O ile polska gospodarka generalnie ma problem z inwestycjami, o tyle nie ma go na pewno branża portowa. Prowadzi je państwo i prywatny biznes. Jakie daje to rezultaty, mówi Kamil Jedynak, prezes notowanej na giełdzie spółki OT Logistics, posiadającej porty w Gdyni i Świnoujściu.
Jakie inwestycje spółka OT Logistics podjęła w ostatnich trzech latach, a jakie ma zamiar podjąć w horyzoncie pięcioletnim?
- Planowany budżet na inwestycje w okresie najbliższych trzech-pięciu lat jest w przedziale między 200 a 300 mln zł. Środki te zostaną przeznaczone głównie na rozwój naszych dwóch portów: w Gdyni i Świnoujściu.
To rozwinięcie inwestycji prowadzonych w ostatnich latach.
Jeżeli chodzi o nasz port w Gdyni, to przede wszystkim nabyliśmy shiploader do załadunku zbóż na statki, rozbudowaliśmy zaplecze do obsługi ładunków zbożowych, przebudowując część magazynów pod produkty zbożowe.
Były też inwestycje w infrastrukturę i ekologię. Uruchomiliśmy instalację fotowoltaiczną. Na bieżąco prowadziliśmy wymianę sprzętu, w tym obsługującego transport intermodalny i statki ro-ro.
Chcemy, by OT Port Gdynia był w przyszłości jak najbardziej neutralny dla środowiska. Pójdziemy też w kierunku zwiększenia potencjału przeładunku produktów zbożowych. Ta grupa towarów jest jedną z bardziej perspektywicznych w branży portowej - według naszych ocen. I oczywiście zależy nam na dalszym unowocześnianiu terminala, który w dobie coraz większej konkurencji musi być coraz bardziej efektywny.
Jeżeli zaś chodzi o nasz drugi terminal w Świnoujściu, to wspólnym mianownikiem inwestycji z ostatnich lat jest zmiana jego charakteru z portu masowego w uniwersalny, przystosowany do obsługi jak najszerszej gamy towarów.
Służyły temu inwestycje, przede wszystkim w utwardzanie placów składowych, ponieważ większość z nich to były stare, nieutwardzone tereny do składowania, głównie węgla i rudy. Teraz większość powierzchni składowych w Świnoujściu jest już utwardzona, przygotowana pod różnego rodzaju ładunki.
Kupiliśmy też dwa ciężkie mobilne żurawie Liebherr. Z jednej strony stare wymagały już wymiany, ale z drugiej była to okazja do pozyskania nowoczesnego, dużo bardziej efektywnego i ekologicznego sprzętu. Oczywiście, tak jak w Gdyni, prowadzimy na bieżąco inwestycje odtworzeniowe.
W planach mamy uruchomienie w połowie przyszłego roku w OT Port Świnoujście terminala zbożowego z najwyższą ratą przeładunkową w Polsce - przekraczającą 20 tys. ton na dobę. Służy temu zakup shiploadera do zboża i połączenie istniejącego magazynu zbożowego z nabrzeżem.
Chcemy też przygotować nasz port w Świnoujściu do obsługi ładunków i transportu intermodalnego, co jest związane z planami budowy Głębokowodnego Terminala Kontenerowego (jego lokalizacja jest zaplanowana bardzo blisko tego portu). Możemy zatem być naturalnym zapleczem logistycznym i usługowym dla przeładowywanych w nim ładunków.
Które z rodzajów inwestycji powinny lub mają szanse wieść prym w naszej gospodarce w nadchodzącym pięcioleciu - i dlaczego?
- Chciałbym się skupić na obszarze, którym się zajmujemy... Jest tu jeszcze bardzo dużo do zrobienia.
Z punktu widzenia logistyki portowej najważniejsze inwestycje powinny być skoncentrowane na modernizacji i rozbudowie mocy przeładunkowych terminali i budowie nowych.
