- OTB Ventures zainwestuje 150 mln euro w innowacyjne firmy z branży deep tech w ramach nowego funduszu. Spółki z naszego portfela mają potencjał zmieniania świata na lepsze - mówił w kuluarach konferencji EEC Trends w rozmowie z WNP.PL partner w OTB Ventures Wojciech Walniczek.
Firma OTB Ventures w listopadzie 2022 roku ogłosiła nowy fundusz OTB Fund II o docelowej wielkości 150 mln euro. Środki są przeznaczone na inwestycje w innowacyjne firmy z branży deep tech. Jakie projekty dofinansowaliście już do tej pory?
- Z nowego funduszu zainwestowaliśmy już w trzy przedsięwzięcia. Pierwszy projekt to SettleMint, platforma do tworzenia i wdrożenia aplikacji w blockchainie - skierowana do korporacji, które dzięki temu rozwiązaniu będą mogły - nawet bez specjalistów w tej dziedzinie - zbudować infrastrukturę z wykorzystaniem blockchainu.
Druga spółka to ClearSpace, która konstruuje satelitę – robota autonomicznego do usuwania śmieci w kosmosie, takich jak niedziałające już satelity, części rakiet, które krążą na orbitach. Inna możliwość wykorzystania technologii spółki to serwisowanie aktywnych satelitów, aby przedłużyć ich pracę w kosmosie.
Trzecia inwestycja została już wybrana, ale jeszcze jej nie ogłaszamy...
Dlaczego stawiacie akurat na branżę deep tech?
- Kontynuujemy pracę rozpoczętą przy okazji finansowania inwestycji z tej branży z naszego pierwszego funduszu. Dwóch założycieli OTB Ventures (były wiceprezes Intel Capital, Marcin Hejka i były wiceprezes Banku Pekao i twórca Expandera, Adam Niewiński – przyp. red.) zaczęło od inwestycji w branżę deep tech, gdyż wynikało to z ich wcześniejszego doświadczenia i atrakcyjności tego rynku.
Są to inwestycje o dużym poziomie innowacyjności z niezwykle atrakcyjnym profilem potencjalnego zwrotu. W związku z tym, że te inwestycje są tak trudne, w branży jest relatywnie mała konkurencja. W Europie w deep techu jest obecnych kilku inwestorów, którzy się tym profesjonalnie zajmują. Znamy się, rozmawiamy i raczej wolimy kooperować, niż konkurować.
Kolejna zaleta deep techu to możliwość pozycjonowania OTB jako lidera europejskiego, np. w spacetechu jesteśmy prawdopodobnie wśród top 5 najbardziej aktywnych funduszy w Europie.
Spółki z tej branży tworzą innowacje, więc nawet jeżeli firmy, w które inwestujemy, nie odniosą wielkiego komercyjnego sukcesu, to już powstanie tej wartości intelektualnej jest bardzo wartościowe i „monetyzowalne”.
Poza tym wszyscy w OTB mamy ciekawość tej branży, chcemy się z nią intelektualnie zmierzyć.
Jedną z zalet deep techu jest tworzenie technologii, innowacji, które realnie zmieniają świat. Czy ma to znaczenie dla OTB przy inwestowaniu w firmy z tej branży?
- Zarobienie pieniędzy dla naszych inwestorów to oczywiście podstawowy cel funduszu, warunek konieczny, ale chcieliśmy też inwestować w spółki, które tworzą innowacje, zmieniają rzeczywistość w sposób niekiedy skokowy, a nie budują kolejną aplikację mobilną albo kolejny e-commerce... Wszystkie nasze spółki mają potencjał zmieniania świata na lepsze.
Np. Iceye buduje i obsługuje konstelację satelitów, które obserwują Ziemię w technologii radarowej, a nie w spektrum widzialnym; tym samym „widzą” przez chmury, dym, w nocy, w bardzo złych warunkach pogodowych. Jest to krytyczne np. w sytuacji katastrof naturalnych jak powodzie.
Satelity te są w stanie kierować działaniami służb ratowniczych, rządów w czasie takiej katastrofy. Później mogą pracować z ubezpieczycielami, żeby usprawnić proces wypłaty odszkodowań.
Inny start-up z naszego portfela – Hydrosat - pracuje nad technologią obserwacji Ziemi w spektrum termalnym i podczerwonym. Dzięki temu będzie można obserwować, jak rośliny emitują ciepło i parują, tym samym umożliwiając bardziej dokładne nawadnianie upraw i lepsze przewidywania plonów.
Ta technologia w czasach problemów z zasobami wody, a zarazem z brakiem żywności w niektórych rejonach świata, odpowiada zatem na wiele wyzwań.
Kiedy przyjrzymy się portfelowi spółek OTB, to drugim jego wyróżnikiem, oprócz branży deep tech, jest inwestowanie w firmy oparte na talentach intelektualnych z Europy Środkowo-Wschodniej (CEE). To też jeden z filarów strategii inwestycyjnej OTB?
- To bardzo świadoma strategia. Tworząc pierwszy fundusz, wybraliśmy taki obszar, gdzie czuliśmy, że mamy przewagę.
Z jednej strony zatem deep tech - spółki, które budują globalne rozwiązania, a z drugiej strony - zespoły technologiczne wywodzące się z naszego regionu. Dla nas to bardzo ważne, że nie są to spółki, które koncentrują się tylko na rynkach lokalnych, ale wykorzystują olbrzymi potencjał i energię drzemiącą w talentach technologicznych regionu do zbudowania globalnych rozwiązań.
