- Rząd Niemiec postrzega elektryfikację wszystkiego, co się porusza, jako kluczową kwestię. U nas tego nie ma - i wydaje mi się, że nie będzie. A to przecież niesamowita szansa dla naszego kraju - mówi Tomasz Wołk-Jankowski, prezes BMZ Poland.
Jakie inwestycje podjęli państwo w ostatnich 3 latach, a jakie rozważacie w horyzoncie 5-letnim? Które z rodzajów inwestycji – w waszej ocenie – powinny wieść prym w naszej gospodarce w nadchodzącym 5-leciu - i dlaczego?
- Nasze inwestycje w zakład wynikają z bieżącego zapotrzebowania naszych największych klientów.
Przede wszystkim była to inwestycja w pełni zautomatyzowaną produkcję dla Hilti (najnowocześniejsze baterie do elektronarzędzi): w sumie trzy linie - każda o wartości 2 mln euro. To był spiritus movens przez ostatnie lata... Ta inwestycja się skończyła i odbywa się już normalna produkcja. Trwa dyskusja o dozbrojenie każdej z tych linii o dodatkową aparaturę (to byłaby inwestycja za kolejne 1,5 mln euro - licząc dla każdej linii), ale ta dyskusja jednak nie została jeszcze zakończona.
Mieliśmy też epizod produkcji dla największego gracza na rynku baterii dla przydomowych systemów OZE – niemieckiej firmy Senec (ta inwestycja pochłonęła z kolei 2 mln euro).
Lada moment rozbudujemy również nasz zakład. Powstanie kilka tysięcy metrów kwadratowych nowej hali. To przedsięwzięcie to działanie wyprzedzające – spodziewamy się kilku naprawdę ciekawych projektów... Nowa hala to koszt 14,5 mln euro.
A co rozważacie w tym horyzoncie 5-letnim? W co chcecie inwestować?
- Firmy z naszej branży będą musiały inwestować w rozwiązania związane z popularyzacją pojazdów elektrycznych.
Znajdujemy dla siebie niszę w segmencie autobusów elektrycznych oraz pojazdów wykorzystywanych w branży budowlanej.
Widzimy też, że przemysłowe magazyny energii to również dobry dla nas kierunek. Jesteśmy już po bardzo dobrych rozmowach z jednym z klientów niemieckich, by takie wielkoskalowe magazyny produkować.
Jakie bariery inwestycyjne w przypadku pana firmy i branży konkretnie wchodzą w grę? Które ze „spowalniaczy” w przypadku gospodarki i PKB mają charakter przewlekły czy strukturalny, a które mają spore szanse na relatywnie szybkie, postępujące uśmierzanie?
- Firmy, z którymi współpracujemy, działają na fundamencie euro - zdecydowana większość. Co nas „zabija”? Ruchy kursowe. To, co się działo w ostatnim roku, znacząco wpływało na rentowności i efektywność przedsiębiorstw.
Wiem, że nie jest to czynnik decydujący, ale coraz bardziej kredytodawcy, mocodawcy, udziałowcy czy – ogólnie mówiąc – osoby podejmujące decyzje patrzą na ryzyko kursowe, które może obciążyć zyskowność prowadzonych inwestycji. Mitygowanie księgowego ryzyka zmiany kursowej jest dużym wyzwaniem...
Do tego dochodzi niepewna sytuacja makroekonomiczna w Polsce - ostatnie lata to prawdziwy rollercoaster, którego nigdy w historii nie mieliśmy.
Po czasie covidu wszyscy spodziewali się kryzysu. Tymczasem odnotowaliśmy gigantyczne wzrosty zamówień i ogromny problem z dostępnością materiałów, komponentów. Do tego dochodziła wysoka inflacja, która powodowała, że niektóre produkty kupowaliśmy dwa razy drożej!
Teraz sytuacja się odwróciła i ceny spadają. To też powoduje problemy, bo trzeba bronić rentowność produkcji w firmie. Przy tym wszystkim niestabilność prawa w Polsce, to już jest… mały problem.
Jak państwo oceniają proinwestycyjne inicjatywy rządu w ciągu minionych ośmiu lat – ich rezultaty w realnej gospodarce? Co tu szczególnie warto wymienić – pochwalić czy skrytykować?
- Polski Ład – czyli przygotowywanie prawa, które działa wstecz i układania polityki podatkowej w momencie, kiedy trwa rok podatkowy? To chyba nie wymaga już żadnego komentarza. To była degrengolada. Coś takiego nie powinno się w ogóle wydarzyć!
