Kobiety powinny zacząć oszczędzać na emeryturę wcześniej niż mężczyźni
Katarzyna Domagała-Szymonek - 15-09-2021
Największym przeciwnikiem w oszczędzaniu jesteśmy my sami. Jak wynika z badań wybitnych ekonomistów Daniela Kahnemana, Amosa Tvesky’ego i Richarda Thalera, to w naszej naturze leży niechęć do oszczędzania. Choć nie jest to zachowanie zgodne z ideą homo oeconomicus, który działa racjonalnie, nie jesteśmy skłonni do tego, by budować zabezpieczenie finansowe na swoją przyszłość – mówi prezes PFR TFI Ewa Małyszko.
Współcześni 20-latkowie na emeryturze będą otrzymywali świadczenie w wysokości jednej trzeciej obecnego wynagrodzenia. Mimo że to wiedza powszechna, mało kto z nas oszczędza.
– Nie jesteśmy skłonni do tego, by budować zabezpieczenie finansowe na swoją przyszłość. Dzieje się tak, ponieważ oszczędzanie wiąże się z koniecznością rezygnacji z konsumpcji tu i teraz. Nasz mózg odbiera je więc jako utratę czegoś, co jest bardzo silnym, bolesnym uczuciem – mówi prezes PFR TFI Ewa Małyszko.
W trakcie pandemii myśleliśmy o tym, co będzie jutro. Czy starczy na rachunki, jedzenie. Jednak problem niskich emerytur nie zniknął. Prognozy ZUS nie są optymistyczne. Współcześni 20-latkowie na emeryturze będą otrzymywali zaledwie jedną trzecią swojej obecnej pensji. To poważny problem.
- To prawda, od dłuższego czasu słyszymy o niepokojących prognozach dotyczących przyszłych emerytur. Polska znajduje się na szarym końcu rankingów badających sytuację emerytów w krajach europejskich. Według rankingu ONZ Global Age Watch, który prezentuje standardy życia osób powyżej 60 lat, Polska zajmuje ostatnie miejsce w Unii. Nie jest to wynik, który napawa optymizmem na dalsze lata życia emerytów. Ale żeby pokazać to bardziej obrazowo, przypomnijmy, że dziś stopa zastąpienia, czyli stosunek emerytury do wynagrodzenia, wynosi około 54 proc. W 2030 będzie to już jedynie 46 proc., a w 2050 r. tylko 29 proc. Jedynym rozwiązaniem staje się więc posiadanie dodatkowego zabezpieczenia w postaci prywatnych oszczędności.
Jednak mimo powszechnego przekonania, że emerytury z ZUS będą niskie, większość Polaków nie wykazuje dużego zainteresowania oszczędzaniem na przyszłość. Jak wynika z raportu „Postawy Polaków wobec finansów”, 80 proc. gospodarstw domowych posiada rosnące nadwyżki finansowe. Jednocześnie tylko 10 proc. oszczędza na emeryturę.
Zawsze zostanie opcja, by wspierać się dobrze zarabiającymi dziećmi. W końcu, jak podaje GUS, wynagrodzenia w Polsce idą w górę.
- Rzeczywiście, część osób traktuje dzieci jako pewnego rodzaju zabezpieczenie swojej przyszłości. To oczywiście dość naturalne podejście, zgodnie z którym najbliższa rodzina jest naszym wsparciem. Jednak pamiętajmy o tym, że żyjemy w czasach o dużej niepewności i nie jesteśmy w stanie do końca przewidzieć, jaka będzie sytuacja na rynku pracy, jak będą kształtowały się wynagrodzenia za kilkanaście czy kilkadziesiąt lat, a co za tym idzie: czy dzieci będą w stanie zagwarantować nam wsparcie finansowe na takim poziomie, jakiego będziemy potrzebowali.
Pamiętajmy też o tym, że za kilkanaście lat osoby w wieku produkcyjnym będą znacznie bardziej obciążone, co wynika z demografii. Dziś na jednego emeryta przypadają w naszym kraju 2 osoby w wieku produkcyjnym. W 2050 r. sytuacja się odwróci. Szacuje się, że na rynku będzie około 9,7 mln pracowników i 12,4 mln emerytów, co oznacza, że na jednego emeryta przypadnie średnio 0,8 pracownika. Dlatego takiego rozwiązania nie traktowałabym jako głównej formy zabezpieczenia przyszłości i w dalszym ciągu stoję na stanowisku, że to oszczędności gromadzone i pomnażane sukcesywnie są najlepszym rozwiązaniem.
