Niedługo możemy mieć do czynienia z brownoutami i blackoutami - prognozuje dla WNP.PL Robert Koński, wiceprezes Figene Capital. Trzeba odblokować potencjał odnawialnych źródeł energii.
Grupa Figene weszła na rynek odnawialnych źródeł energii w 2019 r. Kontrakt na dostawy energii z największą w kraju firmą odzieżową został podpisany zaledwie dwa lata później. Jakie znaczenie miała umowa z tak dużym odbiorcą?
- Kontrakt z LPP ma dla nas ogromne znaczenie - na kilku różnych płaszczyznach. Po pierwsze: potwierdził trafność naszego pomysłu na biznes, wiedzę i ekspertyzę. Po drugie: to długoterminowy umowa na odbiór energii z partnerem, który jest bardzo wiarygodny dla banku, co dla nas bardzo ważne, bo nasze projekty są finansowane na zasadzie project finance. Oznacza to, że banki muszą ocenić zarówno ryzyko odbiorcy, jak i ustaloną przez nas cenę w kontrakcie; to, czy pokryje ona koszty budowy farmy wiatrowej. W tym wypadku tak właśnie było – mBank zatwierdził nasz plan i zgodził się go sfinansować.
Jest to też nasz pierwszy tak duży kontrakt, który wprowadziliśmy w życie. Elektrownia Take the wind, z której energię kupuje LPP, rozpoczęła produkcję 1 stycznia 2023 r.
A jak szok energetyczny, którego doświadczyliśmy w minionym roku, wpłynął na biznes Grupy Figene? Czy firma przyspieszyła lub uruchomiła nowe projekty w odpowiedzi na rosnące ceny energii?
- Krótkoterminowe skoki ceny energii na rynku, owszem, mogą być bardziej lub mniej atrakcyjne, ale nie pozwalają na realizację inwestycji w długim terminie, w tym na przykład na wybudowanie farmy w modelu project finance. Musimy mieć oparcie w długoterminowym kontrakcie. Jego wartość określamy oczywiście wspólnie z odbiorcą - tak, aby warunki były dobre dla obu stron.
Mamy portfel projektów farm wiatrowych o statusie gotowych do realizacji (Ready To Build, RTB), niezależnie od zapisów ustawy 10H, mających zabezpieczone grunty oraz przyłącza, o potencjale mocy 108 MW. Te projekty chcemy zrealizować w pierwszej kolejności, mówimy o nakładach inwestycyjnych rzędu 900 mln zł. Aby móc wcielić je w życie zgodnie z harmonogramem, czyli w 2024 roku, Figene Capital zdecydowała się podpisać umowę doradztwa, dotyczącą pozyskania finansowania na cele dalszego rozwoju projektów wiatrowych i fotowoltaicznych. Naszym partnerem w tej mierze jest DC Advisory.
W dalszej kolejności patrzymy na projekty, które będą uwolnione dopiero po uchwaleniu tzw. ustawy wiatrakowej i rozstrzygnięciu odległości od siedlisk ludzkich, w jakiej można będzie budować infrastrukturę. W tej kategorii mamy wiele nowych projektów, które mogłyby zostać przywrócone do życia, ale na razie skupiamy się na tych nieobjętych tą ustawą, a więc możliwych do budowy już dziś.
A czy ceny energii przełożyły się na oferowane usługi?
- Cały czas oferujemy kontrakty dziesięcioletnie, ale dzisiaj cena w nich zawarta jest już wyższa niż ta, którą proponowaliśmy w 2021 roku, m.in. firmie LPP.
Cenę energii w naszych kontraktach ustalamy niezależnie od bieżących notowań. Większość projektów z naszego portfela o mocy 108 MW zostanie oddana dopiero pod koniec II kwartału 2024 r., czyli już po okresie obowiązywania gwarantowanych przez państwo cen maksymalnych. Dlatego negocjacje z naszymi odbiorcami prowadzimy w innym horyzoncie czasowym i aktualna sytuacja na rynku cen energii istotnie na nas nie wpływa.