Duże znaczenie będą mieć też inwestycje związane z pogłębieniem torów wodnych i rozbudową infrastruktury magazynowej. Dzięki temu pojawi się możliwość obsługi większej liczby statków - i to o większym tonażu.
Bardzo ważna będzie modernizacja i budowa terminali kontenerowych, jak np. w Świnoujściu. Potrzebna będzie też silniejsza integracja portów z krajowymi i międzynarodowymi systemami transportowymi dzięki rozbudowie połączeń kolejowych i drogowych.
Nie obejdzie się również bez inwestycji w zieloną infrastrukturę portową: żeby porty i transport morski wpisywały się jak najlepiej w trendy i wymogi środowiskowe.
Spółka OT Logistics sporo zatem zainwestowała i ma ambitne plany, ale - generalnie - wskaźnik inwestycji w gospodarce w ostatnich latach wyraźnie spadł. W 2022 r. udział inwestycji brutto w PKB wyniósł u nas 16,7 proc., dużo mniej niż średnio w Unii (22,8 proc.). Jakie bariery inwestycyjne widzi pan u siebie w firmie, w branży, w całej gospodarce?
- To czynniki uniwersalne, które nie dotykają wyłącznie naszej branży, ale odnoszą się do całej polskiej gospodarki.
W ostatnim czasie w rozwoju biznesu najsilniej odczuwalny problem łączy się z ogólnym wzrostem kosztów, powodowanym rosnącymi kosztami pracy, energii i paliw. Wynagrodzenia rosną, a dostępność wykwalifikowanej kadry spada.
Przeszkodą jest też bardzo dynamiczna zmiana otoczenia rynkowego i nieprzewidywalność wydarzeń. Najpierw była to pandemia, potem - wybuch wojny w Ukrainie. Jeżeli chodzi o kwestie regulacyjne, to barierą dla inwestycji jest na pewno duża nieprzewidywalność oraz stopień skomplikowania systemów podatkowych i prawnych.
Które z tych czynników mają charakter przejściowy, a które strukturalny i pozostaną z nami na dłużej?
- Mam nadzieję, że "trendy inflacyjne" się wystudzą, a wzrost kosztów pracy, energii i paliw - wyhamuje. Liczę też na pozytywne zmiany w otoczeniu regulacyjnym: uproszczenie i większą przewidywalność przepisów.
Mniej optymistycznie patrzę natomiast na sytuację na rynku pracy. Obawiam się, że problem z dostępnością wykwalifikowanej kadry będzie narastał...
Nie spodziewam się też, żeby spokojniej było w otoczeniu rynkowym: nieprzewidywalność i duża dynamika zmian nadal będą w nim dominować.
Jak pan ocenia dostęp do proinwestycyjnego finansowania bankowego i instrumentów rynku kapitałowego - z poziomu własnego przedsiębiorstwa, ale i rozwoju tego rodzaju systemu w naszym kraju?
- Oczywiście, każda firma traktowana jest przez rynek finansowy indywidualnie. Można jednak wyróżnić pewne tendencje. Obserwujemy na przykład bardzo duże zainteresowanie instytucji finansowych, szczególnie banków, finansowaniem wszelkiego rodzaju projektów infrastrukturalnych. To następstwo wybuchu wojny w Ukrainie. Uwidoczniła ona jak infrastruktura, w szczególności portowa, pozostaje ważna dla gospodarki.
Dostępne jest też finansowanie dłużne związane z obligacjami korporacyjnymi.
Jeżeli chodzi o nas, to po restrukturyzacji mamy bardzo dużą zdolność kredytową, co ważne dla sfinansowania naszego planu inwestycyjnego. Chcemy korzystać głównie z kredytów bankowych i leasingów. Na obecnym etapie nie planujemy posiłkowania się długiem obligacyjnym.
A jakie jest pana zdanie o proinwestycyjnych inicjatywach rządu w ciągu minionych ośmiu lat - ich rezultaty w realnej gospodarce? Co tu szczególnie warto wymienić - pochwalić lub skrytykować?
