Ochrona własnego rynku przed nowymi podmiotami z zagranicy jest powszechną praktyką w państwach Unii Europejskiej. Boleśnie przekonują się o tym polskie przedsiębiorstwa, które próbują budować zagraniczne przyczółki. Tymczasem w polskim budownictwie rośnie rola firm spoza UE.
Na 21 rozstrzygniętych w 2023 r. przetargów na autostrady i drogi ekspresowe w pięciu przypadkach najkorzystniejsze oferty złożyły firmy spoza Unii Europejskiej. Część z nich podpisała już umowy z Generalną Dyrekcją Dróg Krajowych i Autostrad.
Z informacji GDDKiA wynika, że podmioty spoza UE realizują obecnie 19 kontraktów o łącznej długości około 283 km. To 19 proc. długości wszystkich takich obecnie realizowanych kontraktów. Jednocześnie stanowią one 16 proc. liczby obecnych kontraktów.
Warto zwrócić na umowy na realizację odcinków dróg, które podpisywał SP Sine Midas Stroy Oddział w Polsce. Umowy konsorcjum wskazują na firmę z Kazachstanu. To S7 Miechów – Szczepanowice oraz DK9 obwodnica Ostrowca Świętokrzyskiego.
Ponadto cztery kontrakty realizuje Aldesa Construcciones Polska wspólnie z Aldesa Construcciones z Hiszpanii. 75 proc. akcji jej właściciela - Grupo Aldesa jest w posiadaniu China Railway Construction Corporation z siedzibą w Pekinie, będącej w 100 proc. zależną od China Railway Construction Corporation Group.
W poprzednich latach te proporcje były następujące: w 2023 r. - 18 proc. długości (16 proc. liczby) kontraktów było realizowanych przez wykonawców spoza UE. W 2022 r. - 12 proc. długości (12 proc. liczby) kontraktów było realizowanych przez wykonawców spoza UE.
- Polski rynek budowlany jest na tyle otwarty, że firmy spoza UE mogą bez żadnego zaplecza w Polsce - brać udział w przetargach i je wygrywać. Obserwujemy to obecnie. Firmy z Kazachstanu, Turcji i Chin bez zaplecza i historii w Polsce startują w przetargach drogowych i częściowo kolejowych – także wygrywają te przetargi, często po cenach poniżej progu opłacalności. Polskie firmy, a więc firmy funkcjonujące w obszarze gospodarczym UE, mają o wiele trudniejszy dostęp na rynkach innych krajów unijnych jak Czechy, Słowacja czy Niemcy niż firmy spoza UE do rynku polskiego. To jest nielogiczne i szkodliwe dla polskiego rynku inwestycji i polskich firm funkcjonujących tutaj od lat niezależnie od koniunktury - wskazuje Maciej Olek, członek zarządu Budimeksu odpowiedzialny za budownictwo kolejowe i energetyczne.
Maciej Olek dodaje, że w ostatnim czasie na polskim rynku można zauważyć kilkanaście firm spoza Unii Europejskiej czy NATO, które nie posiadają tu żadnych zasobów czy historii realizacyjnej.
- Nie inwestowały przez lata w edukację młodzieży, nie wspierały w trudnych czasach podwykonawców i dostawców, czy nie brały na siebie dodatkowych ryzyk prowadzonych w trudnych latach pandemii i wojny w Ukrainie prac dla największych polskich inwestorów PKP PLK czy GDDKiA - podkreśla Maciej Olek.
Co prawda roboty budowlane na linii kolejowej nr 104 Budimex będzie realizować wspólnie z tureckim Gülermakiem, jednak to spółka, która na polskim rynku ma wyrobioną markę.
- Gülermak jest bardzo pozytywnym wyjątkiem na mapie zagranicznych firm, które chcą realizować w Polsce kontrakty. W odróżnieniu od innych podmiotów, Gülermak ma tutaj zasoby i wieloletnie doświadczenie w realizacji prac tunelowych, co stanowiło dla nas bardzo istotny czynnik przy wyborze kooperanta - dodaje Maciej Olek.
W ocenie Macieja Olka, uczciwe warunki konkurencji polegają na tym, że w postępowaniach przetargowych są uwzględnione wszystkie uwarunkowania i aspekty funkcjonowania firm na danym rynku oraz uwzględniają one zasadę wzajemności.
- Nie mogę sobie wyobrazić sytuacji, w której polskie firmy budowlane konkurują na rynku chińskim czy tureckim z firmami lokalnymi. Nie ma tu mowy o jakiejkolwiek wzajemności gospodarczej, a pokonanie ewentualnych barier wejścia jest w praktyce niewykonalne - ocenia członek zarządu Budimeksu.
Maciej Olek uważa, że kryteria udziału powinny uwzględniać nie tylko referencje, ale również realny dostępny w danym kraju potencjał wykonawczy ludzki i sprzętowy z uwzględnieniem wymaganych uprawnień, języka i doświadczeń z realizacji inwestycji w danym otoczeniu technicznym i formalno-prawnym.
- To ma znaczenie czy firma zatrudnia na umowę o pracę kilka tysięcy inżynierów posiada własny park maszynowy i sprzętowy czy jest tylko firmą na papierze, która na końcu i tak będzie bazować na potencjale firm lokalnych. I mowa tu nie tylko o udziale w polskim rynku budowlanym firm spoza Unii Europejskiej czy NATO.
