Polski biznes to doświadczony eksporter, ale czas myśleć o ekspansji, inwestowaniu na nowych rynkach. Zawirowania geopolityczne, protekcjonizm, ograniczony dostęp do kapitału nie ułatwiają zadania.
Polski rynek okazał się za ciasny dla Fakro. Paweł Dziekoński, wiceprezes jednego z liderów naszego eksportu, podkreśla, że firma, w której pracuje, jest reprezentowana w wielu krajach. Eksport jej wyrobów ma swoich odbiorców w 70 państwach. Fakro ma także 19 przedstawicielstw zagranicznych w regionach.
Firma buduje też za granicą zakłady produkcyjne - ostatnio w USA. Jak mówi Dziekoński, w Polsce sprzedaje się rocznie około 350 tysięcy okien dachowych, a w tym samym czasie w Niemczech 900 tysięcy.
Inna rzecz, iż w latach dziewięćdziesiątych 30 firm w Europie wytwarzało okna dachowe. Teraz pozostały tylko trzy. Jak jednak zaznacza Dziekoński, to wcale nie oznacza, że wtedy konkurencja była większa. Rynek był o wiele bardziej chłonny, bowiem okna dachowe dopiero wchodziły do powszechnego użytku.
- Podstawą ekspansji na rynkach zagranicznych jest stabilność na rynku macierzystym - podkreśla Paweł Dziekoński.
- Wejście na nowy rynek to bowiem zawsze ryzyko. Naszą konkurencją są dwie światowe firmy: z Danii i Francji. Próbowaliśmy wchodzić także na te rynki, nie jest to jednak proste. Francuzi i Duńczycy mocą wewnątrzkrajowych decyzji administracyjnych ustanawiają takie normy techniczne, że trudno się do nich dostosować. A gdy już to osiągnęliśmy, chcieliśmy sprzedać nasz produkt w Danii wraz z montażem. Zakładaliśmy, że tym sposobem będziemy tańsi od konkurencji, gdyż montażyści mieli być z Polski. Konkurencja lokalna wylobbowala jednak takie restrykcyjne zasady wprowadzania do usług cudzoziemskich pracowników, że trudno było je szybko spełnić. Gdy się to udało, na każdej budowie, gdzie wysyłaliśmy naszą ekipę, nagle pojawiała się kontrola: a to sanitarna, a to podatkowa - dodaje.
Powyższy przykład dowodzi, że nawet w Unii Europejskiej państwo może aktywnie promować własną produkcję. Mamy tutaj chociażby przykład Austrii. Tam konkurencja z Niemiec jest ogromna. A jednak wewnętrzne przepisy potrafiły ochronić też lokalne firmy.
Podobnie w Portugalii przepisy bronią miejscowych producentów i usługodawców przed ekspansywnymi firmami hiszpańskimi. U nas tymczasem rynek jest całkowicie otwarty. Ten system, zdaniem Dziekońskiego, powinien się zmienić, powinniśmy pójść w kierunku "miękkiego" protekcjonizmu.
Dziekoński przedstawia swoje przemyślenia odnośnie obecnej sytuacji biznesu Fakro na Ukrainie. Część fabryki firmy we Lwowie spłonęła od bomby. Nikt w Warszawie się tym nie zainteresował.
- Można więc powiedzieć, że choć nasze państwo popiera teoretycznie inwestowanie w Ukrainie, to nie idą za tym żadne konkretne kroki. Jedyne wsparcie, jakie otrzymaliśmy w związku ze zniszczeniami w naszej fabryce, pochodziło od władz miejskich Lwowa - konkluduje wiceprezes Fakro.
Jacek Lech, prezes i dyrektor zarządzający w firmie Mostostal Kraków z grupy Budimex, podkreśla, że każda polska firma, która chciałaby być obecna za granicą, ma do wyboru - nasilać eksport bezpośrednio z Polski lub też wykupywać lokalne firmy, tak by dane wyroby czy też usługi pochodziły formalnie z kraju działania.
- Wybraliśmy ten pierwszy wariant - podkreśla Lech. - Mamy około 300-400 milionów złotych rocznego przychodu z eksportu. Nie chcemy inwestować kapitałowo za granicą, bo naszym rynkiem eksportowym są przede wszystkim kraje Unii Europejskiej.
