W Polsce planowane są inwestycje w farmy wiatrowe na lądzie i na morzu oraz w elektrownie jądrowe, łączną wartość tych inwestycji można liczyć w setkach miliardów złotych. Tylko część tych pieniędzy trafi do polskich przedsiębiorstw.
W Polsce transformacja energetyczna trwa, co widać po liczbach. Według danych Polskich Sieci Elektroenergetycznych (PSE) na koniec 2023 r. w Polsce pracowały lądowe farmy wiatrowe o mocy zainstalowanej około 9,8 tys. MW. Kolejne inwestycje w lądowe farmy wiatrowe trwają lub są przygotowywane.
Niestety, w dyskusjach o polskiej transformacji energetycznej nie zawsze mówi się o tym, jak na tym może skorzystać polski przemysł. Zmniejszanie emisyjności energetyki jest celem ważnym, ale co najmniej tak samo ważnym powinien być maksymalny udział polskich firm w tej transformacji. W tym obszarze, niestety wciąż jest wiele do zrobienia, w efekcie czego miliardy złotych, które mogłyby pozostać w Polsce, trafiają na zagranicznych podmiotów. Prawdopodobnie szybko to się nie zmieni.
Przyjrzeliśmy się, jak udział polskiego przemysłu może wyglądać w planowanych inwestycjach w morskie farmy wiatrowe oraz elektrownie jądrowe.
Morska energetyka wiatrowa oraz energetyka jądrowa to sektory przyszłościowe. O ile mamy niemal pewność, że już w latach 2027-28 popłynie pierwsza energia z polskich farm wiatrowych na Morzu Bałtyckim, to wciąż nie ma pewności, czy w Polsce powstaną elektrownie jądrowe.
Fundacja Wind Industry Hub, powołana przez Polskie Stowarzyszenie Energetyki Wiatrowej (PSEW) poinformowała, że w przypadku lądowej energetyki wiatrowej local content, czyli udział polskich dostawców, wynosi już 55-65 proc. A jak to może wyglądać w przypadku morskiej energetyki wiatrowej?
W Polsce trwają przygotowania do budowy kilku morskich farm wiatrowych. Koszty wszystkich inwestycji w morską energetykę wiatrową w naszym kraju szacuje się na około 130 mld zł.
Przypomnijmy, że Polska Grupa Energetyczna (PGE) i duński koncern Ørsted posiadają obecnie po 50 proc. udziałów w projektach Baltica 2 i Baltica 3, składających się na Morską Farmę Wiatrową Baltica o łącznej mocy 2,5 GW.
W morską energetykę wiatrową zaangażował się także Orlen, który - wraz z kanadyjską grupą Northland Power - zamierzają zbudować farmę Baltic Power o mocy do 1200 MW.
Z kolei Polenergia, razem z norweskim koncernem Equinor, planuje budowę trzech morskich farm o łącznej mocy 3 tys. MW. Morska farma wiatrowa Bałtyk I ma mieć moc 1560 MW, a farmy Bałtyk II i Bałtyk III - moc po 720 MW.
Przypomnijmy, że jeszcze w 2021 r. przedstawiciele rządu oraz przedstawiciele wielu firm zawarli porozumienie sektorowe na rzecz rozwoju morskiej energetyki wiatrowej w Polsce, którego celem jest między innymi maksymalizacja udziału polskich przedsiębiorców w sektorze morskiej energetyki wiatrowej.
Jak wówczas informowano, „jednym z celów strategicznych porozumienia jest osiągnięcie w ramach pierwszej, przedaukcyjnej fazy systemu wsparcia, udziału polskich firm na poziomie 20-30 proc. łącznej wartości na etapie przedrealizacyjnym, instalacyjnym i eksploatacyjnym oraz co najmniej 45 proc. dla projektów realizowanych do 2030 r. w ramach drugiej, aukcyjnej fazy systemu wsparcia. Z kolei w przypadku inwestycji realizowanych po 2030 r. udział local content może wynieść co najmniej 50 proc.”.
W lutym 2024 r. Wind Industry Hub przekonywał, że projekty związane tylko z morską energetyką wiatrową do 2030 r. mogą stworzyć w Polsce miejsca pracy dla 39-63 tys. pracowników, w tym 13-21 tys. bezpośrednio w morskiej energetyce wiatrowej oraz 10-17 tys. pośrednich miejsc pracy.
Zdaniem Fundacji, dynamiczny przyrost inwestycji, jaki dokonał się w ostatnich latach, wyraźnie wskazuje na to, że to właśnie w Polsce powstanie regionalny hub przemysłowy sektora wiatrowego.
