21 lat temu Polacy zobowiązali się do przyjęcia wspólnej unijnej waluty. W 20. rocznicę naszego wejścia do Unii euro w Polsce wciąż nie mamy. Jednocześnie postępuje oddolna "euroizacja" polskiej gospodarki.
Jak zauważył na początku sesji dyrektor Biura Analiz Makroekonomicznych w ING Banku Śląskim Rafał Benecki, przede wszystkim trzeba rozmawiać, czy warto wejść do strefy euro i "odczarowywać pewne mity, które na ten temat się pojawiają".
- Te mity są bardzo widoczne w sondażach. Poparcie dla Unii spadło, poparcie dla strefy euro też spadło w ciągu ostatnich lat. Wciąż bardzo lubimy Unię. 50 proc. Polaków jest natomiast przeciwnych wejściu do strefy euro - mówił Benecki.
Jak podkreślił, jeżeli chodzi o konsensus polityczny, to poprzednia koalicja była zdecydowanie "na nie". Nowa koalicja natomiast mówi, że "tak, ale musimy się przygotować". Są też normatywne warunki wejścia do strefy euro, czyli kryteria konwergencji, których dzisiaj nie spełniamy.
Poniżej - zapis sesji "Euro w świetle doświadczeń":
- Przede wszystkim wkrótce zostaniemy objęci procedurą nadmiernego deficytu. Polska ma duże potrzeby pożyczkowe. I ten deficyt ciągle będzie jeszcze wysoki. Musimy się zbroić, przygotowywać na kryzysy, więc będzie ciężko go zbić - powiedział Benecki.
I dodał, że teraz nie spełniamy również kryterium inflacyjnego - kryterium stóp procentowych, więc pozostaje praca przed nami, żeby się dostosować.
- Myślę jednakże, że czas działa na naszą korzyść, bo dyskusja raczej powinna toczyć się o tym, jak się do tego przygotować. Bo w tym momencie nie jesteśmy gotowi ani politycznie, ani gospodarczo, żeby wejść do strefy euro - stwierdził.
Jak akcentował, widać doświadczenia innych krajów: pokazują, że aby skorzystać na tym akcesie, trzeba być gospodarką w dobrej kondycji. Te doświadczenia można wykorzystać i się odpowiednio przygotować.
- Byłem doradcą prezesa NBP Sławomira Skrzypka, kiedy ostatni raport powstawał. Był naprawdę rzetelnie przygotowany przez 80 zespołów badawczych z uczelni krajowych i zagranicznych. I konsultowany też ze związkami zawodowymi i organizacjami przedsiębiorców - naprawdę szeroko omawiany, komentowany i przygotowany na fundamencie najlepszych modeli ekonometrycznych. Pokazywał koszty i korzyści i stwierdzał, że my na tym wejściu do strefy euro zyskujemy. To było 7 proc. wzrostu PKB w perspektywie 10 lat. Ale proszę pamiętać, że w roku 2009 dane były de facto do 2007 roku, czyli sprzed kryzysu finansowego - przypomniał Eugeniusz Gatnar.
- Ten kryzys bardzo wiele zmienił i był też początkiem pewnego kryzysu samej strefy euro, wtedy bowiem zaczęły się problemy krajów takich jak Grecja - zauważył były członek RPP.
- Okazało się, że Grecja oszukiwała, żeby się dostać do strefy euro - i później także. W rezultacie tych zawirowań strefa euro gdzieś do 2012 roku naprawdę nie była w dobrej kondycji. Dobrze, żeśmy wtedy do niej nie wstępowali. Teraz pozostajemy jeszcze w czasie kryzysu pandemicznego, do którego doszła wojna i "przestawienie" gospodarki. Jest tak, jak w czasie Kongresu mówiła Ursula von der Leyen, że jesteśmy chyba w okresie nowego wyścigu zbrojeń. Pamiętam to określenie z lat 70., gdy byłem licealistą. Przez długi czas nie myślałem, że to kiedyś jeszcze do nas wróci - stwierdził Eugeniusz Gatnar.
W tym kontekście teraz też nie jest - w jego ocenie - najlepszy moment, by wstępować do strefy euro, ale zawsze panuje dobry czas, żeby o tym mówić, żeby pokazywać analizy.
W tym kontekście przywołał spotkanie z 2004 roku, podczas którego zaproszeni eksperci byli zwolennikami jak najszybszego wprowadzenia wspólnej waluty.