Widzieliśmy wówczas jeszcze niedoceniany (teraz już coraz bardziej) potencjał ludzi z regionu CEE (Europa Środkowa i Wschodnia - przyp. red.), tkwiący w uczelniach, w centrach outsourcingowych wielkich spółek technologicznych etc. Wiedzieliśmy, że ci ludzie w pewnym momencie znudzą się, będą szukali nowych wyzwań, źródeł satysfakcji zawodowej - i zaczną coś budować.
Cały czas region CEE pozostaje fundamentem strategii w drugim funduszu, ale w niektórych branżach, jak np. spacetech, czujemy się już na tyle mocni, że rozglądamy się po całej Europie.
Spółki z portfel OTB działają jednak nie tylko w regionie CEE... Czy myślenie przez twórców start-upów już na etapie pomysłu o wejściu na rynki zagraniczne jest dziś z punktu widzenia inwestora warunkiem konieczne?
- Oparcie komercyjnej strategii, szczególnie w branży deep tech, gdzie mówimy o bardzo zaawansowanych rozwiązaniach, na tym regionie byłoby trudne. Patrzmy zatem na projekty, gdzie ambicje komercyjne są globalne.
Praktycznie wszystkie spółki, w które zainwestowaliśmy, komercyjnie są obecne już poza regionem CEE i obsługują albo cały kontynent europejski albo wiele kontynentów. To ryzykowne inwestycje już na poziomie technologicznym, więc zmniejszanie sobie potencjalnego rynku byłoby samobójstwem. Celujemy w zespoły, które wiedzą, jakie rynki mają największy sens komercyjny i tam uderzają, a z czasem rozwijają się na inne regiony.
Czy założyciele polskich start-upów, pomijając specyfikę branży deep tech, rzeczywiście myślą w ten sposób, czyli na etapie tworzenia strategii uwzględniają w niej rynki zagraniczne?
- Widać postęp pod tym względem, ale nadal takiego myślenia wśród polskich start-upów jest za mało.
A z czego to wynika? Czy tylko z braku odpowiednich środków na ekspansję zagraniczną?
- Trochę z mentalności, trochę z braku pewności siebie (to oczywiście się zmienia i generalizuję tu w pewien sposób, ale tak właśnie jest). Ale również z większej awersji do ryzyka. Wyjście poza swoją strefę komfortu, poza Polskę, na rynki, gdzie część rzeczy robi się zupełnie inaczej, jest trudne.
Pewnych rzeczy trzeba się wówczas nauczyć od nowa, zatrudnić ludzi. Wyjście na inne rynki to większe ryzyko. Dostęp do kapitału w Polsce też jest znacznie mniejszy niż w krajach zachodnich. Na pewno łatwiej tamtejszym start-upom wchodzić na rynki, które są tańsze, niż Polakom - na droższe. To fundamentalne różnice! Niemniej dużo tkwi - jak wspomniałem - w naszej mentalności i poczuciu ryzyka. Zmienia się to, ale za wolno... Właściwie każdy start-up powinien mieć globalną strategię.
Są oczywiście przykłady spółek konsumenckich, które zbudowały duży biznes w Polsce, np. Allegro, Inpost czy Żabka. W branży technologicznej, a już deep tech w szczególności, to jednak zupełnie inna bajka.
Co mogłoby pomóc w zmianie tego nastawienia polskich twórców start-upów?
- Jak powiedział w czasie debaty ("Tech dla inwestora" podczas EEC Trends - przyp. red.) Maciej Balsewicz (CEO, partner zarządzający, bValue - przyp. red.) i ja się z tym zgadzam - budowanie start-upu jest jak żucie szkła. Z zewnątrz może się to wydawać piękną przygodą, ale to bardzo ciężka droga, krew, pot i łzy, wiele frustracji, niepowodzeń itd. Samo to już jest trudne, a dodawanie sobie do tego globalności podnosi jeszcze poprzeczkę...
Najlepsi założyciele firm jednak to robią, dołączają tę globalność już na początku strategii, ten dodatkowy ból w pakiecie, żeby potem było trochę łatwiej.
Takim przykładem mogą być Łotwa czy Estonia, gdzie rynki wewnętrzne są za małe, żeby budować coś tylko na nich. Estonia ma dodatkowo to szczęście, że dosyć szybko pojawiły się tam duże spółki, takie jak Skype czy TransferWise, które osiągnęły globalny sukces i pokazały ludziom, że można być z małego kraju i zbudować światową firmę.
W Polsce takiego klasycznego przykładu szybko rosnącego start-upu, dominującego na światowym rynku – może poza CD Projektem (producent gier, m.in. Wiedźmina – przyp. red.), choć to też nieco inna historia – jeszcze nie mieliśmy.
Gdy zaczną powstawać takie wielkie spółki w Polsce, gdy ludzie zobaczą, jak szybko można budować globalną organizację, zarobią w niej pieniądze i zaczną reinwestować, to będzie dobry przykład. Takiej zmiany powinniśmy się spodziewać w naszym kraju w perspektywie 5-10 lat. Będziemy na to czekać.
Oglądasz archiwalną wersję strony Europejskiego Kongresu Gospodarczego.
Co możesz zrobić:
Przejdź do strony bieżącej edycji lub Kontynuuj przeglądanie