Samochód można zatankować już nieco taniej, ale nie samolot. Ceny są nadal na wysokim pułapie, a linie lotnicze wskazują palcem winnych.
- Od wybuchu konfliktu za naszą wschodnią granicą zaobserwowaliśmy w zasadzie skokowy rozjazd między ceną Brent a ceną paliwa lotniczego Jet-A1. Dawniej te wskaźniki utrzymywały się mniej więcej na poziomie 1:9, czyli jak cena ropy była na poziomie 70 dol. za baryłkę, to cena za tonę paliwa lotniczego była w okolicach 680-720 dol. I to był stały współczynnik. Po kilku miesiącach wojny w Ukrainie te wskaźniki się rozjechały, w pewnym momencie nawet do 1:14. W tej chwili odnotowujemy lekką korektę i zbliżamy się do 1:11 - wylicza Andrzej Kobielski, wiceprezes ds. handlowych w Enter Air, największej linii czarterowej w Polsce.
Obecną sytuację na lotniczym rynku paliw doskonale widać na poniższym wykresie. To dane, które na bieżąco agregują i analizują w S&P Global - amerykańskiej korporacji finansowej.
- Wynika to z faktu wybuchu wojny i strategii rafinerii. Koncerny paliwowe wolą obecnie produkować diesla i benzyny samochodowe. Mniej są zainteresowane produkcją paliwa lotniczego. Dlatego cena tego drugiego tak bardzo poszła w górę. Nie chcę snuć domysłów na temat powodów takiej strategii rafinerii i tego, na ile one wykorzystują moment, żeby na tej sytuacji więcej zarobić. Nie zmienia to faktu, że sytuacja utrzymuje się od roku i nadal różnica między tymi dwoma paliwami jest duża - mówi Michał Kaczmarzyk, prezes linii Buzz i szef polskich struktur Ryanaira.
Wyprodukowanie paliwa lotniczego jest jednym z najprostszych procesów rafinacyjnych. Najkrócej mówiąc - po oddzieleniu parafiny powstaje prawie gotowy, lotniczy produkt.
Rozmówcy WNP.PL przypominają też, że w szczycie pandemii cena paliwa lotniczego oscylowała na poziomie 400 dol. za tonę. Dwa lata później trzeba płacić już 1400.
- Niemożliwe jest, że trzykrotnie wzrosły koszty wytworzenia. To jest moim zdaniem kwestia marży spółek paliwowych - wrócił ogromny popyt, linie lotnicze odbudowują się bardzo dynamicznie. Sytuację po prostu teraz się wykorzystuje - dodaje wiceprezes Kobielski z Enter Aira.
Przed fuzją Orlenu z Lotosem ten ostatni odpowiadał za produkcję lwiej części paliwa lotniczego dostępnego na polskim rynku.
Zapytaliśmy w koncernie, z czego wynika skokowy wzrost ceny paliwa lotniczego i zauważalne „rozjechanie się” jego ceny w stosunku do ceny za baryłkę ropy oraz o to, jakie jest spojrzenie Orlenu na sytuację w tym segmencie rynku paliw.
"Ceny paliw lotniczych w Polsce, jak i w całej Europie ustalane są przede wszystkim w oparciu o notowania gotowych produktów paliwowych, w tym przypadku paliwa lotniczego JET na europejskich giełdach. O notowaniach tych nie decydują poszczególne koncerny paliwowe, a czynniki rynkowe, czyli relacja pomiędzy podażą a popytem" - czytamy w oświadczeniu spółki.
Firma przyznaje także, że wprowadzone sankcje gospodarcze na Rosję „wpłynęły na notowania surowców i spowodowały duże zawirowania na rynku”.
"Czynnikami, które wcześniej również wpłynęły na problemy podażowe, są m.in. zamknięcie w trakcie pandemii kilku rafinerii w Europie oraz znaczne ograniczenie eksportu paliw przez Chiny w 2022 r., a także strajki we francuskich rafineriach. Wynikający z wszystkich tych czynników kryzys podaży powoduje, że zaspokojenie wyższego popytu (odradzającego się po okresie pandemii) stanowi pewne wyzwanie dla rynków, a tym samym produkty trudniej dostępne na rynkach stają się relatywnie droższe" - podkreśla Orlen.
- Te ceny uciekły również w Stanach Zjednoczonych. Amerykańskie indeksy były zawsze mniej więcej od 5 do 10 dolarów poniżej indeksów europejskich, teraz są o kilkadziesiąt dolarów wyższe. To nie jest kwestia problemów w Chinach, Francji i paru rafinerii w Europie. To jest moim zdaniem jakaś „zorganizowana akcja” - uważa wiceprezes Enter Air.
Warto podkreślić, że nie ma problemu z dostępnością paliwa lotniczego na rynku. Kłopotem jest cena - również ta wpisana w długoterminowe kontrakty.
- Świadcząc usługę czarterową, a więc oddając do dyspozycji touroperatora samolot wraz z załogą, mamy z góry ustalone ceny paliwa. W sytuacji, kiedy cena paliwa wzrasta ponad zakontraktowany poziom, touroperator bierze na siebie ciężar pokrycia tej różnicy - mówi Michał Kaczmarzyk, prezes linii Buzz, czyli „wakacyjnej” części biznesu Ryanaira.
Jak przyznają w Enter Airze - na początku zeszłego roku w związku z tym sposobem rozliczeń bardzo mocno dostali po kieszeni.
- Mechanizm wpisany we współpracę z touroperatorami ma pewną inercję. Cena referencyjna na konkretny miesiąc jest ustalona w oparciu o średnią cenę miesięcy poprzedzających. Gdy paliwo gwałtowanie zdrożało, my byliśmy rozliczani według średnich cen sprzed tego skoku. Potem cena lekko się obniżyła, więc biura podróży płaciły więcej. Na koniec roku wynik na paliwie lotniczym okazał się dla nas neutralny - wyjaśnia wiceprezes Kobielski.
Z zestawem tych samych pytań o ceny paliw lotniczych zwróciliśmy się do czterech największych touroperatorów w Polsce. Firmom Itaka, Rainbow, Coral Travel oraz TUI.
Pytaliśmy o to, jak bardzo odczuwalny jest wzrost kosztów zakupu paliwa lotniczego dla tych firm i jak przekładają go na swoich klientów. Chcieliśmy się także dowiedzieć, jak próbują osiągnąć kompromis w rozmowach z liniami lotniczymi, by uniknąć skokowych podwyżek swoich ofert.
Pomimo wielu dni, które zostawiliśmy na przygotowanie odpowiedzi, żadna z firm nie zareagowała na nasze pytania.
- Wakacje zdrożały ewidentnie i w cenach zabezpieczono te różnice w kosztach zakupu paliwa. To wpłynie pewnie na to, że znikną oferty typu last minute. Ci, którzy kupią wcześniej wakacje, na pewno na tym nie stracą - ocenia i jednocześnie radzi Andrzej Kobielski, wiceprezes ds. handlowych w Enter Airze.
Oglądasz archiwalną wersję strony Europejskiego Kongresu Gospodarczego.
Co możesz zrobić:
Przejdź do strony bieżącej edycji lub Kontynuuj przeglądanie