Podstawową linią podziału w Europie – borykającej się z energetycznymi skutkami wojny w Ukrainie – jest spór o miejsce gazu zarówno jako paliwa, jak i elementu nacisku ze strony Rosji.
Przypomnijmy na początku: Europa dzieli się na państwa, które sprowadzają minimalne pule gazu ze Wschodu, jak Belgia, Francja, Holandia czy Portugalia, i kraje, które w znacznym stopniu były uzależnione od dostaw gazu z Rosji. Tu należy wymienić m.in. Polskę, Niemcy, Węgry czy Słowację.
Działania poszczególnych państw UE w kierunku obywania się bez rosyjskich surowców sprawiają na razie wrażenie dosyć chaotycznych – bez spójnej koordynacji na poziomie Unii Europejskiej, której decyzje, np. w sprawie wspólnych zakupów energii, wydają się mieć raczej symboliczny charakter.
Głównym wyzwaniem w kwestii dostaw gazu do państw UE jest wspólnotowa postawa, która zapewni instytucjom europejskim możliwość prowadzenia rozmów w sprawie kontraktów z nowymi partnerami. Takie wysiłki podejmowała Ursula von der Leyen, przewodnicząca Komisji Europejskiej, w sprawie dostaw gazu z Azerbejdżanu do Unii. Dzięki wspomnianej umowie ten import powiększył się z 8 mld sześc. w 2021 r. do 12 mld sześc. w roku 2022.
Większość unijnych krajów poszukuje jednak innych niż rosyjskie dostaw surowców energetycznych na własną rękę. Wymownym przykładem może być wizyta prezydenta Francji Emmanuela Macrona w Algierii. W lipcu zeszłego roku zaś ówczesny premier Włoch Mario Draghi w tymże afrykańskim kraju też zabiegał o zwiększenie dostaw gazu. Algieria – piąta na liście największych producentów gazu na świecie – jest w stanie wypełnić częściowo lukę po imporcie z Rosji.
Mario Draghi podpisał kontrakt z Algierią (za 4 mld euro), który zapewnia Włochom dodatkowe 9 mld sześc., by osiągnąć sumaryczny poziom 30 mld metrów sześc. W 2023 r. Francji – wiemy to nieoficjalnie – udało się zwiększyć dostawy gazu z Algierii o 50 proc.
Największym krótkoterminowym wyzwaniem dla państw Unii jest oczywiście zażegnanie skutków przerw w dostawach rosyjskiego gazu. Obecna łagodna zima łagodzi jednak te trudności.
Znamiennym wymiarem wojny surowcowej było zniszczenie gazociągów biegnących po dnie Bałtyku – Nord Stream I i II. Obydwie te „inicjatywy gazowe” traktowano przez ostatnie lata w środkowo-wschodniej Europie jako narzędzie nacisku energetycznego wobec takich krajów jak Polska czy państwa bałtyckie, które mogły być bez problemu odcięte od dostaw – przy jednoczesnym utrzymaniu stałego zaopatrzenia Europy Zachodniej w błękitne paliwo.
Zniszczenie tego połączenia gazowego z zachodnią częścią Starego Kontynentu sprawiło, że Rosja utraciła zdolność budowania relacji biznesowych z Zachodem. Tyle że zarazem w tym wymiarze Kreml liczy na wywołanie niepokojów w społeczeństwach Europy Zachodniej, sprowokowanych przez blackouty (braki surowców energetycznych z Rosji, w tym przede wszystkim gazu i węgla).
Strategia Moskwy wobec całej Europy była dotychczas odbiciem polityki uprawianej wobec „nieposłusznych” państw dawnego ZSRR, które – w koncepcjach geopolitycznych Rosji – stanowiły strefę jej wpływów. Problematyczne jednak, aby podobna strategia była skuteczna wobec państw europejskich – m.in. dlatego, że mają one faktyczne możliwości dywersyfikacji źródeł energii.
Notabene: owa dywersyfikacja i przejście na LNG mogą być również stymulowane przez prywatne podmioty. Oto na początku grudnia 2022 r. szwajcarska firma Trafigura (globalny gigant surowcowy) zaciągnęła pożyczkę w niemieckich bankach na rzecz dostaw gazu LNG dla Niemiec w celu „rekompensaty” strat dla tej energochłonnej gospodarki po zamknięciu rynku gazowego w Rosji.
Rosja stara się budować sojusze wśród głównych eksporterów ropy naftowej, którzy jako kartel regulują wydobycia ropy, co przekłada się na ceny tego surowca, a z perspektywy Rosji – na łatwiejsze „utrzymywanie” swej gospodarki, ponoszącej znaczne koszty (nie tylko społeczne, ale również czysto materialne) agresji na Ukrainę oraz sankcji Zachodu.
Wymiernym skutkiem wojny surowcowej między Zachodem i Rosją stało się nałożenie przez Unię, państwa G7 oraz Australię limitów na ceny ropy na poziomie 60 dol. za baryłkę. Te decyzje są połączone z embargiem na import rosyjskiej ropy drogą morską.