- Skupię się na tym, co było dobre. I swoją ocenę chciałbym zawęzić do sytuacji w naszej branży.
Tu działo się bardzo dużo. Działania zarządów morskich portów bardzo je w ostatnich latach rozwinęły i otworzyły przed operatorami terminali nowe możliwości. Świetnie układała nam się współpraca z Zarządem Morskich Portów Szczecin i Świnoujście.
Pozytywnie oceniam też aktywność władz portowych w Gdyni w kwestii pogłębiania portowych akwenów, dzięki czemu w naszym terminalu możemy przyjmować statki o zanurzeniu do 14,5 m. To duże osiągnięcie. Obecnie możemy obsługiwać statki przewożące do 80 000 ton ładunków zbożowych.
Zaplanowano też rozbudowę zaplecza ro-ro. Wzmocni to korytarz transportowy południe-północ - do Skandynawii.
Nie można nie wspomnieć o inwestycjach w infrastrukturze kolejowej. Dla nas szczególne znacznie ma zlikwidowanie wąskich gardeł w Świnoujściu. Infrastruktura kolejowa jest tam bardzo dobrze rozwinięta. W połączeniu z budową drogi ekspresowej S3 na odcinku do Świnoujścia znacznie poprawiło to nasze skomunikowanie z resztą Polski i krajami Europy Środkowej i Południowej.
Bardzo pozytywnie oceniamy pomysł budowy Głębokowodnego Terminala Kontenerowego w Świnoujściu - szczególnie w kontekście toczącego się konfliktu w Ukrainie widać potrzebę uruchomienia w Polsce alternatywnego terminala kontenerowego, który mógłby obsługiwać dodatkowy popyt na transport do i z Ukrainy.
Cenne były też inicjatywy proekologiczne, jak np. projekt doliny wodorowej, zmierzający do stworzenia regionalnego rynku wodorowego.
Czy zmiana rządu stanie się zachętą do inwestowania? Czy - zdaniem pana - nowa władza jest dobrze przygotowana do wyzwań gospodarczych i jej pomysły dobrze rokują dla inwestycji i wzrostu PKB?
- Mam nadzieję, że tak się stanie, ale na ocenę jest jeszcze za wcześnie.
Na pewno nowa władza ma przed sobą liczne wyzwania. Musi się zmierzyć z kryzysem rolniczym, związanym m.in. z tranzytem ukraińskiego zboża.
Wielkim pozytywem jest natomiast odblokowanie środków z Krajowego Planu Odbudowy. Poprawi to postrzeganie Polski przez zagranicznych inwestorów, ale wpłynie też na optykę polskich firm. Mam nadzieję, że informacje o KPO już zachęcają przedsiębiorstwa do planowania inwestycji.
Z naszego punktu widzenia kluczowe będzie systemowe rozwiązanie problemu tranzytu ukraińskiego zboża przez Polskę. Wspomogłoby to potencjalne inwestycje w obszarze logistyki.
Nie postrzegamy ukraińskiego zboża jako zagrożenia. Przy odpowiednim mechanizmie tranzytowym i pewności, że towar ten opuście teren Unii Europejskiej, obsługa transportu ukraińskiego zboża będzie sytuacją win-win dla wszystkich. Skorzystają z tego polskie firmy przewozowe, logistyczne i portowe. Skorzysta też Ukraina.
Gdyby miał pan rekomendować makrodziałania na rzecz aktywizacji inwestycji w gospodarce, to co byłoby najważniejsze?
- Na pierwszym miejscu, jak już wspominałem, musi dojść do uproszczenia przepisów podatkowych i prawnych; regulacje muszą być przejrzyste i stabilne. Bez tego ryzyko podejmowania decyzji inwestycyjnych będzie zbyt duże. Przedsiębiorcy muszą się w tej mierze czuć bezpiecznie. Chodzi o działanie według jasnych, przejrzystych, stabilnych zasad, które nie zmieniają się jak pogoda...
