Najnowsze regulacje Unii Europejskiej dotyczące zielonej transformacji elektryzują ostatnio świat biznesu. Rozmawiamy o nich z Weroniką Achramowicz, radcą prawnym w kancelarii Baker McKenzie.
Jednym z ważnych tematów tegorocznego Europejskiego Kongresu Gospodarczego jest zielona transformacja, a w tych ramach kwestia raportowania ESG. Tymczasem im bardziej powszechna jest świadomość wymogów prawnych związanych ze zrównoważonym rozwojem, tym więcej słychać głosów krytyki i zarzutów o greenwashing. Z czego to wynika?
- Przepisy, które Unia Europejska wprowadza, aby zrealizować ambicje polityki klimatycznej, to próba narzucenia reguł biznesowego fair play, idei równości i sprawiedliwości społecznej w zrównoważonej środowiskowo gospodarce o obiegu zamkniętym. To trudne zadanie. Bez rozwiązań stymulujących koncentrację kapitału w UE, bez mechanizmów sankcjonujących działania pseudoekologiczne, te szczytne cele nie miałyby szans realizacji.
Stąd mamy rozporządzenie SFDR (Sustainable Finance Disclosure Regulation - ma ono na celu osiągnięcie większej przejrzystości w odniesieniu do sposobu analizowania ryzyk dla zrównoważonego rozwoju, które występują w ramach działalności prowadzonej przez uczestników rynku finansowego i doradców finansowych - red.), unijną taksonomię (potoczna nazwa nowego aktu prawnego Unii Europejskiej, tj. rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady UE 2020/852 z dnia 18 czerwca 2020 r. w sprawie ustanowienia ram ułatwiających zrównoważone inwestycje - red.).
Kolejna regulacja to CSRD (dyrektywa o raportowaniu w zakresie zrównoważonego rozwoju - red.), jak również szereg regulacji środowiskowych, sektorowych i kolejne inicjatywy prawodawcze jak CSRDDD (Corporate Sustainability Due Diligence Directive, dyrektywa mająca za zadanie zwiększyć publiczną odpowiedzialność przedsiębiorstw poprzez zobowiązanie ich do regularnego ujawniania informacji na temat ich wpływu na społeczeństwo i środowisko - red.).
W końcu dochodzi też regulacja CBAM (Carbon Border Adjustment Mechanism – mechanizm dostosowywania cen na granicach UE z uwzględnieniem emisji CO2 zużytych na wyprodukowanie poza Unią, ale sprowadzanych na jej obszar celny, niektórych towarów i wybranych prekursorów, których produkcja wiąże się z dużymi emisjami CO2: cementu, żelaza i stali, aluminium, nawozów, energii elektrycznej i wodoru - red.) czy tzw. Green Claims Directive (dyrektywa w zakresie uzasadniania i komunikowania deklaracji środowiskowych - red.) na czele.
Trud raportowania, ujawniania, certyfikowania, weryfikowania ma na celu właśnie zapewnienie, że "biznes od nowa" dzieje się naprawdę.
Jedną z najnowszych inicjatyw prawodawczych Unii w zakresie przeciwdziałania zielonemu pseudomarketingowi jest wspomniana przez panią dyrektywa w sprawie uzasadniania i komunikowania zapewnień środowiskowych (tzw. Green Claims Directive), jakie zmiany wprowadza?
- Green Claims Directive to projekt z marca tego roku (opublikowany przez Komisję Europejską 22 marca - red.) wpisuje się w cały szereg inicjatyw unijnych regulatorów i ma na celu ukrócenie wszechogarniającego greenwashingu.
Przy czym łatwo zrozumieć przyczyny powszechności tego zjawiska – z jednej strony ogromna presja rynku, konsumentów, klientów skutkująca tym, że bez "zazielenienia się" trudniej dostać kredyt, dopiąć umowę inwestycyjną czy utrzymać klientów.