W jego ocenie trzeba sobie również zadać pytanie jak to jest, że firmy z samej UE mogą bez jakichkolwiek praktycznie przeszkód brać udział w przetargach w Polsce natomiast polskie firmy, które chciałyby zafunkcjonować na rynkach choćby krajów ościennych zmagają się ze sprostaniem bardzo wyrafinowanym warunkom dopuszczającym do udziału w postępowaniu i dość często dochodzi do sytuacji, że muszą z tej ekspansji zagranicznej zrezygnować.
- Na koniec powinny być też brane pod uwagę kryteria związane z bezpieczeństwem infrastruktury krytycznej kraju i jego strategicznymi interesami, ponieważ mając na uwadze sytuację geopolityczną powinniśmy zadbać o ochronę dostępu do informacji o tym wszystkim co w przypadku jakiegokolwiek niepokoju będzie decydowało o naszych możliwościach funkcjonowania jako państwa w czasie konfliktu - przestrzega Maciej Olek.
- Wolny rynek jest właśnie psuty przez opisany wyżej stan rzeczy. Uczciwa konkurencja nie polega na tym, że firma, która ma zasoby, inwestuje w ludzi i sprzęt, płaci podatki w kraju zamawiającego jest traktowana gorzej niż firma, która nie spełnia tych kryteriów. Przewrotność tego myślenia jest tylko pozorna. Patrzmy na rynek UE jako jednolity i wolny dla konkurencji wewnątrz tego rynku. Pozwalamy firmom spoza UE budować drogi i kolej w Polsce, a firmy europejskie, w tym polskie, muszą konkurować ze sobą w Czechach czy na Słowacji - podsumowuje Maciej Olek.
Wojciech Trojanowski, członek zarządu firmy Strabag, zwraca uwagę, że na rynku generalnych wykonawców infrastruktury od kilku lat pojawiają się podmioty (szczególnie spoza Unii Europejskiej), które często bardzo agresywnie cenowo uczestniczą w postępowaniach przetargowych.
I dodaje, że firmy takie jak Strabag, posiadające własne zasoby, budujące swój potencjał wykonawczy, zatrudniające wysoko wykwalifikowane kadry, płacące na rynku podatki, uczestniczą w postępowaniach z konkurentami, którzy wchodzą do postępowań wyłącznie na podstawie posiadanego za granicą kapitału i referencji, bez własnych zasobów; bazują one na rynku podwykonawczym.
- Jesteśmy bodaj jedynym krajem, który tak szeroko dopuszcza na rynek tego typu podmioty. Apelujemy od lat, by wprowadzić na rynek certyfikację generalnych wykonawców. To także znacząco usprawni sam proces przetargowy. Pozwoli również wyeliminować nierzetelnych wykonawców, ograniczy składanie zaniżonych cenowo ofert, które nie dają gwarancji realizacji kontraktu z powodu braku lokalnych zasobów - uważa Wojciech Trojanowski.
W jego ocenie certyfikacja zdecydowanie usprawniłaby proces realizacji inwestycji. Nie byłoby potrzeby przygotowywania tych samych dokumentów do kolejnego przetargu.
- Wykonawcom pozwoliłaby na ograniczenie kosztów oraz skrócenie czasu niezbędnego na przygotowanie oferty. Zamawiający zaś otrzymałby narzędzie usprawniające proces weryfikacji wykonawcy w postępowaniu. Należy tu dodać, że takie procedury nie ograniczają konkurencji; co więcej tego typu działania są przewidziane w prawie UE, które daje możliwość przeprowadzenia certyfikacji podmiotów podejmujących się realizacji inwestycji infrastrukturalnych - analizuje członek zarządu Strabagu.
Paweł Bruger z Mirbudu też zwraca uwagę, że polskie czy szerzej europejskie firmy, z uznanym dorobkiem, posiadające rozbudowane zaplecze logistyczne i sprzętowe, są zmuszone do konkurowania z firmami spoza UE, które nie posiadają takiego zaplecza lokalnie, a mimo to stosują zaniżone wyceny w przetargach.
- Dotyczy to w szczególności rynku budowy infrastruktury drogowej i uważamy to za jeden z największych obecnie problemów tego rynku - wyjaśnia Paweł Bruger.
I dodaje, że wygrywanie przetargów po zaniżonych cenach, a następnie problemy z realizacją kontraktów, a w efekcie zejścia takich wykonawców z budów przysparzają wielu problemów dla zamawiającego, ponieważ przerwane prace ktoś musi dokończyć i zazwyczaj po znacznie wyższych kosztach niż zakładane. Ponadto realizacja takich kontraktów jest w takich przypadkach opóźniona.
- Mieliśmy okazję obserwować takie zjawiska kilka lat temu, choćby w przypadku włoskich i chińskich firm, które bez odpowiedniego zaplecza logistycznego wygrywały przetargi po cenach znacznie niższych niż te, które mogli oferować rodzimi wykonawcy posiadający odpowiednie zaplecze - wskazuje Paweł Bruger.
- Naszym zdaniem jednym ze sposobów na rozwiązanie tego problemu mogłaby być jakaś certyfikacja lub system punktacji wykonawców, którzy mogą udowodnić wykonanie z sukcesem kontraktów na terenie naszego kraju. Taki system, stosowany w innych krajach UE, jak np. Niemcy, mógłby zapewnić warunki uczciwej konkurencji na rynku polskim - podsumowuje.
Oglądasz archiwalną wersję strony Europejskiego Kongresu Gospodarczego.
Co możesz zrobić:
Przejdź do strony bieżącej edycji lub Kontynuuj przeglądanie