Przełom? Nowe otwarcie? Wybory do Parlamentu Europejskiego na pewno wywrą duży wpływ na kształtowanie postaw Zachodu wobec polityczno-gospodarczych „ruchów tektonicznych” na świecie.
Unijne wybory z reguły świadczą o wspólnych zmianach społecznych, które zachodzą na Starym Kontynencie; jednym z tego przejawów są ogólnoeuropejskie protesty rolników.
Tegoroczne wybory będą stanowiły kolejne starcie pomiędzy tzw. brukselskim establishmentem a siłami, które – z różnych pozycji – sprzeciwiają się procesom emancypacji instytucji europejskich wychodzących spod kurateli rządów narodowych.
Elekcje do Parlamentu Europejskiego są traktowane w wielu państwach jako mniej istotne od wyborów krajowych. Zaledwie połowa uprawnionych do głosowania wzięła udział w ostatnich wyborach europejskich w 2019 r., przy czym w niektórych krajach (jak Czechy, Słowacja czy Portugalia) do urn poszedł zaledwie co trzeci uprawniony...
W Polsce frekwencja plasowała się na poziomie 45,68 proc. (do parlamentu krajowego wyniosła 61,74 proc. w tym samym roku). Biorąc pod uwagę, że już tak dużo prawa stanowi się na poziomie europejskim, taka postawa społeczeństw może wydawać się zaskakująca.
Inaczej ta sprawa wygląda jednak z perspektywy obywateli państw europejskich, którzy mają bardzo niewielki dostęp do poszerzonej debaty na poziomie wspólnotowym. Na przykładzie polskich mediów można wykazać, że prace unijnych instytucji są naświetlane bardziej wyraziście właściwie podczas szczytów Rady Europejskiej (najczęściej zresztą w serwisach informacyjnych), a europosłowie, nawet jeśli są proszeni o wypowiedź, koncentrują się głównie na tematach krajowych.
- Zamiast dyskusji wokół polityki energetycznej i klimatycznej - debata o kobiecie z brodą, zamiast spraw związanych z unią bankową i wejściem do wspólnoty walutowej - problem obfitych opadów deszczu… Można odnieść wrażenie, że merytoryczna kampania przed wyborami do Parlamentu Europejskiego mało kogo obchodzi! Potwierdzają to sami kandydaci, którzy zabierają głos m.in. w sprawie matur, Eurowizji i podatku PIT - mówił gorzko w wypowiedzi dla Radia Kraków prof. Jarosław Flis.
Wspomniane podejście może się jednak zmieniać, zważywszy na to, że kwestie wspólnotowe – takie jak Europejski Zielony Ład – stanowią obszar coraz większych tarć wewnątrz Wspólnoty. Dochodzi do protestów wielu grup społecznych, poczynając od rolników, a na transportowcach kończąc.
Kolejne kwestie, które są w coraz większym stopniu utożsamiane z Unią Europejską, stanowią polityka bezpieczeństwa oraz rozbudowa kompetencji UE (także gospodarczej natury).
W 2019 r. jedna z najistotniejszych spraw podnoszonych przez przedstawicieli ugrupowań eurosceptycznych wiązała się z utrzymaniem koncepcji tzw. Europy ojczyzn, w którym to modelu państwa narodowe miały mieć dominujące znaczenie w procesie politycznym, a rola instytucji sprowadzała się jedynie do spraw technicznych i organizacyjnych.
Na drugim biegunie politycznym znajdowała się koncepcja lansowana przez ośrodki centrowe w Unii Europejskiej, które chciały przenosić coraz więcej kompetencji na poziom wspólnotowy.
„Wybory europejskie w 2024 r. mogą stanowić punkt zwrotny w polityce UE: Parlament Europejski tradycyjnie był postępową siłą w kształtowaniu polityki UE, często forsując bardziej dalekosiężne, europejskie rozwiązania niż Rada. Dynamika ta może ulec zasadniczej zmianie po wyborach w 2024 r., przy czym oczekuje się, że obecna równowaga sił zmieni się na korzyść bardziej prawicowych sił” - czytamy w analizie Jacques Delors Center.
