Zmienia się kształt globalnego handlu. USA i Europa wiedzą już, że nie mogą się rozwijać w oparciu o outsourcing produkcji. Coraz więcej firm omija Chiny. To szansa dla polskiej gospodarki.
Globalny handel bez wątpienia jest w punkcie zwrotnym. Zmieniają się wektory dzałalności gospodarczej i inwestowania za granicą. Obserwujemy teraz kumulację tego zjawiska w związku z agresją Rosji na Ukrainę, ale wcześniej wiele dała do myślenia pandemia zrywająca łańcuchy dostaw i obrazki z pustoszejących miast przemysłowych amerykańskiego Midwestu, których mieszańcy zagłosowali w 2016 r. na Donalda Trumpa i jego „Make America great again”.
Sytuacja jest na tyle skomplikowana, że w środowisku ekonomistów poszukuje się coraz mocniejszych sformułowań do jej opisu. Czarne łabędzie, świat VUCA (akronim od słów: zmienność - volatility, niepewność - uncertainty, złożoność - complexity i niejednoznaczność - ambiguity) ustąpiły ostatnio określeniu „polikryzys”.
Żeby sobie z nim poradzić, zdaniem Michała H. Mrożka, wiceprezesa ING Banku Śląskiego, potrzebne jest przywództwo na poziomie makro i mikro.
- Jeśli chodzi o poziom makro, w analizie geopolitycznej wiodą prym nasi przyjaciele z USA. Amerykanie, mimo silnej polaryzacji politycznej, zgadzają się, że dla zabezpieczenia ich gospodarki potrzebne jest zneutralizowanie rosnącego wpływu Chin, nie do zera, ale w kluczowych obszarach takich jak: energetyka, elektronika i szeroko pojęty sektor automotive - mówi Michał H. Mrożek, dodając, że amerykańska ustawa o redukcji inflacji - IRA - jest w swoim założeniu protekcjonistyczna, ale ma chronić niezależność gospodarczą USA.
Europejską odpowiedzią na problemy z Chinami jest próba wykreowania zielonej gospodarki i takich warunków biznesowych, którym Chińczycy nie sprostają. Równolegle europejskie przedsiębiorstwa podjęły działania neutralizujące ryzyka w świecie polikryzysu. To przede wszystkim: budowanie zapasów, geograficzna dywersyfikacja dostawców, wykorzystanie sztucznej inteligencji do zarządzani łańcuchami dostaw oraz pionowa integracja. W przypadku produkcji oznacza to jak największą liczbę jej faz w obrębie jednej firmy.
- Nie oznacza to końca gospodarki globalnej. Będzie się nadal rozwijać, ale w innej formule - mówi Michał H. Mrożek.
To, że uzależnienie od Chin spędza sen z powiek zachodniemu biznesowi, potwierdzają badania, które w marcu 2022 r. wykonał EY - międzynarodowy koncern świadczący usługi doradcze i audytorskie. Na pytanie, czy to już ten moment, żeby przenosić sourcing z Chin, ponad połowa z dwóch tysięcy ankietowanych na całym świecie firm odpowiedziała nie tylko twierdząco, ale już ten proces rozpoczęła. Co więcej, część respondentów stwierdziło, że już go zakończyli. Inni deklarowali, że będą przenosić swój biznes z Chin w najbliższym czasie.
- W stronę nearshoringu biznes popycha dziś kilka sił. Pierwsza z nich to deglobalizacja, będąca skutkiem wojny handlowej USA-Chiny, która trwa już kilka lat, a pozostali światowi gracze nie mogą pozostać wobec niej obojętni. Europa nie podwyższyła wprawdzie ceł na chińskie produkty, ale też ich nie obniżyła. Po drugie, handel zagraniczny stał się na skutek pandemii trudniejszy, łańcuchy dostaw się rozchwiały, wzrosły koszty transportu, wydłużył jego czas, pojawiły się utrudnienia administracyjne. Po trzecie, swoje zrobiła wojna w Ukrainie - wylicza Sławomir Czajka, partner EY.
Ważne są także sprawy środowiskowe, do których Europa przywiązuje dużą wagę, przygotowując tamę dla chińskiej produkcji w postaci podatku od śladu węglowego.