Niemniej, działania władz w tym zakresie z pewnością wpływają na sytuację na rynku. Naszym odbiorcą nie jest klient detaliczny, bo swoje usługi sprzedajemy dużym przedsiębiorstwom, którzy nie mogą liczyć na interwencyjne wsparcie państwowe. Dlatego te rozmowy są dużo bardziej rynkowe i oparte na dzisiejszych realiach.
Mówi pan o państwowych interwencjach na rynku energii, regulacyjnych problemach, jak chociażby wspomniana wcześniej ustawa 10H, która wciąż blokuje inwestycje w wiatraki. Co jeszcze, pana zdaniem, wstrzymuje większe inwestycje w energię odnawialną w Polsce?
- Na pewno przepustowość i architektura sieci przesyłowej. W kontekście rozwoju nowych źródeł, inwestycje we wzmocnienie naszej infrastruktury elektroenergetycznej są konieczne.
Z pewnością kolejną pożądaną zmianą jest umożliwienie tzw. cable pooling, czyli technologii współdzielenia infrastruktury energetycznej np. pomiędzy farmy wiatrowe i fotowoltaiczne. W naszej szerokości geograficznej, gdy zazwyczaj świeci słońce, to nie wieje wiatr (i odwrotnie); instalacja fotowoltaiczna może doskonale uzupełniać w systemie przyłączoną do tego samego łącza farmę wiatrową.
Pomocna byłaby również możliwość przyłączania wiatraków bezpośrednim kablem do odbiorców (tzw. direct line), co w tej chwili nie jest możliwe, a mogłoby stać się odpowiedzią na brak przepustowości sieci w jej dzisiejszej kondycji.
Z dużym oczekiwaniem patrzymy też na rozstrzygnięcia w sprawie Krajowego Planu Odbudowy, w którym zawarte są istotne środki na modyfikację naszego miksu energetycznego. Jak wiemy, jednym z kamieni milowych mających odblokować te fundusze są właśnie rozwiązania legislacyjne dla sektora OZE.
To są bieżące potrzeby, ale z dużą nadzieją patrzymy też na to, co się dzieje w technologiach składowania, czyli magazynów energii. To może być ważny aspekt zmiany miksu energetycznego, wspomagający jego mniej stabilne źródła.
A zachęty finansowe, granty, preferencyjne kredyty, które mogłyby pobudzić rozwój branży?
- W biznesie kierujemy się zasadą wolnego rynku. Im mniej regulacji i interwencji z góry, tym jest on bardziej zrozumiały i przewidywalny dla wszystkich uczestników. Zachęty zazwyczaj bywają krótkoterminowe i nietransparentne. Wolimy takie same zasady gry dla wszystkich, bo to jest rozwiązanie najprostsze i najbardziej korzystne dla ogólnego rozwoju rynku.
Warto też podkreślić, że wszystkie, nie zawsze przemyślane decyzje w tym zakresie, które mogą być czytelne w perspektywie doraźnej batalii politycznej, przez inwestorów są odbierane zupełnie inaczej. Dzisiaj, przy próbie sfinansowania naszego portfela projektów o wartości 900 mln zł, rozmawiamy z podmiotami z całego świata i widzimy, że źle oceniają niestabilność legislacyjną w naszym kraju.
Nasi decydenci powinni zrozumieć, że prawo powinno być uczciwe i przede wszystkim niezmienne w perspektywie długoterminowej.
Widzi pan ryzyko segmentacji rynków energii w Polsce w związku z działaniami władz na rynku, np. przez wprowadzenie wsparcia publicznego?
- Myślę, że jest takie ryzyko, aczkolwiek nasi docelowi odbiorcy to przedsiębiorstwa o dużym zapotrzebowaniu na energię 24 godziny przez 365 dni w roku. Do nich praktycznie nie trafia dedykowane wsparcie, jak tarcze antyinflacyjne czy zamrażanie cen energii. Dlatego - z perspektywy naszych interesów - nie widzimy dużego zagrożenia.
A czy wysokie ceny energii stanowią barierę rozwoju firmy, czy wprost przeciwnie: na rynku wzrosło zainteresowanie oferowanymi przez Figene kontraktami na dostawy energii?
