Zakupy komponentów od polskich i europejskich dostawców uchroniły Metal-Fach od przerw w łańcuchach dostaw. Ale powiązania z rynkami azjatyckimi części partnerów tej firmy mocno wpłynęły na ceny ich wyrobów – podkreśla Janusz Kaźmierowski, wiceprezes zarządu Metal-Fachu.
Jak zaburzenia w globalnych łańcuchach dostaw - z powodu pandemii i wojny w Ukrainie - odbiły się na działalności firmy Metal-Fach w ostatnich 12 miesiącach?
- Największym problemem było podniesienie cen przez dostawców. Nie mieliśmy sytuacji, żeby zabrakło jakoś szczególnie asortymentu, ale bardzo mocno podrożały frachty.
My, jako Metal-Fach, nie mamy na szczęście dużych powiązań czy odbiorów produktów z Azji. Polegamy na dostawcach polskich i europejskich. Część naszych dostawców takie powiązania jednak ma. Ale – jak zaznaczyłem – nie wpłynęło to zbyt mocno na dostępność dostarczanych komponentów, lecz przede wszystkim na ich ceny, które wzrosły bardzo mocno.
Jakie decyzje – doraźne i strategiczne – podjęliście państwo w kontekście zaburzeń w dostawach? Czy ostatecznie wrócimy do procesów just-in-time – jak przed pandemią i wojną – z podejścia just-in-case?
– Nie musieliśmy tutaj podejmować żadnych strategicznych decyzji. Pandemia w Chinach czy wojna w Ukrainie nie spowodowały większych zmian w naszej produkcji – i znów: spowodowały one przede wszystkim wzrosty cen.
Jeśli chodzi o wzrosty magazynowe czy zapasy – nie są one u nas zbyt mocno skoncentrowane. Jeśli się działa z pewnymi dostawcami, czyli takimi, z którymi się długo współpracuje, to oni określają nam dość mocno przewidywalnie czasy dostaw.
Jeżeli zaś wiemy, że na jakieś elementy czy półprodukty mamy czekać w dłuższych odstępach czasu, a chcemy sobie zapewnić ciągłość produkcji, to kupujemy wtedy do magazynu większe ilości danego produktu. Czegoś, co wiemy, że jest „płynne”, dostępne od ręki, oczywiście nie magazynowaliśmy i nie magazynujemy.
Czy rola pomocy rządowej jako reakcja na skutki pandemii i zaburzeń w łańcuchach dostaw z perspektywy czasu była w latach 2020-21 adekwatna?
– Nie słyszałem tutaj o jakiejś pomocy bezpośrednio w kontekście łańcuchów dostaw. Ale w 2020 r., kiedy „szalała” pierwsza fala pandemii i sporo ludzi chorowało, skracaliśmy czas pracy, a część załogi wykonywała pracę zdalnie. Firma otrzymała wtedy pomoc z Funduszu Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych, przewidzianego dla firm objętych przestojami, związanymi z covidem.
Sytuacja w handlu międzynarodowym ustabilizowała się w końcu 2022 r. Ale to tylko fragment rzeczywistości… Czy szoki zewnętrzne („czarne łabędzie”) i inne ryzyka w warunkach gospodarowania oznaczają trwałą zmianę w strategii dla państwa firmy?
– Na pewno trudniej się teraz pracuje w dziale finansowym czy wycen... Bo obecnie nie ustali się jednej ceny ewidencyjnej na rok, od której się wyjdzie, narzuci marżę i ustali stały cennik. Zapewne i pan to zaobserwował: nie dotyczy to tylko nas, ale i innych producentów maszyn rolniczych. Cenniki potrafiły się zmieniać kilka razy w ciągu roku...
Trzeba cały czas płynnie monitorować ceny; wycena musi być dokonywana na bieżąco. Niestety, należy szybko reagować, bo w pewnym momencie swoje produkty można sprzedawać ze stratą i nagle się obudzić z brakiem rentowności.
Także pod względem finansowym czy pod względem systemu – od dawna działamy w systemie klasy ERP – z wycenami nie mamy problemu, ale na pewno dział handlowy musi reagować szybko. W każdym razie sprawnie odpowiadaliśmy na zmiany, ale nie robiliśmy jednorazowych „szokowych” podwyżek.
Czy państwa firma dostrzega spadek popytu w ostatnich miesiącach, a także trudności ze sprzedażą i czy osłabienie koniunktury w 2023 r. lub obserwowany wzrost zapasów może skłonić firmy do wstrzymania podwyżek cen lub nawet obniżek cen? Czy dostrzegają państwo pole do obniżki marż handlowych?
– Nie widzę u nas spadków w zamówieniach zagranicznych, ale na polskim rynku trochę widać zastój w gospodarstwach rolnych. Jest mniejszy popyt na maszyny zielonkowe.
Z kolei notujemy większe zainteresowanie maszynami wielkogabarytowymi niż tymi mniejszymi, dedykowanymi dla mniejszych gospodarstw. A zatem widać, że w tych gospodarstwach jest w tym momencie większy problem z płynnością niż w dużych. „Duży gospodarz” nigdy nie był uzależniony od dopłat, dotacji i programów unijnych, lecz zawsze kalkulował na poziomie własnego budżetu i planu inwestycyjnego co do parku maszynowego. Podsumowując: widać, że udział dużych maszyn rolniczych w sprzedaży rośnie, a spada udział maszyn mniejszych i tańszych.