Jacek Lech uważa jednak, podobnie jak Paweł Dziekoński, że Polska jest wedle niego zbyt otwartym rynkiem, nawet jak na wymagania unijne. Inne kraje unijne wprowadzają przepisy, które faworyzują miejscowe firmy. Tylko w Polsce takich wymogów nie ma. Dlatego też zagraniczni przedsiębiorcy tak chętnie lokują się u nas ze swoimi usługami.
Aktualnie w Mostostalu Kraków myśli się już jednak o lokowaniu produkcji i usług w odbudowującej się Ukrainie. Firma czeka z konkretnymi towarami i usługami na zakończenie działań wojennych. Wysyłanie ich tam obecnie jest bowiem obarczone zbyt wielkim ryzykiem. Przy tym Lech podkreśla, że Ukraina dla jego firmy nie jest nowym rynkiem. Ekipy Mostostalu montowały bowiem nad kopułami zniszczonej elektrowni w Czarnobylu specjalnie zadaszenie.
O tym natomiast, że rynki zagraniczne są zbyt małe dla firmy Mokate, wspomina jej prezes Adam Mokrysz.
- W początkach działalności, na początku lat dziewięćdziesiątych, naszemu przedsiębiorstwu wystarczał rynek krajowy. W roku 2006 przejęliśmy czeskie przedsiębiorstwo Timex. Obecnie do grupy firm Mokate należy dziewięć przedsiębiorstw w Polsce, Czechach, Słowacji, na Ukrainie i Węgrzech. Nasze produkty eksportujemy do prawie osiemdziesięciu krajów świata. Nasza rodzinna firma - gdyż ja przecież tylko kontynuuję pracę moich rodziców - żyje przede wszystkim z eksportu. Stamtąd pochodzi ponad 80 proc. przychodów. Polska jest jednak naszym rynkiem macierzystym - stwierdził Mokrysz.
O tym, że eksport jest wpisany w DNA firmy, mówi z kolei Katarzyna Rutkowska, wiceprezeska firmy AC, zajmującej się w początkach swojej działalności (końcówka lat osiemdziesiątych) produkcją podgrzewaczy do silników diesla.
Pierwszym rynkiem eksportowym okazała się na początku lat dziewięćdziesiątych Argentyna. Teraz głównym produktem firmy są nowoczesne systemy autogaz LPG i CNG marki STAG do silników benzynowych oraz diesla. Firma dzięki ponad 30-letniemu doświadczeniu stała się największym producentem w segmencie instalacji gazowych w Polsce. Eksport stanowi ponad 60 proc. przychodów. W tej chwili eksport odbywa się do 50 krajów z całego świata. Sprzedaż na rynki zagraniczne zapewnia 70 proc. całości obrotu.
- Mamy obecnie jedną spółkę w Peru, choć w naszym przypadku chyba bardziej opłaca się bezpośredni eksport - opowiada Katarzyna Rutkowska. - Elektronikę jest bowiem łatwo transportować. Naszym ewidentnym sukcesem jest wygranie przetargu w Algierii na dostawy systemów gazowych dla tamtejszych montowni. Bardzo ważne jest jednak śledzenie sytuacji geopolitycznej. Mieliśmy już przygotowane wejście kapitałowe do Tajlandii. Zmienił się tam jednak rząd. Ten nowy nie był zbyt przyjazny dla zagranicznych inwestorów. Wycofaliśmy się więc stamtąd.
Firma ma swoją siedzibę w Białymstoku, co obecnie nie zawsze jest wygodne.
- Tuż obok mamy Białoruś z zamkniętymi przejściami granicznymi. Nie można zatem wysyłać wielu towarów pociągami. Koszty transportu wzrosły kilkukrotnie. Ponadto eksport do Kazachstanu czy Uzbekistanu wymaga obecnie spełnienia wielu formalności. Musimy wykazać, że nie jest to próba omijania sankcji nałożonych na Rosję. Podobnie jest z eksportem do krajów arabskich czy Turcji - opowiada.
Kolejnym kłopotem, z jakim boryka się białostocka firma, jest kwestia praw własnościowych. Jej urządzenia okazały się na tyle dobre, że na rynku pojawiły się podróbki made in China.
Piotr Szamburski, prezes i dyrektor generalny producenta wyrobów gumowych Sanok Rubber Company, jednoznacznie optuje za bezpośrednim eksportem.