- Obserwujemy na rynku bardzo wiele podmiotów, które chcą być zielone dużo szybciej niż tego oczekuje Unia. Należą do nich także międzynarodowe korporacje, którym takie działanie nakazuje przyjęta centralnie strategia. Inne to mniejsze, polskie podmioty; mają takie – ze wszech miar słuszne – założenia, które mogą wynikać np. z przyjętej idei CSR, uwzględniającej lub nie czynniki ESG. Chcą spełnić stawiane cele nie do 2030 r., ale np. stać się zielone już w 2025 r.
Odpowiadamy na takie potrzeby, wspierając jednocześnie transformację energetyczną. Firmom tego typu oferujemy idealne rozwiązanie, bo nie tylko produkujemy energię lokalnie, ale jesteśmy niezależni od paliw kopalnych. I wreszcie, a może przede wszystkim: dostarczamy zieloną energię, która jest dziś nie tylko modą czy fanaberią, ale staje się koniecznością.
Czyli dla waszego biznesu im wyższe ceny energii, tym lepiej…
- Gdybym wyznawał filozofię słynnego Gordona Gekko z filmu Wall Street, to powiedziałbym, że im drożej tym lepiej (śmiech). Ale tak nie jest...
Rozumiemy, że pewne poziomy cen mogłyby spowodować zbyt duże turbulencje na rynku i zbyt droga energia mogłaby spowodować, że wiele gałęzi gospodarki stałoby się niekonkurencyjne.
Dla nas punktem odniesienia jest maksymalna cena energii zaproponowana przez Niemcy, czyli 180 euro/MWh. Zakłada ona wiele czynników, w tym koszty budowy zielonych inwestycji, które przecież na etapie powstawania oznaczają konkretne, niemałe wydatki.
Nie chciałbym szeroko komentować propozycji Ministerstwa Klimatu i Środowiska, ograniczę się jedynie do informacji, że cena maksymalna na poziomie 295 zł za megawatogodzinę nie zakłada wielu czynników, a jej utrzymanie spowodowałaby, że żadna turbina wiatrowa nie zostałaby zbudowana. Poziom ceny dla odbiorcy musi umożliwiać sfinansowanie inwestycji.
Jak zatem - pana zdaniem - będą się kształtować ceny energii w ciągu najbliższych 12 miesięcy?
- Nie ma co liczyć na obniżki, ceny będą się utrzymywać na poziomach, które obserwujemy dzisiaj, a może nawet wyższych.
W ubiegłym roku udało się wprawdzie uratować sytuację i interwencyjnie zakupić węgiel z różnych, egzotycznych kierunków czy też zamienić gaz rosyjski na norweski czy amerykański. To są zamiany, które nie budzą fundamentalnych wątpliwości, bo gwarantowały nam bezpieczeństwo energetyczne, ale w żaden sposób nie przekładały się na niższą cenę energii.
Jeżeli konflikt w Ukrainie będzie trwał, a na razie nie ma żadnych przesłanek, by myśleć, że on się szybko skończy, to cały czas będziemy stali w obliczu wyzwania, skąd pozyskiwać paliwo. Sięgnięcie po lokalne pokłady węgla jest nierealne w krótkoterminowym horyzoncie. Górnictwo, podobnie jak energetyka, wymaga wieloletnich inwestycji, znacznie wykraczających poza najbliższy sezon grzewczy.
Warto też pamiętać, że nasz miks energetyczny cały czas oparty jest na przestarzałych elektrowniach węglowych, których cykl życia wkrótce się skończy, a nie widać na horyzoncie nowych, dużych projektów, które by te moce wytwórcze zastąpiły.
Dlatego należy się spodziewać, że ceny energii przynajmniej pozostaną na obecnym poziomie albo utrzymają trend wzrostowy.
To jak będzie wyglądał nasz miks energetyczny?
- Ważnym jego elementem muszą być oczywiście odnawialne źródła energii. Kibicujemy również atomowi, zarówno temu „dużemu” jak temu „małemu”, czyli SMR, ale to inwestycje wymagające co najmniej kilkunastu lat realizacji.