- Wtedy powiedziałem, że bogactwo narodu nie zależy od koloru farby, którą jest zadrukowany papier będący w danym kraju oficjalnym środkiem płatniczym - i w tym szacownym gronie jakbym powietrze popsuł. Po tym już mnie przez lata nie zapraszali - zauważył.
I dodał, że sytuacja się odmieniła w latach 2010-2011, kiedy nastał kryzys w Grecji. Zauważył też, że w NBP powstał jeszcze jeden raport na temat wejścia do strefy euro - w 2014 roku. Miał on jednak niższą rangę.
Debatę o euro powinno się też w jego ocenie zaczynać od teorii pieniądza i zastanowienia się, dlaczego nie doszło do spodziewanego efektu konwergencji. Trzeba też pamiętać, że pośpiech we wprowadzeniu euro na początku XXI w. miał także aspekty polityczne.
Ekonomistka z Uniwersytetu Warszawskiego Małgorzata Starczewska-Krzysztoszek zauważyła z kolei, że sukces we wprowadzeniu wspólnej waluty zależy przede wszystkim od tego, w którym momencie będziemy ją wprowadzać, jakie będą warunki wewnętrzne, ale też, jakie będą warunki zewnętrzne, także globalne.
- Proszę pamiętać o jednej rzeczy: euro ma dwadzieścia kilka lat. To wiek dziecięco-młodzieńczy jak na walutę - ze wszystkimi tego konsekwencjami. Euro pozostaje też narzędziem. Nie jest ani dobrą wróżką, ani czarownicą - powiedziała.
- Jest zatem narzędziem. I teraz pytanie, czy będziemy umieli go wykorzystać w taki sposób, który będzie dawał nam korzyści (czy chociaż przewagę korzyści, bo zawsze są przecież jakieś ryzyka) - dodała.
W jej opinii dużo też zależy od tego, jak polskie społeczeństwo będzie do tego przygotowani.
- Na pewno wiemy, bo to się dzieje absolutnie we wszystkich krajach, które weszły do strefy euro, że społeczeństwa obawiają się wzrostu cen. Nad tym też trzeba pracować. Pewnie miliony razy państwo słyszeliście o efekcie cappuccino czy efekcie bagietki - jak kto woli. I w głowie ludzi we wszystkich krajach jest dokładnie to samo. Mamy jednak doświadczenie kolejnych krajów wprowadzających euro i możemy z niego skorzystać, by takie efekty, jak działanie jakichś nieuczciwych przedsiębiorców, neutralizować. Właściwie w każdym następnym państwie, które wstępowało do strefy euro, coraz lepiej udawało się zapanować nad owym efektem cappuccino – podkreśliła.
Jak diagnozował Rafał Benecki, tak naprawdę postępuje u nas oddolna "euroizacja" w biznesie.
- Przypomnę, że przejawem tego jest decyzja o "euroizacji" polskiego rynku prądu, która została podjęta za poprzedniej koalicji. Dlaczego? Aby sfinansować ogromne inwestycje w wiatraki na morzu, ten słynny offshore, potrzeba kapitału długoterminowego, którego w Polsce za bardzo nie ma. To wynika ze sposobu, w jaki jest finansowany sektor bankowy. Zatem ktoś z firm, które inwestują, przekonał posłów, by skup prądu z morza był w euro. Bo jak się zarabia w euro, to można wziąć dług w euro, a ponieważ potrzeba długu długoterminowego, więc właśnie takie założenie przyjęto – powiedział Benecki.
Takie wybory - w jego ocenie - pokazują, jaki jest główny plus przyjęcia euro.
- To dostęp do kapitału - nie tylko tańszego kapitału, ale w ogóle do kapitału. I myślę, że ten argument rośnie w siłę w miarę upływu czasu - ocenił.
Polska przez lata zyskiwała jako kraj taniej siły roboczej, ale doszliśmy do momentu, gdy potrzebujemy inwestycji, aby awansować w łańcuchach dostaw. Potrzebujemy też ogromnych nakładów na transformację energetyczną.
- Przed chwilą powiedziałem, jak to wygląda w praktyce: niezależnie od barw politycznych decydentów i tak nastąpiła "euroizacja" rynku prądu - powiedział.
Wydatki na obronę też będą w dużej mierze finansowane w walutach obcych. Już niedługo 40 proc. naszego długu będzie w walutach obcych.
- I to są ważne argumenty – konkludował Rafał Benecki.
Oglądasz archiwalną wersję strony Europejskiego Kongresu Gospodarczego.
Co możesz zrobić:
Przejdź do strony bieżącej edycji lub Kontynuuj przeglądanie