W krajach bałtyckich i Finlandii są bardzo dobrze znani. Teraz przyszedł czas na Polskę, która może być także pomostem do pojawienia się na rynkach Niemiec czy u naszych południowych sąsiadów. Rewolucja w LNG sprawiła, że Estończycy z Elengera rozpychają się dość mocno.
Gdy mówię odpowiedzialnemu za biznes Elengera z naszym kraju Marcinowi Płocharskiemu, że jego firma mocno zaczyna "rozbijać się" na rynku, ten się uśmiecha. W końcu plan wykrojenia półprocentowego udziału w polskim rynku gazu na przykład na PGNiG i specjalistach nie robi wrażenia... Ale - mimo dysproporcji potencjału - Estończycy są pełni nadziei. A dla nas pojawienie się nowego gracza z pewnością będzie także korzystne.
Dlaczego Polska - po republikach bałtyckich i Finlandii - stała się nowym celem ekspansji Elengeru?
- Nasze położenie, doświadczenie i fakt, że sami importujemy gaz, sprawiły, że Polska jest dla nas naturalnym celem ekspansji - mówi Płocharski. - Skoro łączy nas GIPL (gazociąg Polsk-Litwa - przyp. red.), to chcemy wykorzystać nasze możliwości. Polski rynek jest dla nas atrakcyjny – mówi menedżer.
Zanim jednak wrócimy do ekspansji w Polsce, przedstawmy estońską firmę i wyjaśnijmy, skąd ma gaz, no bo przecież złóż tego surowca tam nie odkryto... Elenger pozostaje największą prywatną firmą energetyczną w regionie fińsko-bałtyckim. W ojczystej Estonii firma znana jest pod marką Eesti Gaas. Grupa ma łącznie 50 000 klientów i 120 pracowników.
Przed 24 lutego 2022 roku (napaść Rosji na Ukrainę) aż 90 proc. gazu, którym handlowała estońska firma, pochodziło od Gazpromu i innych rosyjskich producentów. Wojna wszystko zmieniła... W ciągu kilku tygodni Elenger przestawił się na gaz z innych źródeł. Najważniejszymi są Norwegia i USA.
- Obecnie sami kupujemy LNG, nabywamy także surowiec na zachodnich giełdach. Nadal dostarczamy i sprzedajemy gaz, tyle że nie ma tam już surowca z Rosji - mówi nam Płocharski.
W sumie w 2021 roku (ze względu na zawirowania wojenne ubiegły nie jest miarodajny) Elenger sprzedał około 20 TWh gazu. Firma to główny gracz w krajach bałtyckich oraz liczący się podmiot w Finlandii.
W tym roku chce zadebiutować ze sprzedażą gazu w naszym kraju. Na razie ma podpisany niewielki stosunkowo kontrakt z jednym odbiorcą. To jednak początek - Elenger liczy na więcej.
Zanim jednak do tego dojdzie, firma musi mieć wszystkie pozwolenia. A proces ich uzyskiwania nie jest prosty. Na przykład czas oczekiwania na licencję konieczną do handlu gazem wyniósł 11 miesięcy i 20 dni. W przypadku Litwy sprawę załatwiono w 13 godzin...
Jednak największym wyzwaniem stało się spełnienie wymogów ustawy o zapasach obowiązkowych gazu. Nakazuje ona importerom gazu posiadanie zapasów surowca, proporcjonalnych do planowanej sprzedaży. Elenger w naszym kraju nie ma magazynów, ale w celu utrzymywania zapasów gazu chce wykorzystywać gigantyczny magazyn na Łotwie – Incukalns (w przypadku zapasów poza granicami musi istnieć możliwość sprowadzenia ich w ciągu 40 dni).
W momencie składania wniosków (w styczniu) okazało się jednak, że GIPL zostanie wyłączony na 43 dni (później skrócono czas przestoju). Efektem tego zgoda nie mogła zostać przyznana... Elenger jest jednak dobrej myśli. Wiele wskazuje, że odpowiednie dokumenty zostaną wkrótce wydane.
Komu spółka chce sprzedawać gaz w Polsce? Płocharski nie ukrywa, że nie będą to indywidualni odbiorcy. Powód jest prozaiczny: to rynek regulowany, zatem aby osiągnąć rentowność, trzeba sprzedawać większe pule gazu, potrzebne jest też rozbudowane zaplecze sprzedaży detalicznej. Wszystko to sprawia, że - przy dużym ryzyku biznesowym i sporym zamrożeniu kapitału - efektywność projektu byłaby niewystarczająca.
Celem Elengeru są zatem inni odbiorcy.
- Skupiamy się na przemyśle, o stabilnym odbiorze gazu przez cały rok. Dlaczego? Bo firmom, które odbierają stabilne liczące się partie gazu, możemy zapewnić atrakcyjne ceny surowca - mówi nam Płocharski.
Atutem estońskiej spółki w podpisywaniu umów ma być to, że oferowane kontrakty są bardzo elastyczne i „skrojone na miarę”. To czynnik, który ma przyciągnąć klientów.
Na jaką sprzedaż liczy spółka?
- Na koniec 2024 roku chcielibyśmy mieć 1TWh gazu rocznie (około 100 mln m sześc.) – mówi menedżer.
Plany Elengeru oznaczają, że firma zamierza zdobyć jakieś pół procenta całego rynku. Jeśli jednak usunąć sprzedaż PGNiG (zajmuje około 80 proc. rynku), to 100 mln oznaczałoby już udział na poziomie 2,5 proc. - a więc całkiem nieźle.
Co ważne: Polska mogłaby się stać trampoliną do sprzedaży gazu do naszych sąsiadów. W końcu dzięki fizycznym połączeniom możliwe jest przesłanie gazu z terminala LNG w Kłajpedzie na Słowację czy do Niemiec. Być może plany Elengeru będą także skutkować także choćby częściowym przywróceniem do „życia” gazociągu jamalskiego. Co prawda obecnie głównym źródłem gazu dla Elengeru pozostaje Kłajpeda, ale spółka fizycznie w przypadku wzrostu zapotrzebowania może przecież gaz tłoczyć gazociągiem, którym pierwotnie miał być przesyłany rosyjski surowiec.
Wszystko to sprawia, że nasz rynek gazu stanie się głębszym, a nowy gracz przyczyni się - na razie wprawdzie w dość skromnym wymiarze - do jego rozruszania. To także zysk dla klientów, wzrost konkurencji może bowiem oznaczać lepsze ceny.
Oglądasz archiwalną wersję strony Europejskiego Kongresu Gospodarczego.
Co możesz zrobić:
Przejdź do strony bieżącej edycji lub Kontynuuj przeglądanie