A co do cen maszyn: raczej myślimy o podwyżkach, a nie o obniżkach. Bo – z jednej strony – wiemy, co się dzieje w kwestii energii i jak wyglądają łańcuchy dostaw oraz wspomniane już przeze mnie podwyżki cen u naszych dostawców. Z drugiej strony: nawet jeśli te przesłanki zostałyby trochę przyhamowane, to trzeba wspomnieć chociażby o tym, że dwukrotnie będziemy mieć do czynienia w tym roku ze wzrostem minimalnych płac (raz już urosły, drugi raz zostaną podniesione od lipca).
W zasadzie w naszym zakładzie nie ma osób otrzymujących płace minimalne, ale trzeba na przykład pamiętać, ile usług, z których korzystamy, opartych jest na płacy minimalnej. Sama inflacja powoduje też to, że koszty wynagrodzeń dla naszych pracowników muszą rosnąć.
W strukturze kosztów naszego przedsiębiorstwa największą część stanowią materiały do produkcji, a drugiej w kolejności są wynagrodzenia – i nawet mały wzrost pensji dla pracowników ma wpływ na duży wzrost kosztów ogólnych zakładu.
Czy doświadczenia z załamaniem łańcucha dostaw i zbytnim uzależnieniem się od producentów azjatyckich (głównie z Chin), a także blokady, sankcje i ograniczenia w handlu Rosją (ale również z Ukrainą - z powodu wojny) sprowokowały w państwa przypadku poszukiwanie nowych rynków zbytu w eksporcie lub istotne zmiany proporcji w sprzedaży na poszczególne rynki?
– Nowych rynków zbytu poszukujemy cały czas. Jeśli chodzi o Rosję, to – oprócz produktów typu przyczepy czy ładowacze czołowe, które zostały objęte sankcjami – pozostałe wyroby rolnicze nie były wpisane na listy sankcyjne, więc tu dalej można było z Rosją handlować, aczkolwiek obroty spadły dość mocno. I obroty z tym krajem oraz Białorusią raczej nie będą się poprawiały – takie są przewidywania – co najmniej przez kilka lat; przyznam, że przed wojną w Ukrainie te rynki zbytu były dla nas niezłe.
Cały czas wzmacniamy sprzedaż na innych rynkach zagranicznych. Dobrze rozwijają się takie kierunki, jak Ameryka Północna i Południowa – widzimy tam duże możliwości i rozwijamy eksport. Jesteśmy też obecni w takich krajach, jak Australia i Nowa Zelandia, nie najgorzej wygląda też w naszym przypadku Afryka Południowa, trochę trudniej rozwija się eksport do Afryki Środkowej.
Liczymy się z tym, że kraje we wspomnianych regionach świata potrzebują dużych maszyn, a one są nieraz nieco problematyczne w transporcie (wiemy, co się działo z frachtami – przewóz na odległe kontynenty nie był tani).
Generalnie mogę powiedzieć, że są rodzaje maszyn, które sprzedają się globalnie i są takie, które cieszą się powodzeniem w regionach. Obecna polityka naszej firmy? Coraz więcej produkować tych „globalnych” maszyn.
Co może skutecznie zachęcać do przenosin produkcji w procesie nearshoringu do Europy Środkowej czy Polski? Czy to już widać? I jakie są na to szanse perspektywicznie?
– Wszystko zależy od tego, jak ukształtuje się globalna polityka. Bo jeśliby zrealizowałby się wariant, że Chiny mocno sprzymierzą się z Rosją, a sojusz krajów demokratycznych stanąłby naprzeciw i zaczął nakładać sankcje na Chiny, to świat się wywróci do góry nogami…
Wtedy byłaby może szansa powrotu – z dalekiej Azji – do większej produkcji w Europie, ale to byłaby operacja obliczona na lata. I na pewno mielibyśmy swego rodzaju „odcięcie” od różnego rodzaju dóbr, na które stać teraz bardzo dużo ludzi, bo jednak rynki azjatyckie spowodowały, że światowa konsumpcja znacząco wzrosła (produkcja tam była dużo tańsza).
W układzie, w którym Chiny będą współpracowały ze światem demokratycznym, Unią Europejską i nic się nie zmieni w stosunkach międzynarodowych (nie będą nałożone żadne sankcje), raczej nie widzę powodu, aby produkcja na masową skalę z Chin przenosiła się tutaj – do Europy i Polski.
Jakie są realne plany inwestycji zagranicznych, w tym przejęć lokalnych przedsiębiorstw – zarówno w przypadku państwa firmy, jak i w ogólniejszym planie naszej gospodarki? Czy stagnacja w Europie to dobry moment na inwestycje zagraniczne?
- Jeśli ktoś dzisiaj coś przejmuje, to raczej wielkie koncerny; widać też w Europie dużą aktywność funduszy inwestycyjnych.
Myślę, że polscy przedsiębiorcy są jeszcze zbyt małymi graczami, by powszechniej myśleć o dużych ekspansjach zagranicznych i takichże przejęciach. Jeśli ktoś się sprzedaje za stosunkowo niewielkie pieniądze, to często ma kłopoty finansowe, a jeżeli firma pozostaje w dobrej kondycji, to jej wartość jest bardzo duża.
Sądzę, że my – mam na myśli czołówkę przedsiębiorstw z polskim kapitałem – jesteśmy nadal jeszcze na tzw. dorobku. Ale oczywiście można myśleć o inwestycjach bardziej handlowych, typu otwieranie przedstawicielstw, punktów handlowych – to jak najbardziej.
Oglądasz archiwalną wersję strony Europejskiego Kongresu Gospodarczego.
Co możesz zrobić:
Przejdź do strony bieżącej edycji lub Kontynuuj przeglądanie