Pojawia się coraz więcej głosów, że w związku z wojną na Ukrainie nasz kraj powinien przystąpić do strefy euro. Opinie o spodziewanych efektach tego manewru - w obecnej sytuacji geopolitycznej i makrogospodarczej - są jednak nadal podzielone.
- W obecnej sytuacji musimy zastanowić się, jak Polskę mocniej zakotwiczyć w świecie zachodnim. Wejście do strefy euro nam by w tym pomogło - rekomendował prof. Witold Orłowski podczas debaty na Europejskim Kongresie Gospodarczym w Katowicach.
Prof. Orłowski zastrzegł przy tym, że z ekonomicznego punktu widzenia nie ma jednoznacznej odpowiedzi, co dla Polski byłoby lepsze: wstępować do strefy euro czy nie. To, jak dany kraj radzi sobie gospodarczo, zależy bowiem przede wszystkim od jego polityki ekonomicznej. Przykładem tego są Dania i Szwecja, które nie mają euro, a mimo to ich gospodarki należą do najlepszych na świecie.
Czytaj też: Euro w Polsce - przeliczmy to od nowa
- Euro dawałoby nam większą stabilność i mniejsze ryzyko zaburzeń ekonomicznych - powiedział prof. Witold Orłowski. - Przy złotym ryzyko takich zaburzeń jest większe, ale mając własną walutę, łatwiej nam łagodzić szoki gospodarcze. Podczas kryzysu finansowego z 2008 r. płynny kurs złotego bardzo nam pomógł.
Ekonomiście chodziło o to, że w trakcie tego kryzysu złotówka bardzo się osłabiła, dzięki czemu dużo bardziej opłacalny stał się eksport z Polski (a mniej opłacał się import do naszego kraju). To był jeden z głównych powodów, dla których Polska przeszła przez ten kryzys „suchą nogą”, była nim najmniej dotknięta spośród wszystkich krajów UE.
Dr Łukasz Czernicki, główny ekonomista Ministerstwa Finansów, zajął odmienne stanowisko. W jego opinii argumenty geopolityczne należy brać pod uwagę, ale – jak stwierdził – nie są one wystarczająco mocne, by kierować się nimi, podejmując decyzję w tej sprawie.
Podobny pogląd wyraził Leszek Skiba, prezes Pekao SA i były wiceminister finansów. Jego zdaniem w krótkiej perspektywie przyjęcie euro przez nasz kraj nie jest optymalnym rozwiązaniem, a w dłuższej perspektywie też jest wiele znaków zapytania.
– Po przystąpieniu Polski do strefy euro stopy procentowe byłyby u nas zbyt niskie, a niskie stopy przyczyniają się do inflacji, co widzimy w krajach bałtyckich – przekonywał prezes Pekao. – Między innymi dlatego w krótkim terminie przyjęcie euro nie przyniosłoby Polsce korzyści.
Prezes Pekao wskazał też, że przynależność do eurostrefy wiąże się m.in. z koniecznością ponoszenia wydatków na mechanizmy pomocowe dla krajów południa Europy, które przeżywają od dłuższego czasu duże trudności gospodarcze.
Do tych trudności bardzo przyczyniło się tam właśnie przystąpienie do strefy euro. Bo jak zauważył Ludwik Kotecki, członek Rady Polityki Pieniężnej i były wiceminister finansów, owe państwa, mając dzięki niższym stopom procentowym w eurostrefie tańszy kredyt, przestały się reformować.
– Wprowadzenie wspólnej waluty uśpiło wiele krajów – powiedział Kotecki. – Przyzwyczaiły się one do tańszego pieniądza i nie reformowały, bo nic tego na nich nie wymuszało. Jako kraje strefy euro były traktowane przez inwestorów jako bezpieczny rynek i korzystały z tego, że mogą dzięki temu łatwo sfinansować swoje deficyty i długi.
Kamil Sobolewski, główny ekonomista Pracodawców RP, dodał, że tańsze finansowanie było jednym z głównych argumentów za przyjęciem przez Polskę waluty euro. Miało nam też ułatwić sfinansowanie deficytu budżetowego, który nasz kraj odnotowuje niemal co roku.
Ale - jak ocenił Sobolewski - to już jest przeszłość. Bo np. oprocentowanie włoskich obligacji jest dużo wyższe niż niemieckich, choć oba kraje są w eurostrefie.
– Z powodów ekonomicznych nie ma dziś mocnych przesłanek, żeby szybko wchodzić do strefy euro – ocenił Sobolewski. Jak dodał, zmieniło się też podejście środowisk biznesowych w Polsce do tej kwestii, bo dziś dla nich nie ma większego znaczenia, czy nasz kraj przyjmie euro, czy nie.
Jednak mimo tych wszystkich zastrzeżeń, zdaniem Kamila Sobolewskiego i tak warto byłoby przystąpić do strefy euro, ale z przyczyn politycznych. Bo dziś gospodarcze karty na świecie rozdają dwa kraje – Stany Zjednoczone i Chiny. I dlatego w opinii głównego ekonomisty Pracodawców RP warto budować – w oparciu o strefę euro – duży blok gospodarczy, który nie pozwoli się (wraz z należącymi do niego krajami) tym potęgom zmarginalizować.
Prof. Jarosław Wołkonowski, były dziekan wydziału ekonomiczno-informatycznego wileńskiego oddziału Uniwersytetu w Białymstoku, powiedział, że kraje bałtyckie przystąpiły do strefy euro właśnie głównie z powodów geopolitycznych. Choć w ich przypadku chodziło m.in. o zagrożenie ze strony Rosji.
– Władze Litwy zabiegały o to, żeby zapewnić temu krajowi jak największe bezpieczeństwo – opowiadał prof. Wołkonowski. – To dlatego chciały wejść do strefy euro. Po przyjęciu tej waluty ceny na Litwie wystrzeliły w górę, ale płace nie. To spowodowało, że ludzie zaczęli masowo wyjeżdżać za granicę. Wyjechało milion osób. To bardzo dużo, jak na taki kraj, jak Litwa. Ale mimo to większość Litwinów i litewskich sił politycznych nie chce wyjścia tego państwa ze strefy euro.
Oglądasz archiwalną wersję strony Europejskiego Kongresu Gospodarczego.
Co możesz zrobić:
Przejdź do strony bieżącej edycji lub Kontynuuj przeglądanie