo - jak na razie - nikt nie zabronił handlu walutą. Choć teoretycznie można jednorazowo wybrać 10 tysięcy dolarów z banku, to w praktyce banki gotówki amerykańskiej bardzo często fizycznie w nich nie ma.
Można oczywiście wkłady walutowe zamienić na ruble, ale tylko po oficjalnym, bardzo zaniżonym (w stosunku do rynku) kursie. A za granicę można oficjalnie wywieźć także nie więcej niż 10 tysięcy dolarów. Teraz zatem należy się spodziewać, że w niektórych sklepach, podobnie jak w latach dziewięćdziesiątych, pojawią się (obok cen oficjalnych w rublach) także przeliczniki na dolary.
Były obawy, że Rosja zbankrutuje 16 marca, gdy przypadał termin zapłaty ponad 117 milionów dolarów wierzycielom z tytułu odsetek od obligacji. Mówiło się o wypłacie tych dolarów w... rublach.
- To by było jednoznaczne z bankructwem kraju... Rosja ostatecznie uregulowała zadłużenie w walutach wymienialnych.
O wiele groźniejsze jest zamrożenie rosyjskich rezerw na kontach w zachodnich bankach. Dla zwykłego Rosjanina oznacza to dalsze osłabienie rubla. Wkłady rublowe w bankach tracą na wartości. Straty ponoszą drobni ciułacze, którzy zawierzyli swe oszczędności bankom. Firmy natomiast muszą 80 proc. zysku dolarowego sprzedawać bankowi centralnemu za ruble.
Na giełdzie wartość rosyjskich gigantów, takich jak Gazprom, spadła o połowę. Reakcją na to było wstrzymanie handlu akcjami na giełdzie... Ta metoda przypomina chowanie głowy w piasek. Krok ten miał głównje na celu wstrzymanie wyprzedaży akcji rosyjskich firm, po symbolicznych cenach, inwestorom z Chin.
Jak bardzo uderza w rosyjską ekonomikę ograniczenie możliwości eksportu do krajów Unii rosyjskich wyrobów metalurgicznych? Do tej pory to był (prócz ropy i gazu) jeden z filarów rosyjskiego eksportu.
- Zagrożone jest funkcjonowanie wielu hut. A zatem mogą wystąpić zwolnienia grupowe, bo trudno będzie znaleźć nabywców dla tak wielkiej ilości stali w krajach pozaeuropejskich. Tym bardziej, że Chiny i Indie zaspokajają swe potrzeby metalurgiczne własną produkcją.
Największe firmy metalurgiczne z Rosji będą zatem znów wisieć na garnuszku dotacji centralnych - aby tylko nie dopuścić do ich bankructwa. Tym bardziej że choćby huta Sewerstal to najważniejszy płatnik podatków w całym regionie. Bez jej funkcjonowania ludzie nie mieliby tam z czego żyć.
Czy wielkim uderzeniem w rosyjski rynek siły roboczej jest wyjście takich firm, jak McDonalds?
- Choć siła robocza jest tam rozproszona po całym kraju, to jednak w sumie to wiele tysięcy osób... Nikt nie wie, jak tych ludzi „zagospodarować”.
Czy rozwiązaniem tej sytuacji będzie nacjonalizacja pozostawionego (ale przecież nie porzuconego!) majątku? Takie pomruki z Moskwy dochodzą, ale może to być tylko straszenie. Bo któż potem przyjdzie do kraju z kapitałem, jeśli będzie musiał mieć na uwadze stratę własnej inwestycji, na podstawie decyzji administracyjnej?
Kryzys „posankcyjny” obejmie także budownictwo mieszkaniowe?
- Dziedzina ta w dużej części jest związana z importem coraz droższych (z powodu spadku wartości rubla) materiałów. Na dodatek dostępność kredytów hipotecznych zdecydowanie się zmniejszy. Oczywiście materiały budowlane zaczną pewnie produkować firmy rosyjskie. Ale efekty tego przyjdą za nie mniej jak 5-10 lat.
Co dalej z rosyjskimi liniami lotniczymi?
- Praktycznie ustały rejsy rosyjskich linii do wielu krajów świata, które przyłączyły się do sankcji. To o tyle istotne, że dochody z przelotów międzynarodowych były transferowane do deficytowych rejsów, na liniach wewnętrznych.
Na dodatek leasingodawcy z Bermudów czy Irlandii zaczynają się upominać o możliwość sprawdzania stanu technicznego samolotów. Bez takich certyfikatów te samoloty nie mogą latać po międzynarodowym niebie.
Co prawda rosyjscy decydenci stwierdzili, że teraz oni dokonują przeglądu samolotów, ale przepisy obowiązujące w krajach Zachodu jednoznacznie mówią, że takich przeglądów musi dokonywać niezależna od dysponenta samolotu instytucja. To zaś oznacza także brak możliwości wystartowania w portach lotniczych krajów, które nie przyłączyły się do sankcji.
Na dodatek samoloty lecące z Rosji będą pewnie automatycznie aresztowane, jako należące do leasingodawcy. Do Rosji będą zatem kursować tylko linie lotnicze z innych krajów. „Ukradzione” zaś samoloty będą wykorzystywane w rejsach wewnętrznych.
Notabene trzeba też założyć, że faktyczne bezpieczeństwo przelotów wykonywanych w ramach rosyjskich linii lotniczych zdecydowanie się zmniejszy. Brak części zamiennych i naciski na kontrolerów miejscowych rychło dadzą o sobie znać. Własnych samolotów pasażerskich Rosja produkuje "śladowe ilości". Nie zastąpią one maszyn zachodnich.