Tylko że nie ma w nas też chęci do oszczędzania. Z raportu Krajowego Rejestru Długów wynika, że w zeszłym roku ponad połowa Polaków nie odłożyła ani złotówki. Jednak – moim zdaniem – podają racjonalny powód: zbyt mały dochód. Nie mają więc z czego odłożyć. Pani zdaniem to tłumaczy ich podejście?
- Myślę, że warto przyjrzeć się tu dwóm kwestiom. Zacznijmy od tego, że największym przeciwnikiem w oszczędzaniu jesteśmy my sami. Jak wynika z badań wybitnych ekonomistów Daniela Kahnemana, Amosa Tvesky’ego i Richarda Thalera, to w naszej naturze leży niechęć do oszczędzania. Choć nie jest to zachowanie zgodne z ideą homo oeconomicus, który działa racjonalnie, nie jesteśmy skłonni do tego, by budować zabezpieczenie finansowe na swoją przyszłość.
fot. Pixabay
Dzieje się tak, ponieważ oszczędzanie wiąże się z koniecznością rezygnacji z konsumpcji tu i teraz. Nasz mózg odbiera je więc jako utratę czegoś, co jest bardzo silnym, bolesnym uczuciem. Nawet perspektywa polepszenia warunków życia w przyszłości nie jest wystarczającą rekompensatą. To skutecznie zniechęca nas do oszczędzania. Dodatkowo weźmy pod uwagę to, że dla wielu osób emerytura jest czymś bardzo odległym. Osoby, które mają dziś 20-30 lat, mają przed sobą co najmniej drugie tyle lat pracy. To więcej niż całe ich dotychczasowe życie, dlatego wiele osób w takim wieku odkłada decyzję o oszczędzaniu na emeryturę na później.
Druga sprawa?
- Drugim zagadnieniem jest kwestia zbyt niskich wynagrodzeń. To sprawa bardzo indywidualna i oczywiście trudno z nią dyskutować, ponieważ wszyscy zdajemy sobie sprawę z dużych rozbieżności płac, chociażby ze względu na staż, wykonywany zawód czy region, w którym mieszkamy. Jednak średnie wynagrodzenie w gospodarce narodowej rośnie i w pierwszych trzech miesiącach roku wyniosło 5681,56 zł brutto.
Rozwiązaniem, o którym bardzo często przypominam w takiej sytuacji, jest oszczędzanie niewielkich kwot, ale regularnie i w długim okresie. Nie chodzi o to, aby obciążać budżet, ale wypracować pewien nawyk. Oczywiście jak już wspomniałam, wcześniej oszczędzanie długoterminowe samo w sobie jest trudne, dlatego psychologowie radzą, by zacząć np. od oszczędzania kontraktowego. Zawarcie pewnego kontraktu z instytucją finansową i zobowiązanie się nawet do niewielkich, ale regularnych wpłat nauczy nas systematyczności i dyscypliny w oszczędzaniu. Po kilkunastu latach zgromadzone w ten sposób środki mogą okazać się istotnym wsparciem w zapewnieniu godnego życia na emeryturze. Właśnie na takiej zasadzie działają Pracownicze Plany Kapitałowe. Założenie programu jest takie, że będziemy odkładać przez wiele lat niewielkie kwoty. Składka podstawowa pracownika to 2 proc. naszego wynagrodzenia brutto. Przy średnim wynagrodzeniu wpłata miesięczna pracownika wyniesie około 113 zł. Ale na jego rachunek PPK trafi aż 198 zł, ponieważ swoją wpłatę dołoży jeszcze pracodawca.
O tym, dlaczego w kwestii emerytur, to kobiety są w gorszej sytuacji, niż mężczyźni, jak zachęcić Polaków do oszczędzania, i czy w ogóle potrafimy gromadzić i pomnażać pieniądze na przyszłość przeczytasz w rozmowie z prezes PFR TFI na PulsHR.pl