Do podstawowych kwestii, które różnicują europejskie partie populistyczne, należy ich stosunek do wojny w Ukrainie i podejście do Rosji. W szczególności z polskiej perspektywy widać to bardzo klarownie, jeśli zestawimy ze sobą Prawo i Sprawiedliwość czy Braci Włochów Giorgii Meloni (obydwie partie są w tej samej frakcji Konserwatystów i Reformatorów – EKR), a z drugiej strony - Fidesz Viktora Orbána czy francuski Ruch Narodowy Marine Le Pen.
Chociaż stronnictwo Marine Le Pen próbuje się dystansować od swoich prorosyjskich postaw sprzed pełnowymiarowej inwazji Rosji na Ukrainę, to jednak nadal ta partia jest traktowana jako prorosyjska.
Viktor Orbán zadeklarował w lutym, że po wyborach do Europarlamentu jego partia chciałaby dołączyć do frakcji EKR. Problem Budapesztu polega na tym, że prorosyjska partia Fidesz nie jest akceptowalna dla większości przedstawicieli tejże frakcji... Z wyjątkiem PiS-u, która to partia opowiada się za włączeniem do frakcyjnych struktur ugrupowania Orbána. Pozostali członkowie EKR (Czesi z ODS, Litwini ze Zjednoczenia Narodowego, Szwedzi z partii Szwedzcy Demokraci oraz potencjalnie Rumuni z AUR) wyrażają sprzeciw.
Druga najsilniejsza partia (po ugrupowaniu Jarosława Kaczyńskiego) we frakcji EKR, na czele której stoi włoska premier Giorgia Meloni, stawia Orbanowi twarde warunki przyszłego członkostwa - m.in. dotyczące silnego wsparcia dla rozszerzenia Unii o Ukrainę oraz wzmocnienia Sojuszu Północnoatlantyckiego.
Do tej pory działania Orbána były dość odległe od tych wektorów… Szczególnie blokowanie aspiracji NATO-wskich Szwecji dla Szwedzkich Demokratów stanowiło łamanie reguł: wspierali swój rząd w aspiracjach dołączenia do Sojuszu Północnoatlantyckiego.
Warto podkreślić, że politycy wchodzący w skład EKR nie sprzeciwiają się działaniom premiera Węgier, które są wymierzone w liberalne elity Unii. Jego podejście do suwerenności europejskiej oraz łamanie praworządności nie stanowią kwestii spornych, a wręcz wpisują się w krajobraz frakcji zdominowanej przez siły antyeuropejskie, które same siebie eurorealistami.
Fidesz ma jeszcze tę przewagę, że utrzymuje stabilne poparcie polityczne. W obecnej kadencji Parlamentu Europejskiego ma 13 posłów – i szansę, by teraz zwiększyć posiadanie. A najsilniejsza partia we frakcji (PiS), osłabiona przegraną w wyborach krajowych, może mieć dużą trudność, żeby utrzymać swoje dotychczasowe poparcie. Obecnie partia Kaczyńskiego wraz z Suwerenną Polską posiada 27 mandatów.
Niewątpliwym spoiwem partii populistycznych pozostaje ich wspólny negatywny stosunek do obecnego funkcjonowania Wspólnoty, w którym dominują np. ambitne cele klimatyczne, próby konsolidacji władzy na poziomie wspólnotowym czy liberalne poglądy światopoglądowe.
Jednocześnie partie skrajne stanowią mozaikę różnych poglądów politycznych, które często – w ramach działań jednej frakcji – mogą prowadzić do braku dyscypliny przy ważnych głosowaniach, takich jak np. pakiety pomocowe dla Ukrainy czy zwiększanie produkcji amunicji na potrzeby odpierania Rosji.