Strategia na rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju? Fajna lektura, z której nic nie wynikło. Gdzieś wycięto trochę lasu, a gdzie indziej powstały inicjatywy, które dały możliwości nadużyć finansowych. W strategię wpisano stworzenie nowego polskiego autobusu elektrycznego - i tym byliśmy mocno zainteresowani. Niestety nie było partnera do rozmowy po drugiej stronie.... Poziom znajomości tematu był znikomy. Nie widzieliśmy w ogóle biznesowego podejścia. Wydano kilka milionów złotych na projekt nieistniejącego autobusu… i koniec. To była gigantyczna szansa, której nie wykorzystaliśmy.
Jeśli zaś chodzi o Polski Fundusz Rozwoju, to działalność tej instytucji oceniam bardzo pozytywnie - zwłaszcza jeśli chodzi o wymianę informacji. Dało się odczuć, że w organizacji siedzą zaangażowane osoby, które są zainteresowane naszą branżą.
Generalnie rzecz ujmując: działania poprzedniego rządu zachęcały do inwestowania?
- Nie.
Czy zmiana rządu stanie się ową zachętą? Czy – zdaniem państwa - nowa władza jest dobrze przygotowana do wyzwań gospodarczych i jej pomysły do tej pory dobrze rokują dla inwestycji i wzrostu PKB?
- Wydaje mi się, że osoby zasiadające w obecnym rządzie wykazują się większym zrozumieniem, czym jest nowoczesna gospodarka.
Nie jestem jednak już takim optymistą, jeśli chodzi o stricte naszą branżę bateryjną. Przykładowo: rząd Niemiec postrzega elektryfikację wszystkiego, co się porusza, jako kluczową kwestię. U nas tego nie ma - i wydaje mi się, że nie będzie.
W tym momencie potrzebujemy ekspertów, którzy są w stanie tworzyć baterie. To niesamowita szansa dla naszego kraju, która nie wymaga ogromnego kapitału. Potrzebujemy owych ekspertów, bo to oni będą przyciągali inwestorów z całego świata do Polski. Nasza edukacja nie nadąża za tym popytem. To trzeba natychmiast zmienić!
Gdyby mieli państwo rekomendować makrodziałania na rzecz aktywizacji inwestycji w gospodarce, to co byłoby najważniejsze i najbardziej pilne?
- Zdecydowanie energetyka. To obecnie najbardziej zaniedbana i skostniała część naszej gospodarki.
Wyzwaniem pozostaje modernizacja sieci przesyłowych, które są przestarzałe i wpływają na rozwój gospodarczy kraju. Przyszłościowym rozwiązaniem stały się wielkoskalowe magazyny energii i ich produkcja może być kołem zamachowym naszej gospodarki.
Trzeba się jednak wyzbyć konserwatyzmu, którym cechuje się obecnie energetyka w Polsce. W mojej ocenie niepotrzebny będzie tu system dotacji. To rynek będzie działał stymulująco w tej mierze.
Czy relatywnie duży udział sektora MSP, w tym firm rodzinnych, może tłumaczyć niższą aktywność inwestycyjną polskiej gospodarki?
- Nie znam dokładnie specyfiki tego sektora... Wydaje mi się jednak, że tego typu firmy mają gigantyczny problem, by osiągnąć odpowiednią skalę działania, umożliwiającą umiejętne wejście na rynki zagraniczne. Większość nowoczesnych gałęzi przemysłu nie znajdzie odpowiednich odbiorców w Polsce. To zmusza - lub zmusi je - do szukania klientów poza granicami kraju, co wymaga inwestycji, wiedzy, rozmachu… A tego średnim przedsiębiorstwom brakuje.
Jednym z rozwiązań, które dobrze działa na Zachodzie, jest tworzenie kolektywów: kilka średnich przedsiębiorstw łączy siły, by wspólnie działać. Takie kolektywy państwo musiałoby jednak pomóc tworzyć.
Czy rynek pracy stanowi barierę dla zwiększenia inwestycji?
- Oczywiście. My, zarządzający firmami, mamy z tyłu głowy zawsze jedno: przymierzając się do kolejnej inwestycji, trzeba mieć pewność, że będziemy mieli skąd brać do tego ludzi.
Na razie dostrzegalny jest problem z dostępem do inżynierów i ekspertów wyższej klasy, ale gdyby nie napływ uchodźców z Ukrainy kłopoty mielibyśmy również na innych stanowiskach. Byłoby to mocno odczuwalne w takich branżach jak nasza, w której trzeba w stosunkowo krótkim czasie znaleźć znaczącą grupę np. 200-300 pracowników, potrafiących się szybko nauczyć zawodu.