Dają o sobie znać także problemy z zakupem biletów lotniczych. Nie można bowiem bardzo często użyć rosyjskiej karty bankomatowej do opłaty, gdyż ich działanie zostało mocno ograniczone przez międzynarodowe instytucje płatnicze. Na dodatek już teraz przeloty z Rosji bardzo podrożały... To ogranicza dostępność transportu lotniczego dla zwykłych obywateli.
Sankcje uderzają nawet w działalność organizacji dobroczynnych w Rosji.
- Praktycznie ustały wpłaty od zagranicznych donatorów, a także od zagranicznych firm działających w Rosji. A były to bardzo znaczne kwoty.
Kłopoty w tej dziedzinie wzrastają także z powodu praktycznego embarga na bezpłatne przekazywanie urządzeń medycznych. Ich brak oznacza ustanie wielu akcji dobroczynnych.
Rosyjskie kontrsankcje
Czy Rosja użyje energetyki, żeby odegrać się za zachodnie sankcje?
- Rosyjska gospodarka to niewiele ponad 1,5 bln dol. w 2021 roku. W efekcie sankcji pewnie skurczy się poniżej 1 bln dol...
Rosja żyje z eksportu, a teraz Zachód coraz mocniej ogranicza import z tego kraju. Kluczowym pytaniem jest, czy sankcje obejmą też rosyjską ropę i gaz, które odpowiadają za niemal 60 proc. eksportu.
Stany Zjednoczone już się na to zdecydowały, ale tutaj najwięcej zależy od Unii Europejskiej, która za rosyjską ropę i gaz płaci każdego dnia krocie. Eksport ropy dla Kremla był zawsze kwestią pozapolityczną. Do politycznych nacisków wykorzystywano co najwyżej gaz ziemny, który w Rosji odpowiada za 10-12 proc. całości eksportu.
Zdarzało się, że Kreml zmniejszał przesył gazu do Europy, żeby stosownie podnieść jego cenę na Zachodzie. Teraz jednak taki szantaż nie podziała. Sezon grzewczy zaraz się kończy, a Unia Europejska ma przygotowane bezpieczne zapasy gazu...
Przykręcenie kurka nic by Rosjanom nie dało, poza zmniejszeniem wpływów z eksportu. Niemożliwe jest też zastąpienie eksportu gazu czy ropy sprzedażą tych surowców w Chinach. Do tego trzeba by zbudować zupełnie nowe połączenia. A to kosztuje i wymaga czasu. Chińczycy zaś chętnie kupią jakieś niewielkie ilości, choćby gazu, ale po cenie w wysokości najwyżej 1/3 tego, co płacą Europejczycy.
Sankcje Zachodu mogą być jeszcze rozszerzone?
- Tylko zakaz importu ropy i gazu pozostał Europie do "spożytkowania"... Można jednak objąć sankcjami większą liczbę oligarchów i ich rodzin. To dotyczy choćby rodziny samego Putina. To samo z rodzinami wielu jego bliskich współpracowników.
Mówi się, że faktyczna wojna ekonomiczna Zachodu i połączony z nią nieunikniony kryzys gospodarczy mogą doprowadzić do rozpadu Rosji.
- Rosja składa się z niby z autonomicznych republik i obwodów. Ale tylko kilka z nich jest niezależnych ekonomicznie od centrum, reszta wisi na „ekonomicznej klamce” Moskwy.
Większość regionów do tej pory żyła bardzo ubogo. Sankcje nie spowodują jakiejkolwiek zmiany u tych ludzi. Jak żyli biednie, tak i nadal będą żyć biednie... Sankcje przede wszystkim uderzą w bogatych Rosjan. Niby jest ich niewielu, ale to bardzo wpływowa grupa ludzi. Na nich Putin opiera swoją władzę.
Federacja Rosyjska to jednak zbiór regionów mających często bardzo różne interesy. Kaliningrad ma problemy z tranzytem do pozostałej części Rosji. We Władywostoku zdecydowana większość samochodów ma kierownicę dostosowaną do ruchu lewostronnego. Wszak tuż obok jest Japonia. W przygranicznych regionach Syberii mieszka już kilka milionów Chińczyków.
Pomruki niezadowolenia wywołuje sztuczne utrzymywanie Czeczenii z budżetu centralnego, kosztem innych regionów.
Rabunkowa eksploatacja surowców naturalnych doprowadza do gigantycznego niszczenia środowiska naturalnego. I właśnie ekologia może się stać w niedalekiej przyszłości osnową ruchów odśrodkowych w Rosji. Przy czym nie należy oczekiwać, że będzie to separatyzm formalny, na zasadzie oddzielenia się od państwa rosyjskiego. To będą raczej formy faktycznie niezależne od centrum, ale teoretycznie ciągle uznające zwierzchność Moskwy.
Przyczyną takiego oddzielenia może być choćby założenie: jak nie możecie nam dać dotacji, to pozwólcie stworzyć własny system podatkowy... O czymś takim jeszcze w latach dziewięćdziesiątych mówiły nieśmiało władze obwodu kaliningradzkiego. Tam zresztą mówiło się nawet o niezależnym od Moskwy wstąpieniu do Unii Europejskiej.
Nie należy oczekiwać, że w Rosji nastąpi bunt oligarchów. Oni są tak związani z reżimem Putina, że nie będą mogli oddzielić się od swojego dobroczyńcy i patrona.. Za nimi jednak idzie fala przedsiębiorców, którzy zarobili pieniądze bez udziału władzy. To biznesmeni z branży IT, rolnictwa, drobni wytwórcy, którzy potrafili powiększyć swoje firmy. Może oni będą początkiem jakiegoś buntu?