W naszej perspektywie ważne jest również rozwiązanie problemów administracyjno-celnych na granicy z Ukrainą. Chodzi nie tylko o wywóz zboża z Ukrainy, ale także o wwóz do Ukrainy ogromnej masy ładunków, które przestały do tego kraju docierać przez porty nad Morzem Czarnym.
Na pewno przydałyby się ulgi podatkowe i wsparcie finansów dla inwestorów oraz liberalizacja sektorów gospodarki, które do tej pory były silnie regulowane. Wzrost konkurencji pociąga za sobą inwestycje.
Ważna jest weryfikacja i aktualizacja programów dotacyjnych pod kątem bieżących wyzwań i potrzeb, przed którymi stoi nasza gospodarka i przedsiębiorstwa. Warto też pomyśleć o zagranicznej promocji Polski pod kątem zmian, jakie zachodzą w naszym kraju, stabilizacji gospodarki, w tym regulacji prawno-podatkowych.
Czy relatywnie duży udział sektora MSP, w tym firm rodzinnych, może tłumaczyć niższą aktywność inwestycyjną polskiej gospodarki? Jeśli tak, to czy można skłonić małe i średnie firmy do większej śmiałości w inwestowaniu?
- Ekspozycja małych i średnich przedsiębiorstw na ryzyko związane z nieprzewidywalnością rynku i systemu prawno-podatkowego jest dużo większa niż większych przedsiębiorstw.
Jeżeli zmiany w Polsce pójdą w kierunku stabilizacji w tych obszarach, na pewno dojdzie do intensyfikacji inwestycji tej grupy przedsiębiorstw.
Czy wobec podwyższonej niepewności wywołanej przez kryzysy zewnętrzne i brak stabilności regulacyjnej polskie firmy zamroziły kapitał w bezpieczne aktywa i stąd spadek wskaźnika inwestycji?
- To sprawa indywidualna, zależna od specyfiki danego biznesu i przedsiębiorstwa. Podręcznikowa zasada jest taka, że w niepewnej sytuacji przyjmuje się strategię wyczekiwania, ogranicza inwestycje i zmniejsza ekspozycję na ryzyko. Widać jednak wyraźnie branże, gdzie inwestycje są niezbędne - niezależnie od tego, jak trudna jest sytuacja.
Są przedsiębiorstwa, które - wstrzymując inwestycje - po prostu wypadną z rynku. Tak jest w naszej branży portowej. Cały czas musimy realizować inwestycje odtworzeniowe; bez tego po pięciu, sześciu latach amortyzacji sprzętu można zasadniczo tylko wycofać się z rynku i zamknąć firmę...
W OT Logistics nie ograniczyliśmy się do odtwarzania sprzętu, ale - wobec zawirowań w otoczeniu rynkowym, prowokowanych przez geopolitykę przyjęliśmy strategię "ucieczki do przodu". Chcemy być uniwersalni, gotowi na różne ewentualności.
Gdybyśmy nie poczynili odpowiednich inwestycji, nie moglibyśmy w przyszłości skonsumować efektu zmian, jakie na rynku następują i będą następować. Tym bardziej że dostosowanie biznesu portowego do nowych potrzeb wymaga nie tylko ogromnych pieniędzy, ale i czasu. Na podstawowy sprzęt portowy czeka się u producentów przynajmniej 12 miesięcy.
Na to, co dzieje się w transporcie morskim, trzeba reagować szybko, odpowiednio uprzedzając wydarzenia!
Czy podwyższona niepewność bardziej skłaniała firmy do zwiększania zatrudnienia, bo to proces odwracalny, obarczony mniejszym ryzykiem - niż do inwestycji, z których wycofać się znaczniej trudniej?
- Nie ma to zastosowania w naszej branży. Suwak ludzie-maszyny można bardziej przemieszczać w biznesie kontenerowym, gdzie możliwa jest większa lub mniejsza automatyzacja działalności portowej.