Czy – według państwa - polskie firmy zamroziły kapitał w bezpieczne aktywa w związku z podwyższoną niepewnością wywołaną przez kryzysy zewnętrzne i brak stabilności regulacyjnej, w tym częste zmiany podatkowe?
- U nas do zamrażania kapitału nie dochodzi. Jesteśmy firmą projektową i jeżeli przychodzi klient z określonym projektem, to od razu go realizujemy - zazwyczaj za środki klienta, więc ryzyko związanie z finansowaniem nie leży po naszej stronie.
Pamiętam jednak, że gdy wybuchła wojna na Ukrainie, to odbierałem telefony od kontrahentów z pytaniem, jak daleko Gliwice (siedziba BMZ Poland – przyp. red.) znajdują się od granicy... Powstały plany ewentualnej ewakuacji fabryki na wypadek przeniesienia się konfliktu.
Czy podwyższona niepewność bardziej skłaniała firmy do zwiększania zatrudnienia niż inwestycji?
- Gdy pojawia się jakaś niepewność na horyzoncie, to każdy decydujący o zatrudnianiu będzie się z tym wstrzymywał… Bo nikt nie lubi zwalniać.
A jak w BMZ Poland reagowaliście w ostatnich latach w tej kwestii? Tych czynników negatywnych trochę polskiej gospodarce się przytrafiło w ostatnich latach.
- Działamy w pięciu różnych branżach. To są autobusy elektryczne, magazyny energii, narzędzie elektryczne i ogrodowe, elektryczne rowery oraz narzędzia przemysłowe, w tym medyczne.
Historycznie każdy kryzys dotyka nas w ten sposób, że nie rośniemy w tym czasie. Nasze środki zaradcze ograniczają się do tego, że wstrzymujemy się z rekrutacją i obserwujemy rozwój sytuacji.
Wybuch pandemii to też była analiza tego, jak zachowują się nasi kontrahenci i jak bardzo nerwowo zareagują. Duże spadki odnotowaliśmy, jeśli chodzi o zamówienia z Niemiec. Część z fabryk zatrzymało się wtedy na trzy miesiące...
Sam obdzwaniałem wtedy szefów tych zakładów i próbowałem ich nakłonić, by nie podcinali gałęzi, na której wszyscy siedzimy – nie można wstrzymać głównej działalności firmy i liczyć na to, że ona przetrwa.
Szczególnie liczyliśmy na duże obroty w dziedzinie baterii dla elektronarzędzi i narzędzi ogrodniczych. Te firmy jednak postanowiły zatrzymać wtedy produkcję. Nie wydawało się to rozsądne, bo ludzie wcale nie przestali wydawać pieniędzy. Zapotrzebowanie na te produkty drastycznie wzrosło. Nas szczęście decyzje firm produkujących szybko udało się jednak odwrócić.
Nie zmienia to faktu, że straciliśmy wszyscy mniej więcej pół roku. Wpływ na to wywarły problemy z łańcuchami dostaw. W dodatku we wrześniu 2020 roku mieliśmy dostarczać pierwsze kilkadziesiąt autobusów elektrycznych do Mediolanu.
Przypominam tylko, że Włochy wtedy były najbardziej dotknięte wpływem pandemii w całej Europie. Problemy Włochów spowodowały, że znów pojawiła się u nas niepewność, bo nie było jasne, czy będą oni w stanie odebrać te autobusy, czy może powołają się na zapis mówiący o wpływie czynników siły wyższej i cały przetarg zostanie anulowany. Tak że poziom niepewności był wtedy bardzo znaczący. Były to bardzo ciemne chmury, które na szczęście szybko udało się rozwiać. Wszystko udało się zrealizować... Wprawdzie wyniki finansowe mieliśmy wtedy gorsze, ale odbicie po kilku miesiącach było znaczące.
Obecnie też obserwujemy znaczące spadki. Wpływ na to ma wysoka inflacja. Związku z tym nie zatrudniamy i czekamy na to, co się będzie działo. Wydaje mi się, że druga połowa roku okaże się lepsza, bardziej optymistyczna, ale tymczasem to trochę wróżenie z kryształowej kuli.
Czy firmy przyjęły postawę wait-and-see - wyczekiwania na dostęp do preferencyjnego finansowania unijnego (m.in. z Krajowego Planu Odbudowy) czy budżetowego? Jakie widzi pan szanse na wzrost inwestycji dzięki odblokowaniu funduszy unijnych, w szczególności w infrastrukturę, sieci itp.?
- Jestem zdecydowanym przeciwnikiem tego typu instrumentów w postaci nagłego zastrzyku pieniędzy. To spowoduje znaczące podniesienie cen usług. Będziemy mieli wielkie szczęście jeśli np. firma budowlana pozostanie zainteresowana podjęciem rozmów.