Należy pamiętać, że energia atomowa należy do tych najdroższych, a okres zwrotu z inwestycji sięga ponad 20 lat. Mimo to atom jest Polsce potrzebny, tak samo jak zamiana węgla na gaz w okresie przejściowym, by zadbać o jakość powietrza, żeby - z powodu jego zanieczyszczenia - nie ginęło blisko 50 tys. mieszkańców Polski rocznie. Docelowo sensownym i realnym miksem energetycznym Polski wydaje się być energia z atomu, wzbogacona uzupełniającymi się, różnymi rodzajami OZE.
Cena energii to jedno, a czy realnym ryzykiem jest jej brak?
- Widzę takie ryzyko, zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, że rocznie konsumujemy 176 TWh energii, a nowych mocy wytwórczych istotnie nie przybywa. Sądzę, że niedługo będziemy mieli do czynienia z brownoutami i blackoutami. Doświadczaliśmy ich już przecież podczas letnich pików, w sytuacji niezagrożonych dostaw paliw z dotychczasowych kierunków.
Dlatego tak ważne jest, żeby jak najszybciej uruchomić inwestycje w nowe, zeroemisyjne moce, w tym skutecznie odblokować potencjał drzemiący w odnawialnych źródłach energii.
Czy polityka Unii Europejskiej w tym pomaga?
- Zgadzam się z tezą, że jeżeli chcemy nadal żyć na tej planecie, to konieczne są działania, by ograniczyć wzrost temperatury i zahamować nasilające się gwałtowane zjawiska klimatyczne.
Z tej perspektywy powinniśmy robić wszystko, żeby się dostosować do wymogów narzucanych przez Unię. Tu i teraz to na pewno jest trudne, ale nie powinniśmy odpuszczać tylko z tego powodu. Wiele możemy dokonać na własnym poletku, przede wszystkim realnie przeprowadzić transformację energetyczną w stronę energetyki zero- i niskoemisyjnej.
Czy Figene Capital stosuje wobec swoich dostawców, a także sama doświadcza rosnących wymogów środowiskowych i klimatycznych ze strony swoich partnerów?
- Odpowiednie podejście do ESG wymaga od firm przeanalizowania wykorzystywanych źródeł energii i procesu stopniowego redukowania poziomu emisji CO2. Figene Capital jest w tym procesie partnerem dla biznesu. Nie oceniamy firm pod kątem wymogów środowiskowych, wspieramy ich w dobrej zmianie i przejściu na OZE.
Staramy się pomagać każdemu, kto ma plan, żeby zazielenić swój biznes. Kibicujemy zielonej zmianie i aktywnie ją prowadzimy.
Nasze portfolio projektów, już w pierwszym etapie to moc 108 megawatów w wietrze i fotowoltaice. Taka ilość energii nie tylko zaspokoi realne potrzeby odbiorców, ale - zastępując prąd wytworzony konwencjonalnie - zaoszczędzi planecie Ziemia wymiernych setek tysięcy ton emisji dwutlenku węgla rocznie. Dla Figene Capital to dopiero pierwszy krok, bo w planach mamy kolejne inwestycje liczone w setkach megawatów.
Zaczęliśmy rozmowę od kontraktu LPP, jedną z największych umów PPA w Polsce. Czy możemy wkrótce spodziewać się kolejnych kontraktów?
- Tak, mogę zdradzić, że pracujemy nad nowymi umowami. Mamy nadzieję ogłosić je w perspektywie kilku tygodni i będą to ważne dla nas wydarzenia.
Patrzymy dziś z dużą nadzieją na coraz bardziej otwierające się rynki kapitałowe i chcielibyśmy w niedalekiej przyszłości pozyskać z nich środki na dalszy rozwój naszej działalności. Tego typu ogłoszenia nowych, dużych klientów na PPA będą nam w tym pomagały.
Oglądasz archiwalną wersję strony Europejskiego Kongresu Gospodarczego.
Co możesz zrobić:
Przejdź do strony bieżącej edycji lub Kontynuuj przeglądanie