W ostateczności może to oznaczać, że budowa nawet dużej frakcji, stanowiącej trzecią siłę w Parlamencie Europejskim, nie będzie miała odpowiedniej siły napędowej, by przegłosować frakcje głównego nurtu: socjalistyczną czy ludową.
Jako się rzekło: dla frakcji Europejskiej Partii Ludowej (EPL) obciążeniem był (i jest) Viktor Orbán i Fidesz. Podobna sytuacja wystąpiła we frakcji socjalistycznej, która pozbyła się ze swoich szeregów partii SMER Roberta Fico oraz Hlas Petera Pellegriniego ze Słowacji.
Wszystkie te ugrupowania wychodziły poza przyjęte standardy w tych dwóch centrowych frakcjach, które - bez względu na swoje chrześcijańsko-chadeckie oraz socjalistyczne korzenie - głoszą poglądy przede wszystkim związane z poszanowaniem praw mniejszości, praworządności oraz sprzeciwiają się agresji Rosji w Ukrainie (chociaż biorąc pod uwagę tę ostatnią kwestię, potrafią być dosyć wstrzemięźliwe).
W przypadku partii rządzących na Węgrzech i Słowacji następuje ich regres demokratyczny… W szczególności warto spojrzeć na Fidesz, który od 2010 r. (kiedy to zawiązał koalicję z Chrześcijańsko-Demokratyczną Partią Ludową – KDNP) wprowadzał reformy godzące w podstawowe zasady państwa prawa. Proces rozstawania się z frakcją EPL był bardzo długi i ciągnął się aż do 2021 r. Jednym z tematów, które stanowiły silną oś nieporozumień pomiędzy Orbánem a EPL-em, stał się stosunek do migracji.
Podczas dwudniowego szczytu EPL w Bukareszcie na początku marca Ursula von der Leyen została wybrana na kandydatkę do drugiej, pięcioletniej kadencji w roli przewodniczącej Komisji Europejskiej.
- Wiem, że wraz z takimi przywódcami jak wy, jak prezydenci, premierzy, z przywódcami takimi jak Ursula von der Leyen i Roberta Metsola (przewodnicząca Parlamentu Europejskiego - przyp. red.) uda nam się przezwyciężyć również i to wyzwanie - zapewnił podczas szczytu w Bukareszcie Donald Tusk, premier i zarazem szef Platformy Obywatelskiej, która – podobnie jak PSL – należy właśnie do EPL, największej rodziny politycznej w PE.
Druga największa siła w Parlamencie, jaką jest Europejska Partia Socjalistów, 4 marca na szczycie w Rzymie też wybrała kandydata na przewodniczącego Komisji Europejskiej: luksemburskiego polityka Nicholasa Schmidta, obecnie komisarza ds. zatrudnienia, spraw społecznych i wyrównywania szans.
Co go odróżnia od kandydatki frakcji chadeckiej? Przede wszystkim rozpoznawalność. Ten polityk akurat nie jest znany szerszej opinii publicznej i nie zajmował bardziej eksponowanych stanowisk publicznych.
Prezentując swoje postulaty, Schmidt zwracał uwagę na konieczność zapewnienia Europejczykom godnych warunków socjalnych. Podobnie jak inni przedstawiciele tej frakcji apelował również o przeciwstawianie się politycznym ekstremistom.
- Skrajna prawica jest trucizną dla demokracji. Nie ma innego projektu niż zniszczenie demokracji i naszej wspólnej Europy socjalnej - przekonywał.
Warto również przypomnieć słowa lidera drugiej największej frakcji w Parlamencie Europejskim, które skierował do polskich górników podczas Konferencji Programowej „Śląski Ład” w marcu 2023 r.
- Śląscy pracownicy, którzy stanowią znaczącą część zatrudnionych w przemyśle górniczym Unii Europejskiej, w procesie transformacji muszą mieć możliwość znalezienia jakościowych i stabilnych miejsc pracy - podkreślił.
