Hutnicy od lat podnoszą, że ich branża stanowi o bezpieczeństwie państwa, i że należy dbać o własną produkcję wyrobów stalowych. Teraz, wobec agresji Rosji na Ukrainę, ich słowa brzmią szczególnie trafnie. Apel o zwiększenie mocy produkcyjnych w Polsce, sformułowany na Europejskim Kongresie Gospodarczym w Katowicach, jest nader aktualny.
Od dwóch lat rynek stali jest bardzo mocno rozchwiany. Trudno na nim o przewidywalność pozwalającą na efektywne zarządzanie procesami gospodarczymi. Najpierw uderzyła w niego pandemia, rwąc łańcuchy dostaw, a potem wojna na Ukrainie. Ma to bardzo poważne skutki.
- Takich cen surowców nie było nigdy w historii. Cena rudy żelaza pod koniec ub. roku doszła aż do 240 dolarów za tonę. Potem zaczęła się obniżać, ale po napaści Rosji na Ukrainę ponownie wzrosła. Dziś kosztuje około 150 dolarów za tonę, dwukrotnie więcej niż roku temu. Złom stalowy zanotował czterokrotny wzrost w stosunku do roku 2020. Kosztuje ponad 500 dolarów za tonę. Energia elektryczna podrożała 3-4 krotnie. Gaz jest droży niż rok temu 10-krotnie, a hutnictwo używa go sporo, nawet 0,5 mld m3 - wyliczał Stefan Dzienniak, prezes Hutniczej Izby Przemysłowo-Handlowej, podczas debaty „Hutnictwo” na niedawnym XIV Europejskim Kongresie Gospodarczym w Katowicach.
Wzrost cen surowców odbił się na cenach wyrobów.
- Pandemia spowodowała średni wzrost o 50 proc., a gdy Rosja zaatakowała Ukrainę, ceny poszły w górę o dodatkowe 100 proc. - powiedziała Iwona Dybał, prezes Polskiej Unii Dystrybutorów Stali. - Na rynku nastąpiło prawdziwe trzęsienie ziemi, wybuchła panika. Huty przestały przyjmować zamówienia. Wyglądało, że stali jest tyle, ile w hutach i na placach u dystrybutorów, a co dalej, nie było wiadomo.
Henryk Orczykowski, prezes Stalprofilu, zwrócił uwagę, że w pierwszym okresie po ataku firmy dystrybucyjne nie miały jak rzetelnie ustalić cen. Robią to zwykle dodając do bieżącej ceny producenta swoją marżę. Tymczasem niektóre huty wstrzymały sprzedaż i przestały oferować. Dystrybucja straciła więc punkt odniesienia.
- Mieliśmy w spółce do czynienia z sytuacją kryzysową. Każdego dnia identyfikowaliśmy ryzyka, analizowaliśmy przepływy finansowe, patrzyliśmy, co przynoszą kolejne pakiety sankcji. Dzięki temu mogliśmy zarządzać firmą. Niestety, zdarzało się, że producenci anulowali zamówienia, czasem arbitralnie podnosili ceny - powiedział prezes Stalprofilu, dodając, że to nie dystrybucja jest odpowiedzialna za podwyżki.
Przemysław Sztuczkowski, prezes Cognor Holding, przyznał, że rzeczywiście w ofertowaniu nastąpiło wahnięcie, ale jego huty nie zatrzymały sprzedaży na dłużej niż dwa, trzy dni.
- Zrealizowaliśmy kontrakty zgodnie z ich zapisami, są dla nas świętością - powiedział Sztuczkowski, dementując informację, że na rynku brakuje stali. - Na pewno nie u nas. Mamy pełne magazyny, można kupować. Może występują gdzieś na rynku problemy z niektórymi asortymentami, z racji zerwania łańcuchów dostaw, ale produkowane przez nas wyroby długie są dostępne.
Sprzedaży nie zamknął też ArcelorMittal Poland. Tomasz Ślęzak z zarządu spółki przyznał jednak, że skala turbulencji była bardzo duża, a wyniku przerwania dostaw rosyjskiego gazu do Polski można spodziewać się podwyżek cen tego paliwa. - Myślę jednak, że damy sobie z tym radę - powiedział.
Oprócz skoków cen problemem dla branży jest brak jasnej wykładni dotyczącej rozliczenia zakupu rosyjskiej stali jeszcze przed wprowadzeniem sankcji.