- Trudno się dziwić, że Amerykanie chcą zbudować swoją gospodarkę na nowo. Zrozumieli, że umieszczenie zbyt wielu mocy produkcyjnych poza krajem oznacza jego uzależnienie - stwierdza Paweł Kurtasz, prezes Polskiej Agencji Inwestycji i Handlu, dodając, że do samowystarczalności powinna dążyć również Unia Europejska. Nie chodzi przy tym o zepchnięcie Chin z pierwszego miejsca w światowym handlu, ale o uzyskanie równowagi. Nawet nie trzeba zresztą przeprowadzać działających już fabryk, wystarczy, że nie będzie się tam lokowało nowych, posługujących się najnowocześniejszymi technologiami. Bo tu jest właśnie sedno sprawy.
Chiny od lat 90. XX stawały się światowym centrum produkcji, co nie znaczy, że Chińczycy w każdym przypadku dysponują najnowocześniejszymi rozwiązanymi. Wiele produktów jedynie kompletują. Oto przykład. W Chinach produkuje się bardzo dużo smartfonów, ale nanorurek węglowych, bez których nie mogą się obejść, Chińczycy nie potrafią wytworzyć.
Tu potentatem jest koreańska firma ANP (Advanced Nano Products). W Chinach APN posiada wprawdzie dużą fabrykę, ale kolejne mają powstać w Japonii, USA i w Polsce. W Skarbimierzu w powiecie brzeskim na Opolszczyźnie za 150 mln zł powstanie jeszcze w tym roku zakład wytwarzający wtórny środek przewodzący do baterii litowo-jonowych. Jego odbiorcami będą głównie koreańscy producenci baterii do pojazdów elektrycznych z woj. dolnośląskiego i śląskiego.
Relokacja może wynikać z czynników nie tylko czysto gospodarczych. W ramach programu Poland Business Harbour, który ma ułatwiać specjalistom ICT z Europy Wschodniej osiedlenie się w Polsce, w 2021 r. wydano 6 tys. wiz, a w roku 2022 aż 47 tys. Relokowano też 50 firm z Białorusi o wartości 100 mln euro.
- Sprowadzanie produkcji bliżej rynków zbytu świadczy o racjonalności decyzji menedżerów i odpowiedzialności przedsiębiorstw, która powinny dysponować pełnymi łańcuchami dostaw - zauważa Kamil Majczak, członek zarządu Ciechu, polskiej firmy chemicznej, potentata w produkcji sody, firmy z liczyli powiązaniami globalnymi.
Jego zdaniem poziom uzależnienia USA i Europy od Chin jest podobny. Gospodarka amerykańska jest za to bardziej produktywna i innowacyjna od europejskiej. Europa jest zaś lepsza od USA w ESG, co wobec wyzwań klimatycznych daje jej w tym obszarze przewagę.
- Nearshoring o trwałe zjawisko. Krótkotrwałe kryzysy czy wahania koniunktury tego nie zmienią. Widzimy to w skali mikro, budując zakłady przemysłowe dla inwestorów polskich i zagranicznych. Ludzie dostrzegają, że przeniesienie produkcji do Chin to był wielki błąd, podyktowany prawdopodobnie chciwością i myśleniem krótkoterminowym - ocenia Robert Jędrzejowski, prezes firmy Pekabex z branży budowlanej, zajmującej się wytwarzaniem prefabrykatów.
Podkreśla, że w relacjach z Chinami brakuje wzajemności. Gdy kilka lat temu Chińczycy chcieli budować w Polsce mieszkania plus, zaprosili do siebie delegację z Pekabeksu. Polacy oglądając tamtejsze hale produkcyjne, zaproponowali stronie chińskiej postawienie nowych. Usłyszeli natychmiastowe i zdecydowane: nie.
Robert Jędrzejowski zwraca też uwagę na bariery dla nearshoringu. To brak wykwalifikowanych pracowników. Już teraz kilkadziesiąt procent załogi w zakładach Pekabeksu to Ukraińcy. Tymczasem w Niemczech pojawi się 2 mln wolnych etatów w związku z przejściem dotychczasowych pracowników na emerytury. Polski rynek pracy może zostać wyssany z kadr.
Sposobem na to jest jakość inwestycji. Kiedyś firma wysyłała do pracy na Zachodzie swoich pracowników. Za 10 godzin pracy jednej osoby, w zaokrągleniu, liczyła sobie 300 euro. Dziś 10 godzin pracy jej pracownika przekłada na wytworzenie produktu za ponad 1000 euro. Innym patentem na przyciągnięcie inwestycji do Polski jest automatyzacja procesów technologicznych.
To, co mówi, Robert Jędrzejowski o jakości w produkcji, potwierdzają dane Polskiej Agencji Inwestycji i Handlu. Polska przyciąga coraz więcej złożonych biznesów ze względu na dostęp do dobrze przygotowanej kadry inżynierskiej.