Według danych Komisji z 2020 r. 53,3 proc. zbadanych deklaracji środowiskowych było niejasnych, wprowadzających w błąd lub bezpodstawnych, a 40 proc. całkowicie bezpodstawnych.
Dyrektywa natomiast wymaga, między innymi, aby wszystkie zielone deklaracje typu "100 proc. plastiku pochodzącego z recyklingu" czy "ograniczamy emisję CO2 związaną z produkcją tego produktu o 50 proc." były uzasadnione, a samo uzasadnienie zweryfikowane z góry, prospektywnie (w przeciwieństwie do weryfikacji retrospektywnej).
Wyzwaniem będzie zapewnienie wiarygodnych, porównywalnych i wystarczająco precyzyjnych danych, aby móc na nich oprzeć zielone deklaracje, nie ryzykując zarzutu greenwashingu. Problem dostępu do wiarygodnych, porównywalnych, precyzyjnych danych nie jest zresztą odosobniony w Green Claims Directive – raportowanie zgodne z CSRD czy wchodzący od października tego roku wymóg raportowania CBAM stawia rynek przed podobnym wyzwaniem.
Green Claims Directive dotyka zdecydowanie bardziej przedsiębiorców działających w sektorze B2C (rodzaj relacji biznesowej między firmą a klientem indywidualnym), jednak branża samochodowa, budowlana czy przemysł ciężki - choć oczywiście może polec na nieuprawnionych zapewnieniach środowiskowych - bardziej obawia się finansowego obciążenia w postaci CBAM. Na jakim etapie jest jego wdrożenie?
- 18 kwietnia Parlament Europejski przyjął projekt tego rozporządzenia. Było to pierwsze czytanie Parlamentu w zwykłej procedurze ustawodawczej. Oznacza to w skrócie, że rozporządzenie zostanie teraz przekazane Radzie UE. Jeżeli Rada zatwierdzi stanowisko Parlamentu Europejskiego, regulacje CBAM zostaną przyjęte w obecnym brzmieniu.
Natomiast jeżeli Rada nie zatwierdzi stanowiska Parlamentu Europejskiego, przyjmuje własne stanowisko w pierwszym czytaniu i przekaże je ponownie Parlamentowi Europejskiemu.
A czy CBAM w obecnym kształcie może być skuteczny? Na pewno wyzwaniem będzie wiarygodność danych i w ogóle praktyczna możliwość ich otrzymania. Jaka jest pani ocena tej regulacji?
- Wprowadzenie dodatkowych opłat na granicy celnej Unii po to, aby wyrównać szanse konkurencyjne tych producentów, którzy nie przenieśli produkcji wysokoemisyjnych części swojego biznesu do jurysdykcji mniej dojrzałych pod kątem ESG gospodarek, samo w sobie nie jest złe. Diabeł jednak, jak zwykle, tkwi w szczegółach.
W przypadku CBAM prawdziwym problemem może okazać się obowiązek uzyskania od dostawcy produktu (np. spółki działającej pod jurysdykcją prawa chińskiego) informacji, ile wyemitowali ton CO2 w wyniku swojej działalności i odniesienie tych danych do ilości sprowadzanego towaru, bo to z kolei będzie podstawą do ustalenia liczby certyfikatów CBAM, które unijny importer będzie musiał kupić.
Szereg przedsiębiorców objętych tym nowym obowiązkiem będzie musiało zrobić przegląd całego łańcucha dostaw, zobowiązań kontraktowych czy poprawności stosowanych kodów celnych. To są bardzo konkretne obowiązki, które nie pozostaną bez wpływu na ceny produktów końcowych, analizę ryzyk finansowych czy bieżący koszt prowadzenia działalności.
Oglądasz archiwalną wersję strony Europejskiego Kongresu Gospodarczego.
Co możesz zrobić:
Przejdź do strony bieżącej edycji lub Kontynuuj przeglądanie