- Unijne rozporządzenie mówi, że zakup towaru przed 14 marca może być sfinalizowany do 16 czerwca. Należy za niego zapłacić, ale jak to zrobić? Konta wykorzystywane wcześniej w analogicznych transakcjach zamrożono. W firmach pojawiły się wezwania do przelania pieniędzy, w związku z dokonaniem cesji należności, na inne rachunki, w innych bankach. Obawialiśmy się, że to sposób ominięcia sankcji. Z jednej strony nad polskimi kontrahentami ciąży ciąży obowiązek zapłaty, z drugiej możliwość kary za złamanie sankcji w kwocie do 20 mln zł - mówiła Iwona Dybał.
Branża jest doświadczona problemami z rozliczaniem VAT-u przez nieuczciwe firmy (karuzele VAT-owskie), więc stara się dmuchać na zimne. Skierowała prośby o interpretację przepisów do Ministerstwa Finansów, Ministerstwa Spraw Zagranicznych, Polskiego Funduszu Rozwoju, a na koniec do premiera. Na razie są one bez echa.
Nie ma jeszcze danych szczegółowych za marzec, ale wiadomo, że na skutek wojny do Polski nie trafi około 3 mln ton stali, z Rosji i Białorusi na skutek sankcji, z Ukrainy ze względu na działania wojenne z głośnym przykładem zakładów Azowstal, które obrońcy Mariupola zamienili w swój ostatni bastion.
Te 3 mln ton stali na pewno uda się sprowadzić z innych kierunków niż wschodnie, acz lepiej byłoby wyprodukować to w Polsce. Czy to możliwe?
Tu może być problem, bo zdolności produkcyjne w Polsce szacowane są na mniej więcej 10,5 mln ton stali surowej. To o 5 mln mniej niż Polska zużyła w 2021 r.
Według wyliczeń Stefana Dzienniaka, praktycznie cały wzrost gospodarczy, który się dokonał po wejściu Polski do Unii Europejskiej, został skonsumowany przez producentów stali spoza granic Polski (dostawy z UE plus import spoza niej). Bieżąca produkcja w Polsce jest równa produkcji z połowy pierwszej dekady wieku. Tymczasem zużycie stali wzrosło o ponad 80 proc. do 15,3 mln ton. Symbolem tego zjawiska było wygaszenie w 2020 r. wielkiego pieca w krakowskiej hucie ArcelorMittal Poland (potencjał 2 mln ton). Zdaniem szefa HIPH, trzeba pilnie odbudować w Polsce 2,5-3 mln ton zdolności produkcyjnych.
Chodzi tu o budowanie niezależności gospodarczej w niepewnych czasach i w to obszarze tak strategicznym jak produkcja stali, ale także o skorzystanie z szansy, która się rysuje w związku ze zmianami w energetyce. Nasz kraj będzie potrzebował jeszcze więcej stali, ponieważ chce przeprowadzić szerokie inwestycje w morską energetykę wiatrową. Do roku 2030 siłownie wiatrowe mają mieć moc 11 GW, zaś docelowo 28 GW. Bez stali budowa wież i turbin jest niemożliwa, tak samo jak linii przesyłowych. To gigantyczny rynek.
- Oddać go obcym producentom, w tym spoza Unii Europejskiej? - zapytał retorycznie Stefan Dzienniak. - W ten sposób nie zmniejszymy uzależnienia polskiej gospodarki. Gdybyśmy dziś podjęli decyzję o zwiększeniu mocy produkcyjnych, nasze huty mogłyby wziąć udział w tym przedsięwzięciu.
Szansą dla polskiego hutnictwa może być także zwiększone zapotrzebowania na stal podczas odbudowy Ukrainy po zakończeniu wojny.
Zdaniem Mariusza Jerzego Goleckiego, podsekretarza stanu w Ministerstwie Rozwoju i Technologii, sektor ma możliwość zwiększenia produkcji do 10 mln ton.
- Będziemy do tego zachęcać i stymulować rozwój branży - powiedział.
Ma w tym pomóc kilka czynników, o które stara się zadbać strona rządowa. To rekompensaty kosztów energii, których limit do roku 2031 r. zwiększono z 9 do 45 mld zł czy środki ze Strategii Produktywności na lata 2020-30 (w sumie do podziału jest 80 mld zł). Szansą hutnictwa jest to, że może ono silnie wpisać się w gospodarkę obiegu zamkniętego (przeróbka złomu) tak pożądaną przez Europejski Zielony Ład. Ministerstwo będzie też chciało przeciwdziałać absurdalnej sytuacji na rynku złomu, który z Unii Europejskiej jest wywożony do Turcji a wraca stamtąd w postaci stali konkurencyjnej dla europejskiej.
Zobacz więcej: Turcja "wyciąga" z Europy prawie cały złom. Polska nie ma jak się bronić
- Deficyt złomu jest dziś bardzo poważnym problemem. Będziemy budować koalicję, że usunąć negatywne skutki tego zjawiska - zapowiedział Mariusz Jerzy Golecki.