Tempo nearshoringu zależy od branży. Bardzo trudny, de facto dziś niemożliwy, jest on w przypadku przemysłu farmaceutycznego.
- Dwie dekady temu Europa poszła do kasyna i postawiła wszystkie swoje pieniądze na wiarę w globalizację i w to, że leki zawsze będą pod ręką, nieważne skąd, byle by tanio. Za tym poszły systemy refundacyjne, które powieliły ten sposób myślenia. W efekcie Polska jest w 100 proc. uzależniona od importu substancji czynnych, a Europa w 80 proc. Postępuje też uzależnienie od form gotowych - przypomina Sebastian Szymanek, prezes Polpharmy.
Zimny prysznic przyszedł podczas pandemii, ale już wcześniej z rynku płynęły sygnały, że mogą pojawić się problemy. Nic się jednak nie zmieniło. Co sprytniejsze organizacje wykorzystały covidowy kryzys, kiedy w Europie brakowało substancji czynnych, żeby się wzbogacić, inne zaś straciły pieniądze. Nie zmieniła się jednak filozofia refundowania lekarstw - mają być one przede wszystkim tanie. Europa, między innymi ze względu na ochronę środowiska, nie może zagwarantować taniej produkcji. Bo oczywiście można produkować leki „czysto”, ale to kosztuje.
Kilka krajów: Francja, Niemcy, Hiszpania czy Węgry zdecydowały się na wzmocnienie swojego przemysłu farmaceutycznego, ale per saldo, w skali całej Europy, to za mało, żeby uniezależnić ją od importu. Polpharma radzi sobie w ten sposób, że nie mogąc konkurować z Azją w produkcji wielotonażowej, postawiła na wytwarzanie produkowanych w mniejszych ilościach substancji superczynnych.
W we współczesnym świecie zarysowują się trzy wyraźne strefy wolnego handlu skupione wokół USA, Unii Europejskiej i Chin. Na to nakłada się podział polityczny na demokratyczny Zachód i wschodnie autorytaryzmy. Czy skończy się on nową zimną wojną, która zaostrzyłaby jeszcze bardziej światowy kryzys czy polikryzys?
- Nie, nie będzie drugiej zimnej wojny - Małgorzata Bonikowska, prezes Centrum Stosunków Międzynarodowych, jest co do tego przekonana.
Jak argumentuje, dziś sytuacja jest zupełnie inna niż w latach 50. i 60. XX wieku. Mamy Internet, connectivity - łączność, współzależność w zasadzie wszystkich ze wszystkimi, którą rozbić praktycznie nie sposób. Mamy nowe pokolenie, które myśli w bardziej zunifikowany sposób, niż obecnie podejmujący decyzje polityczne i finansowe, mający ponad 50, 60 lat, a w przypadku USA ponad 70. 30-latkowie myślą dzisiaj bardzo globalnie. To jest szansa na to, żeby świat był bardziej multipolarny niż bipolarny.
Odnosząc się do kryzysów, które prześladują ostatnio świat, a szczególnie Zachód, Małgorzata Bonikowska zauważa, że mają one czasami moc ozdrowieńczą, mogą stanowić swojego rodzaju dzwonek alarmowy. Jej zdaniem Europa jest w sytuacji podobnej do okresu sprzed ogłoszenia w Ameryce New Deal przez prezydenta Roosevelta. Potrzebuje silnego impulsu, który pchnie ją na nowe tory. Może nim być Next Generation EU - unijny fundusz odbudowy o wartości 750 mld euro.
Krótkofalowy problem może się przerodzić w długofalowe rozwiązanie, dźwignąć Europę i pomóc jej w końcu przejść z XX do XXI wieku.
Cytaty pochodzą z debaty „Globalny handel”, która się odbyła 6 lutego 2023 r. na EEC Trends w Warszawie, prowadzonej przez Jacka Ziarno, redaktora naczelnego Magazynu Gospodarczego Nowy Przemysł. EEC Trend to merytoryczny wstęp do kwietniowego Europejskiego Kongresu Gospodarczego w Katowicach.
W trakcie dyskusji mówiono także o Afryce jako miejscu inwestycji, państwowym ekosystemie wsparcia aktywności zagranicznej polskich firmy czy współpracy ING Banku Śląskiego z KUKE.
Oglądasz archiwalną wersję strony Europejskiego Kongresu Gospodarczego.
Co możesz zrobić:
Przejdź do strony bieżącej edycji lub Kontynuuj przeglądanie