Kluczowe znaczenie z perspektywy Moskwy w ofensywie na rynkach surowcowych ma budowa partnerstwa z krajami Zatoki Perskiej. To pozwala Putinowi utrzymać relatywną stabilność finansową państwa, gdyż aż ok. 40 proc. budżetu przed agresją na Ukrainę tworzył eksport ropy i gazu.
Współpraca Rosji z państwami Zatoki Perskiej w formacie OPEC+ daje bowiem możliwość utrzymywania odpowiednich cen surowców energetycznych poprzez regulowanie wydobycia. Jeszcze przed inwazją Rosji na Ukrainę (w latach 2019-2021) budżet państwa był optymalny, jeśli cena baryłki ropy przekraczała 40 dol. Wyższe ceny zwiększały również opłacalność wydobycia ropy z trudno dostępnych terenów szelfu arktycznego, który w przyszłości ma stać się jej istotną bazą produkcyjną.
W ostatnich miesiącach zaobserwowano wzmożoną aktywność dyplomatyczną Rosji w ramach współpracy z państwami OPEC+, przede wszystkim z Arabią Saudyjską. W tym kontekście decyzja Rijadu i innych państw tego stowarzyszenia producentów o ograniczeniu wydobycia ropy (z listopada 2022 r.) spotkała się ze stanowczą reakcją Stanów Zjednoczonych, które uznały to postanowienie za bezpośrednie wsparcie Rosji w jej wysiłku wojennym.
Szef komisji spraw zagranicznych Senatu USA Bob Menendez zapowiedział blokowanie współpracy z Rijadem i zaznaczył, że Arabia Saudyjska – zgadzając się na redukcję wydobycia ropy naftowej w celu wzrostu jej cen – de facto poparła rosyjską inwazję na Ukrainę.
Zachód odetchnął jednak z ulgą po decyzji państw eksportujących ropę, kiedy to 5 grudnia, podczas obrad w Wiedniu, zadecydowano o niezmniejszaniu wydobycia ropy i utrzymaniu jej na poziomie 29,9 mln baryłek dziennie, co z kolei pozwoliło utrzymać ceny na poziomie ok. 80 dol. za baryłkę.
Ze względu na odcięcie rynków europejskich od ropy i gazu zmieniły się łańcuchy dostaw surowców energetycznych z Rosji. Sankcje państw Zachodu wymuszają na Moskwie poszukiwanie nowych partnerów energetycznych, którzy mogliby „skonsumować” nadwyżki surowców, które nie trafiają na rynki europejskie.
Głównym odbiorcą rosyjskich surowców są tu Chiny, do których eksport rosyjskiego gazu w pierwszych ośmiu miesiącach br. wzrósł trzykrotnie, osiągając wartość prawie 2,4 mld dol.
Kolejnym państwem, które skorzystało na zamrożeniu współpracy energetycznej między Moskwą a Kijowem, były Indie: powiększyły pięciokrotnie import ropy naftowej z Rosji. Rosja zajęła 2. pozycję wśród eksporterów ropy naftowej do Indii, awansując z 10. miejsca rok wcześniej.
Te wzrosty eksportu na rynki azjatyckie w pewnym sensie rekompensują Moskwie straty z zablokowania rynków zachodnich. Rosyjski eksport paliw kopalnych do UE spadł bowiem o 35 proc., Stany Zjednoczone i Wielka Brytania odnotowały tu spadki o około 90 proc., a Japonia o około 70 proc. Jak wylicza agencja Nikkei, kosztuje to Moskwę około 250 mln euro dziennie.
Ogólny spadek rosyjskiego eksportu energii jest jednak znacznie mniejszy i wynosi ok. 170 mln euro (podkreślamy raz jeszcze: za sprawą utrzymania wymiany handlowej z rynkami azjatyckimi). Dodajmy, że handel z Azją gazem i ropą nie jest taki prosty: brakuje infrastruktury o odpowiedniej skali, a i zapotrzebowanie – zwłaszcza Chin – bywa mniejsze od spodziewanego.
Jako się rzekło, umiarkowany sukces sankcji zachodnich wymierzonych w Rosję jest związany również ze wzrostem cen surowców energetycznych. W pierwszej połowie roku 2022 dotyczył on przede wszystkim węgla (średnio o 70 proc.), ropy i gazu (od 25 do 55 proc.) i metali, takich jak nikiel i platyna (od 21 do 47 proc.).
Te przyrosty cen przełożyły się istotnie na kondycję gospodarczą Rosji, która jednak – mimo nałożenia sankcji przez Zachód – jest w stanie nadal prowadzić działania zbrojne w Ukrainie. W ciągu pierwszych sześciu miesięcy wojny Rosja zarobiła na surowcach 158 mld euro. Koszty wojny w tym samym okresie są zaś szacowane na 100 mld euro – podaje Nikkei.
Niepowodzenia militarne Rosjan, wiążące się z zatrzymaniem ofensywy na Ukrainie oraz wycofywaniem z zajmowanych terytoriów, sprawiły, że nową strategią Moskwy stało się intensywne niszczenie infrastruktury krytycznej w podbijanym państwie.