Uważam, że to rozbija gospodarkę, a nie rozwija... Dlatego my wykorzystujemy ostatni moment i teraz korzystamy z dostępności dobrych firm budowlanych w akceptowalnych przez nas widełkach cenowych. Budujemy teraz, dopóki tego rynku nie obejmie chaos cenowy.
Czy i jakie było oddziaływanie na inwestycje wynikające ze zmian nastrojów związanych z przebiegiem wojny w Ukrainie i odsuwającą się w czasie perspektywą na udział w odbudowie tego kraju?
- Nie dostrzegam bezpośredniego wpływu. Wydaje się, że na początku był taki typowo ludzki strach, ale z czasem wszyscy się do niego przyzwyczailiśmy. Musiałoby dość na froncie do jakieś naprawdę nagłej zmiany, by oddziaływało to na inwestycje prowadzone u nas, w kraju.
Jeśli zaś chodzi o odbudowę Ukrainy... Jest to tak odległe, że nikt jeszcze tego realne w planach nie jest w stanie ująć. Biznes musi być konkretny, a tu ciężko cokolwiek zaplanować.
Wspieramy Ukrainę, wysyłając tam ogniwa bateryjne. Cała sieć energetyczna jest tam rozbita - i takie ogniwa są tam bardzo istotne. Po okresie wojennym chętnie wsparlibyśmy tego typu działania już na szeroką skalę - mam na myśli w szczególności inwestycje w magazyny energii.
Czy lepsza percepcja Polski na świecie (wizerunek - zmiany polityczne) dodatkowo zachęci zagranicznych inwestorów prywatnych?
- Parokrotnie miałem takie pytanie: co się dzieje w tej Polsce? Ale, o dziwo, nigdy nie spotkałem się ze złymi konsekwencjami tej negatywnej oceny.
Teraz też nie dostrzegam jakiegoś pozytywnego odbicia. Może dlatego nie dostrzegam, bo nasza centrala jest w Niemczech, a to mityguje ryzyko.
Nie zmienia to faktu, że poziom wygrywanych przez nas projektów jest obecnie wysoki. I to niezależnie od tego, czy rządził PiS, czy obecnie szeroka koalicja z Koalicją Obywatelską na czele.
Czego się można spodziewać w latach 2024-2025 (po spadkach stopy inwestycji w ostatniej dekadzie): odbicia, stagnacji, a może dalszej obniżki? Dlaczego? Jaka rolę i kiedy spełni tu napływ środków Unii?
- W okresie postcovidowym spodziewałem się znaczącego tąpnięcia, lecz to, co się dzieje, teraz zupełnie temu przeczy. Biorąc jednak pod uwagę istniejące projekty, które miały założone konkretne wskaźniki przychodowe, są one bardzo mocno "pod wodą" i one pewnie jeszcze przez kilka miesięcy pozostaną poniżej oczekiwań. Nasi partnerzy mówią, że rynek jest dużo słabszy, niż przewidywano.
Spodziewam się teraz powolnego, ale jednak odbicia. Widać to np. w segmencie elektrycznych rowerów. Rynek był tym zachłyśnięty w okresie covidowym, ale później to wszystko drastycznie siadło. Tak samo było z systemami domowego zasilania, z magazynami energii... Wzrosty potrafiły być kilkusetprocentowe. Przełom 2022 i 2023 roku to ostre ucięcie tego trendu: przestano kupować. Nie da się w żaden sposób sensownie tego wytłumaczyć...
Widać, że teraz powoli się to odbudowuje. Oceniam, że potrwa to na pewno do końca tego roku. Wszystkie magazyny są zawalone już wyprodukowanym już towarem. Ich opróżnianie trochę potrwa.
Jakie sektory gospodarki są najbardziej rokujące w kontekście ewentualnego odbicia inwestycji w latach 2024-25?
- Nowoczesne sektory gospodarki związane z moją branżą. W Polsce nie zdajemy sobie sprawy, jak kolosalne znaczenie będą miały baterie litowo-jonowe. Ich wykorzystanie będzie niemal powszechne.
Kolejny segment to motoryzacja. Polska gospodarka na tym stoi. Widać też odbicie konsumpcyjne w tej mierze.
Gałęzią, która będzie coraz mocniejsza, to także segment rowerów elektrycznych. Kiedyś prezentem na komunię był rower, a teraz będzie to rower elektryczny...
Oglądasz archiwalną wersję strony Europejskiego Kongresu Gospodarczego.
Co możesz zrobić:
Przejdź do strony bieżącej edycji lub Kontynuuj przeglądanie