Polacy to - po Niemcach, Francuzach, Włochach i Hiszpanach - piąta największa reprezentacja wśród krajów unijnych. W kadencji, która kończy się w tym roku, dwóch eurodeputowanych znad Wisły jest przewodniczącymi parlamentarnych ciał: Robert Biedroń przewodzi Komisji Praw Kobiet i Równouprawnienia, a Adam Jarubas stoi na czele Podkomisji Zdrowia Publicznego. Ponadto była premier Ewa Kopacz pozostaje jedną z 14 wiceprzewodniczących Parlamentu Europejskiego, a wiceprzewodniczącym frakcji EKR jest Ryszard Legutko, który dzieli tę funkcję z przedstawicielem Włoch - Nicolą Procaccinim.
Przyszły udział Polaków w parlamentarnych komisjach będzie w dużej mierze zależał od tego, jak silną reprezentację będą miały partie w ramach frakcji oraz od tego, czy zyskają one reprezentacje w krajowych rządach.
Jako przykład można podać Giorgię Meloni – jej ugrupowanie Bracia Włosi nie jest najsilniejsze w europarlamentarnej frakcji w Europarlamencie, ale liderka tej partii jako jedyna pozostaje przywódcą politycznym w swoim kraju, dlatego też na poziomie wspólnotowym ma możliwość przewodzić Europejskim Konserwatystom i Reformatorom.
Ten przypadek nie stanowi reguły, ale na jego podstawie można założyć, że np. polscy europosłowie z rządzącej koalicji będą mieli niebawem większą łatwość w piastowaniu kierowniczych stanowisk w Parlamencie Europejskim.
Wybory europejskie będą stanowiły papierek lakmusowy przemian, jakie będą zachodzić w Europie. Chociaż Wspólnota narzuciła sobie w ostatniej kadencji bardzo ambitną politykę klimatyczną, która miała wprowadzać radykalne zmiany, to jednak – pod naporem różnych grup społecznych – zaczyna się wycofywać z niektórych projektów, czego przykładem może być np. odchodzenie od pewnych założeń Europejskiego Zielonego Ładu w dziedzinie rolnictwa.
Jeśli nowy unijny parlament (wskutek wyborów) zrobi mocniejszą woltę w stronę bardziej populistycznych pozycji, to niektóre ambitne projekty UE mogą być ograniczane – nawet jeżeli nie dojdzie do formalnego odchodzenia od przyjętych lub projektowanych programów, choćby od polityki klimatycznej, w niektórych punktach od kryzysowych i pokryzysowych programów gospodarczych, zmierzających m.in. do tzw. nowej industrializacji Europy, czy nawet zmian w wydatnym podsycaniu korzystnych dla Starego Kontynentu procesów nearshoringu i friendshoringu.
Z pewnością nowy Parlament Europejski odzwierciedli przemiany, jakie zaszły w Europie w związku z burzliwymi procesami społecznymi wewnątrz Wspólnoty w ostatnich latach.
W szczególności warto wziąć pod uwagę coraz większą niepewność Europejczyków dotyczącą podstaw bytowych. Pandemia, prócz wymiaru społecznego, odbiła się również mocno na gospodarce europejskiej.
Kolejnym elementem, który podzielił Europejczyków, była wojna w Ukrainie, która doprowadziła do silnej polaryzacji, jak już wspomnieliśmy, szczególnie wśród ugrupowań populistycznych. Jednak również w ramach centrowych ugrupowań nie ma jedności w polityce wobec Kijowa, czego dowodem może być asekurancka polityka Niemiec wobec wysyłania broni na potrzeby frontu ukraińskiego.
Tekst pochodzi z nr. 1/2024 Magazynu Gospodarczego Nowy Przemysł.
Oglądasz archiwalną wersję strony Europejskiego Kongresu Gospodarczego.
Co możesz zrobić:
Przejdź do strony bieżącej edycji lub Kontynuuj przeglądanie