- Nowa gałąź gospodarki to olbrzymia szansa dla polskich firm zaangażowanych w łańcuch produkcji i dostaw dla onshore i offshore wind. Krajowi przedsiębiorcy posiadają potencjał, by w niedługim czasie oferować główne elementy konstrukcyjne, tj. wieże wiatrowe, elementy turbin, morskie stacje transformatorowe. Potrzeba jednak pilnego wsparcia i zdecydowanych działań inwestycyjnych. Konieczna jest świadoma strategia przemysłowa państwa, która nada priorytety w rozwoju fabryk, projektów, edukacji branżowej, czy pozyskiwaniu finansowania - mówił w lutym Piotr Czopek, dyrektor ds. regulacji w Polskim Stowarzyszeniu Energetyki Wiatrowej (PSEW).
Wśród najważniejszych istniejących lub planowanych inwestycji w zakresie łańcucha dostaw dla morskiej energetyki wiatrowej w Polsce, są porty instalacyjne w Świnoujściu i Gdańsku, porty serwisowe w Łebie, Ustce czy Władysławowie, fabryka łopat turbin wiatrowych Vestas, fabryka wież Windar czy zakład produkcji kabli i przewodów TFKable.
O ile morskie farmy wiatrowe w Polsce to są już realnie przygotowywane projekty, które wkrótce zostaną uruchomione - pierwszy prąd ma z nich popłynąć już w latach 2027 i 2028, to nie można tego powiedzieć o elektrowniach jądrowych.
Mamy dwa projekty elektrowni jądrowych w Polsce: z udziałem amerykańskiej grupy Westinghouse na Pomorzu oraz z udziałem koreańskiej grupy KHNP w okolicach Konina, ale nie ma 100 proc. pewności, że te projekty zakończą się sukcesem i te elektrownie powstaną.
O budowę elektrowni jądrowych w Polsce ubiega się także francuski koncern energetyczny EDF.
Według wstępnych szacunków budowa pierwszej polskiej elektrowni atomowej może kosztować około 100 mld zł.
Przedstawiciele koncernów, chcących budować elektrownie atomowe w naszym kraju, dają dość konkretne deklaracje dotyczące udziału polskich firm w budowie elektrowni jądrowych w Polsce.
Mirosław Kowalik, prezes Westinghouse Polska mówi WNP.PL, że udział polskich firm w budowie elektrowni jądrowych w Polsce może być na poziomie ponad 50 proc., jeżeli mówimy o wartości kontraktu.
Przebywający w styczniu 2024 r. Jooho Whang, prezes KHNP, na pytanie WNP.PL odpowiedział, że udział polskich firm w budowie elektrowni jądrowej w Koninie może na początku wynieść ok. 40 proc. a potem wzrosnąć do 70 proc.
O wysokim udziale polskich firm zapewniają także przedstawiciele EDF.
- Łańcuch dostaw reaktorów technologii EPR składa się w 95 proc. z przedsiębiorstw europejskich, a w Hinkley Point C w Wielkiej Brytanii, gdzie EDF buduje dwa reaktory EPR, zaangażowanie miejscowych dostawców jest na poziomie 64 proc. wartości inwestycji, wyższym niż wymagany przez władze brytyjskie - mówi WNP.PL Thierry Deschaux, dyrektor generalny przedstawicielstwa EDF w Polsce.
Niemal na pewno początkowo udział polskich firm w budowie elektrowni jądrowych z udziałem EDF byłby mniejszy niż w przypadku Wielkiej Brytanii. A stałoby się tak dlatego, bo Wielka Brytania posiada już działające elektrownie jądrowe i są tam podmioty z doświadczeniem w energetyce jądrowej. W Polsce też są takie firmy, ale nie jest ich wiele.
- Obecnie już ponad 60 spółek z Polski pracuje lub pracowało z nami lub z francuskimi firmami przy projektach jądrowych w Europie i na świecie, a 46 spośród nich było lub jest zaangażowanych w prace przy budowie reaktorów EPR w Europie i w Chinach - wylicza Thierry Deschaux.
Eksperci podkreślają, że co prawda w projektach jądrowych nie wolno nam faworyzować polskich dostawców, ale Unia Europejska dopuszcza rozwiązania "miękkie", które mogą sprzyjać polskim firmom.
Oglądasz archiwalną wersję strony Europejskiego Kongresu Gospodarczego.
Co możesz zrobić:
Przejdź do strony bieżącej edycji lub Kontynuuj przeglądanie