W portach ro-ro, general cargo i masowych pełna czy bardzo duża automatyzacja nie jest możliwa. Niezależnie od nieprzewidywalności otoczenia biznesowego i skali ryzyka rynkowego relacja siła robocza-automatyka pozostaje mniej więcej stała.
Ostatnio czuć pewną zmianę w nastrojach związanych z przebiegiem wojny w Ukrainie (problemy z kontrofensywą, napięcia sektorowe - zboże, usługi transportowe). Jak oddziałuje to na inwestycje polskich firm?
- Wojna w Ukrainie dobitnie pokazała, jak ważna jest infrastruktura transportowa i prowadzone w niej inwestycje. Kraj bez portów jest, jak odcięty od tętnicy: przestaje funkcjonować. W Polsce zostało to zrozumiane i widać tego efekty w decyzjach biznesowych firm państwowych i prywatnych.
Kolejna fala inwestycji nadejdzie w związku z odbudową Ukrainy. Cały czas jestem tu optymistą. Wierzę, że kryzysy zostaną zażegnane, znajdziemy porozumienie z Ukraińcami i docelowo weźmiemy udział w odbudowie ich kraju. Oczywiście kluczowym pytaniem pozostaje, jak długo jeszcze potrwa konflikt.
Czy lepsza percepcja Polski na świecie dodatkowo zachęci zagranicznych inwestorów prywatnych?
- Widać, że percepcja naszego kraju się zmienia. Złoty się umocnił - w związku z odblokowaniem środków z KPO. Zmianę można też zaobserwować na warszawskiej giełdzie, która rośnie w ostatnich miesiącach.
Informacje z Ministerstwa Finansów o dużym popycie na obligacje denominowane w dolarze potwierdzają, że Polska odbierana jest jako pewny partner. Jestem przekonany, że strumień zagranicznych środków napływających do Polski w ostatnich miesiącach się poszerzył.
Z jednej strony sytuacja, w której się znajdujemy, pozostaje ryzykowna i napięta: jesteśmy krajem, za którego granicą toczy się wojna. Ale - z drugiej strony - to potężna szansa (pod wieloma względami) na silny wzrost gospodarczy.
Jesteśmy państwem tranzytowym, bardzo potrzebnym Ukrainie. Mam nadzieję, że dobrze wykorzystamy tę szansę. Oczy świata biznesowego są zwrócone na nasz region.
Piłka jest po naszej stronie. Powinniśmy to dobrze rozegrać, z pożytkiem dla nas, Ukrainy i całego regionu.
Czego się można spodziewać w gospodarce w latach 2024-2025? Wiem, że dziś trudno pytać o prognozy, zapytam więc o pana oczekiwania.
- Rzeczywiście, nie odważę się przedstawiać twardych prognoz... Powiem właśnie o oczekiwaniach: to wzrost gospodarczy związany z wykorzystaniem środków z KPO i nadzieja na poprawę relacji z Ukrainą, bo to otworzy potężną szansę dla polskiej gospodarki.
Jakie sektory gospodarki są najbardziej rokujące w kontekście ewentualnego odbicia inwestycji w latach 2024-25 oprócz infrastruktury i wymiany handlowej z Ukrainą, o których dużo mówiliśmy w czasie naszej rozmowy.
- Nowe technologie i innowacje, energetyka odnawialna, a także - generalnie - transformacja sektora energetycznego, pozwalająca znaleźć rozwiązanie problemu zaopatrzenia w energię naszego kraju przez następne kilkadziesiąt lat.
Myślę też, że - w związku z zastrzykiem środków z KPO - wzrośnie siła sektora konsumenckiego, co per saldo napędzi inwestycje.
Najbliższe lata dobrze rokują dla polskiej logistyki i polskiego transportu.
Oglądasz archiwalną wersję strony Europejskiego Kongresu Gospodarczego.
Co możesz zrobić:
Przejdź do strony bieżącej edycji lub Kontynuuj przeglądanie