- Mamy co prawda dwa przedstawicielstwa na Białorusi i Ukrainie, ale widzimy, że najważniejszy dla naszych wyrobów jest kontakt bezpośredni i tradycyjny eksport - mówi Szamburski.
- Eksportujemy wyroby gumowe między innymi do Chin i Meksyku. Przedstawicielstwa na Białorusi i Ukrainie z uwagi na sytuację międzynarodową działają obecnie w sposób bardzo ograniczony. By jednak nasilić sprzedaż w Skandynawii, kupiliśmy tam jedną firmę dystrybucyjną. Gdyby to się zakończyło powodzeniem, nie wykluczamy dalszych akwizycji. Oczekujemy jednak od władz państwa większego wsparcia działalności eksportowej. A aplikacje do grantów z Polskiego Funduszu Rozwoju są obarczone tyloma warunkami, że trudno tam cokolwiek uzyskać. Mamy nadzieję na zmiany, bowiem inne kraje europejskie korzystają ze wsparcia podobnych instytucji - dodaje.
Piotr Stolarczyk, dyrektor Departamentu Bankowości Międzynarodowej i Finansowania Handlu w Banku Pekao, zwraca natomiast uwagę, że proces inwestycyjny jest trudniejszy niż czysty eksport. Inna rzecz, iż wedle dyrektora Stolarczyka i tak naszym polskim sukcesem jest coroczny wzrost wolumenu eksportu. To już sporo ponad 350 miliardów euro w roku 2023, a zatem niespotykany wzrost. W poprzedzającym wstąpienie do Unii Europejskiej roku 2003 ten sam wskaźnik wynosił niewiele ponad 50 miliardów euro. To dynamika większa niż u giganta światowego eksportu, jakim są Niemcy.
Polskie firmy obecnie głównie eksportują towary, na inwestycje zagraniczne wielu z nich nie stać. Jest to jednak typowy model rozwoju i prędzej czy później przyjdą inwestycje. Tymczasem Bank Pekao, jak zapewnia dyrektor Stolarczyk, jest gotów uczestniczyć w finansowaniu działalności polskiego biznesu za granicą.
Stolarczyk podkreśla również, iż polski biznes kumuluje swoje kapitały od roku 1989. Zachodni biznes miał na to czas co najmniej od zakończenia wojny światowej. Dlatego właśnie Pekao wspomaga kapitałowo polskie firmy.
Trzeba też tworzyć zabezpieczenia płatności, a lepiej udaje się to - jak przekonuje Stolarczyk - w banku ze swojego kraju, nie zaś za granicą. Jednostki analityczne banku świadczą też usługi doradcze.
Piotr Stolarczyk zapewnił też, że bank, którego jest menedżerem, przygotowuje zestaw analiz biznesowych dla polskich firm chcących po zakończonej wojnie rozpocząć ekspansję w Ukrainie. Specjalnie pod tym kątem powstaje cyklicznie biuletyn przedstawiający szanse i zagrożenia dla chcących działać w Ukrainie.
Z kolei Marcin Prusak, dyrektor departamentu zarządzania Funduszem Ekspansji Zagranicznej Polskiego Funduszu Rozwoju TFI, potwierdza spostrzeżenia, że polskie firmy jak na razie głównie eksportują towar.
- Polskie firmy generalnie mało inwestują kapitałowo, bowiem do inwestycji potrzeba kapitału. A tego często brakuje. Na dodatek historia tych firm sięga z reguły maksimum roku 1989. A wiadomo, że na początku działamy na rynkach najbliższych, potem sprzedajemy dalej, także za granicę. Kolejnym elementem rozwoju może być inwestycja zagraniczna - wskazuje Prusak.
Stan bezpośrednich inwestycji to obecnie około 28 miliardów euro. To mniej więcej 5 proc. PKB. Średnia unijna to 88 proc. Powstają więc państwowe fundusze wspierania eksportu, bowiem państwu opłaca się wspierać naszą ekspansję gospodarczą.
Zobacz retransmisję dyskusji "Globalne aspiracje polskiego biznesu" na XVI Europejskim Kongresie Gospodarczym w Katowicach:
Oglądasz archiwalną wersję strony Europejskiego Kongresu Gospodarczego.
Co możesz zrobić:
Przejdź do strony bieżącej edycji lub Kontynuuj przeglądanie