Do 11 października Ukraina eksportowała prąd pochodzący z elektrowni atomowych na terytoriach kontrolowanych przez Kijów do innych państw europejskich (głównie na Węgry). Ma ona połączenia energetyczne z Polską, Słowacją, Węgrami czy Mołdawią. Wskutek wojennych zniszczeń do 19 listopada zeszłego roku połowy, a po precyzyjnych atakach sił rosyjskich do 23 listopada większości pozostałej infrastruktury energetycznej – doszło do licznych blackoutów w Ukrainie oraz w bezpośrednio połączonej energetycznie z systemem ukraińskim Mołdawii. I do przejścia w tryb awaryjny całego systemu ukraińskich elektrowni atomowych.
Dążenie do faktycznego paraliżu systemu energetycznego Ukrainy jest zarazem działaniem zmierzającym – w nadziejach Rosjan – do załamania tamtejszego systemu politycznego pod wpływem niepokojów społecznych. Drugim aspektem pozostaje obciążenie systemu energetycznego państw europejskich, gdyż te zobowiązały się do pomocy Kijowowi (na razie 600 MW wsparcia).
A może remedium to wielka redukcja konieczności wykorzystywania gazu i ropy? W planach KE dotyczących celów klimatycznych pojawiła się narracja, jakoby obecny kryzys energetyczny był szansą na przyspieszenie transformacji energetycznej i inwestowania w źródła odnawialne.
Nowe cele energetyczne proponowane przez Komisję stają się coraz ambitniejsze – wymieńmy tu tylko zwiększenie wykorzystania OZE z poziomu 40 do 45 proc. w miksie energetycznym do 2030 r. czy przyrost – z 14 do 26 proc. – wykorzystania zielonej energii w transporcie do tegoż roku.
Niemcy powiększyły udział energii pochodzącej z OZE do 49 proc. ogólnej puli w I połowie 2022 r. (np. udział energii wiatrowej urósł o 14 proc. w stosunku do roku poprzedniego). Na poziomie całej Unii Europejskiej 37 proc. energii pochodzi już z OZE (dane Eurostatu); liderem pozostaje Austria z wykorzystaniem odnawialnych źródeł na poziomie 78 proc.
W Polsce udział OZE w miksie energetycznym sięga niespełna 16 proc., co wiąże się przede wszystkim z funkcjonowaniem zasady 10H, która ogranicza rozwój energetyki wiatrowej (na lądzie).
Renesans przeżywa energia nuklearna, która może stanowić istotne „zabezpieczenie energetyczne”. W kilkunastu państwach UE działa dziś ok. 100 reaktorów, które produkują 1/4 energii na potrzeby wewnętrzne Wspólnoty.
W Niemczech doszło do przedłużenia pracy trzech ostatnich elektrowni atomowych (miały zostać wygaszone 31 grudnia br.). Czechy i Słowacja zamierzają inwestować w budowę kolejnych reaktorów. Największe zaś inwestycje w tej materii szykują się w Polsce; plan budowy pierwszej elektrowni atomowej w ciągu dekady zyskał akceptację większości społeczeństwa (ok. 64 proc. Polaków popiera rozwój tego sektora energetyki wytwórczej).
A technologie wodorowe? Mimo politycznego wsparcia, licznych deklaracji, programów i ambicji (również w Polsce) ich upowszechnienie, powstanie gospodarki wodorowej i rynku wodoru to nadal niejasna perspektywa. Sporo się jednak w tej dziedzinie dzieje.
Ciekawym projektem jest na przykład budowa podmorskiego rurociągu między Marsylią i Barceloną – zdolnego nie tylko do transportu gazu ziemnego, ale również wodoru, co sprawiło, że Komisja Europejska postanowiła wesprzeć to przedsięwzięcie. W Hamburgu powstaje terminal, który ma od roku 2026 zaopatrywać Niemcy w wodór.
– Przebudowa niemieckiego przemysłu w kierunku gospodarki wodorowej ma obecnie kluczowe znaczenie, a wodór będzie importowany w dużych ilościach – oznajmił Olaf Scholz, kanclerz Niemiec, podczas konferencji prasowej z prezydentem Egiptu Abd el-Fatahem es-Sisim.
Produkcja tzw. zielonego wodoru wymaga dużych ilości energii odnawialnej (przede wszystkim fotowoltaiki); wodór i paliwa na bazie wodoru mogą być zatem sposobem na przesył energii ze źródeł odnawialnych na duże odległości. To szansa nie tylko dla Egiptu, ale szerzej – dla krajów globalnego Południa, które nie były dotychczas eksporterami energii ani paliw.
Tekst pochodzi z nru 04/2022 Magazynu Gospodarczego Nowy Przemysł.
Oglądasz archiwalną wersję strony Europejskiego Kongresu Gospodarczego.
Co możesz zrobić:
Przejdź do strony bieżącej edycji lub Kontynuuj przeglądanie