Jak dodał, w związku z sytuacją wojenną należy przeprowadzić rozmowę dotyczącą autonomii Europy w zakresie produkcji stali. Tym bardziej, że Stary Kontynent ma tu spore możliwości.
Na marginesie, za niewyobrażalne kilka lat temu ceny złomu odpowiada m.in. rosyjski atak na Ukrainę. Jak powiedział Przemysław Sztuczkowski, po zatamowaniu dostaw z Rosji, Białorusi i Ukrainy Turcja, która jest największym importerem złomu na świecie (18-20 mln ton), spanikowała i zaczęła oferować wysokie ceny. Producenci stali w Europie muszą oferować podobne, żeby wyrwać Turkom chociaż trochę cennego, bo z niskim śladem węglowym, surowca.
Stefan Dzienniak oblicza, że z Polski wyjeżdżą rocznie 2 mln ton złomu. - Powinniśmy go u nas zatrzymać. Nie da się zakazać handlu, ale może nałożyć nań podatek dekarbonizacyjny - zaproponował.
- Jest wojna. Bronią, której się w niej używa są surowce i stal. Stal stanowi o bezpieczeństwie państwa. Dlatego musi ono zaangażować się finansowo w budowę mocy produkcyjnych. Już dzisiaj powinny być prowadzone rozmowy na ten temat - stwierdził Henryk Orczykowski.
- Jeśli dzisiaj nie podejmiemy decyzji, to nie wiem, czy kiedyś się to wydarzy. Im później, tym gorzej - wtórował mu Stefan Dzienniak.
A co na to producenci stali?
Największy z nich to ArcelorMittal Poland dysponujący prawie 50 proc. mocy produkcyjnych w Polsce.
- Przed mami wielkie dzieło dekarbonizacji zakładu w Dąbrowie Górniczej. Na tym się dziś koncentrujemy. Chcielibyśmy przebudować hutę i osiągnąć poziom produkcji około 5 mln ton. Niedawno świętowaliśmy 50 lat od wbicia pierwszej łopaty na budowie huty (d. Huta Katowice - red.). Teraz trzeba wbić kolejne. Proces nie jest prosty, warunki gry zmieniają się w jej trakcie. Spójrzmy na to, co się dzieje na rynku surowcowym, na rynku energii. To, co wczoraj mogło być elementem strategii, dzisiaj przestaje nim być - stwierdził Tomasz Ślęzak.
Z kolei Grupa Cognor zwiększy swoją produkcję o 0,5 mln ton. Do wiosny 2024 r. zainwestuje bowiem blisko pół miliarda złotych w budowę nowoczesnej walcowni prętów i kształtowników gorącowalcowanych w Siemianowicach Śląskich. Firma zagospodaruje teren po dawnej Walcowni Rur Jedność (WRJ).
Czytaj także: Cognor wyda blisko 500 mln zł na walcownię w Siemianowicach Śląskich
Polskie hutnictwo u progu trzecie dekady XXI wieku stoi przed koniecznością rozbudowy mocy produkcyjnych w niełatwych warunkach wymuszanych przez regulacje klimatyczne i ostrą konkurencję. Po agresji Rosji na Ukrainę znaczenia nabrał kontekst bezpieczeństwa narodowego. Mimo że czynniki polityczne są tu niezwykle silne, to jednak produkcja stali i jej sprzedaż to przede wszystkim biznes, obracający się według zasady zamówienie-realizacja-zapłata. Przypomniał o tym prezes Stalprofilu.
- Statystki inwestycji w Polsce są bardzo mocno wypaczone. Wartość rynku rośnie, bo rosną ceny materiałów. Merytorycznie rynek się jednak kurczy, wygląda to niepokojąco. Dla firm wykonawczych najważniejsza jest ciągłość zamówień. Dlatego zwracam się z apelem, aby jak najszybciej zakończyć spór polityczny wokół Krajowego Planu Obudowy. W KPO upatrujemy szansy utrzymania ciągłości rynku inwestycyjnego - powiedział Henryk Orczykowski.
W czasie debaty w Międzynarodowym Centrum Kongresowym w Katowicach poruszono też tematykę zasilania hutnictwa czystą energią a także ochrony rynku, m.in. tzw. podatkiem węglowym CBAM. Dyskusję prowadził Piotr Myszor, dziennikarz WNP.PL.
Oglądasz archiwalną wersję strony Europejskiego Kongresu Gospodarczego.
Co możesz zrobić:
Przejdź do strony bieżącej edycji lub Kontynuuj przeglądanie