Nearshoring może był siłą napędową polskiej gospodarki na kolejne 10-20 lat - mówi w rozmowie z WNP.PL główny ekonomista ING Banku Śląskiego, Rafał Benecki. Wskazuje przy tym jeszcze dwie inne ogromne szanse, jakie możemy wykorzystać w najbliższych latach.
Kwietniowy odczyt inflacji w Polsce był co prawda najniższy od maja 2022 roku, ale nadal towary i usługi drożeją w szybkim tempie (o 14,7 proc. rdr według danych Głównego Urzędu Statystycznego). Czego możemy spodziewać się w kolejnych miesiącach?
- W tym roku wskaźnik CPI (określa wzrost cen towarów i usług konsumpcyjnych - przyp. red.) spadnie o połowę: z 18,4 proc. (tyle inflacja wynosiła w lutym 2023 roku – przyp. red.) do 10 proc., ale to tylko połowa sukcesu.
Historia pokazuje, że łatwiej zbić inflację np. z 20 proc. do 10 proc., niż z 10 proc. do 2,5 proc. (a taki jest cel inflacyjny Narodowego Banku Polskiego – przyp. red.). To wymaga od władz o wiele bardziej niepopularnych decyzji.
Nasze modele pokazują, że załamanie konsumpcji, z którym mamy teraz do czynienia, jest niewystarczające, aby zapanować nad inflacją bazową. Jesteśmy po okresie wieloletniego boomu konsumpcyjnego i po czasie bardzo dużego wzrostu dochodów do dyspozycji (gospodarstw domowych – przyp. red.).
To oczywiście nie jest niczym złym, ale tempo, w jakim przyrosły te dochody, było bardzo duże, skumulowane w dosyć krótkim czasie i - co więcej - niefortunnie złożyło się to z dużymi szokami zewnętrznymi. Kombinacja tych czynników powoduje, że inflacja jest dziś tak wysoka i uporczywa.
Co wobec tego władze monetarne i polityczne mogą teraz zrobić, aby opanować inflację?
- Dzisiaj stopy procentowe są za niskie, żeby zapanować nad uciążliwie wysoką inflacją bazową, ale jednocześnie dokonane ich podwyżki już bardzo mocno ograniczają popyt na kredyt i kreację pieniądza (proces polegający na wprowadzaniu dodatkowych pieniędzy do obiegu - przyp. red.). Jednak dużo więcej do zrobienia w kontekście walki z inflacją jest po stronie budżetowej. Może niedokładnie w tej chwili, bo mamy obecnie recesję konsumpcji, ale w najbliższych latach polityka budżetowa powinna być odwrotnością tej z ostatnich 8 lat, czyli powinna być bardzo ostrożna, o wiele mniej wspierająca konsumpcję, a o wiele bardziej inwestycje.
Wzrostu gospodarki nie można opierać tylko na boomie konsumpcyjnym, musi być ten element inwestycyjny. W tej chwili jest czas na wsparcie strony podażowej gospodarki, żeby firmy mogły reagować na wysokie ceny surowców wzrostem produktywności, a nie przerzucaniem kosztów na ceny detaliczne.
Problem wysokiej inflacji jest daleki od rozwiązania, inflacja bazowa w Polsce jest o wiele bardziej uporczywa niż np. w Czechach. Jestem sceptyczny, jeśli chodzi o możliwość zbicia inflacji do celu w perspektywie najbliższych paru lat.
Czy słabszy wzrost PKB Polski będzie się też utrzymywał w następnych latach?
- Widzimy teraz dołek cyklu koniunkturalnego, w kolejnych kwartałach będziemy mieli do czynienia z odbiciem wzrostu gospodarczego, ale nie będzie ono zbyt dynamiczne. Między innymi, dlatego że dotychczasowy główny motor wzrostu gospodarczego, jakim była konsumpcja, tak szybko nie odbije. Z kolei plany inwestycyjne firm nieco poprawiły się dzięki dużym przedsiębiorstwom, ale przeciętnie są one najniższe (z wyłączeniem okresu pandemii) od 2013-2014 roku. Co prawda są branże, które inwestują, które kupują nowe środki, ale to nie jest masowe.
Trochę bardziej liczymy na eksport – to jest zazwyczaj ta część gospodarki, która ratuje nas od spowolnienia gospodarczego. Jednak kryzys bankowy w Stanach Zjednoczonych nieco pogorszył perspektywy wzrostu gospodarczego dla USA i Europy, choć nie tak bardzo, jak wydawało się to w momencie jego rozpoczęcia. Ze względu na niego jednak koniunktura w Stanach Zjednoczonych i Europie może być gorsza, niż zakładaliśmy na początku roku, więc ten element eksportowy w Polsce również może wyglądać nieco gorzej.
To jak pobudzić wzrost gospodarczy Polski, który nie byłby tylko oparty na konsumpcji?
- ING bada nastroje firm, przeprowadzając ankiety; rozmawiamy z biznesem i widzimy, że firmy są trochę w zamrożeniu.
Pytaliśmy firmy, np. dlaczego nie decydują się na zielone inwestycje. To bardzo ważne, żebyśmy mogli dalej handlować z krajami zachodnimi. Firmy wskazały dwie kwestie. Po pierwsze: że czekają na pieniądze unijne. Po drugie: że oczekują jasnego sygnału politycznego, iż polska gospodarka idzie w tę zieloną stronę, w kierunku zielonych inwestycji. To mogłoby przełamać niechęć przedsiębiorstw do inwestowania.
Co jeszcze powstrzymuje firmy przed inwestowaniem?
- Percepcja firm jest taka, że budżet za bardzo zaangażowany jest w bieżącą politykę, a za mało w przedsięwzięcia długoterminowe.
Firmy mają świadomość, że decyzje o wprowadzeniu podatku sektorowego podejmowane są czasami w bardzo krótkim czasie. Ograniczenie luki VAT jest dobrą rzeczą, bo poprawiło ściągalność podatków, ma jednak efekty uboczne w postaci bardzo dużej niepewności i restrykcyjności prawa podatkowego. To są czynniki, które wciąż hamują inwestycje.
Oprócz pobudzenia inwestycji, jakie szanse polska gospodarka może teraz wykorzystać, żeby rosnąć dynamiczniej w kolejnych latach?
- Polska ma bardzo duże szanse złapać drugi oddech w transformacji gospodarczej. Badamy temat nearshoringu, rozmawiamy z polskimi firmami, ale i niemieckimi, zachodnimi o tym przenoszeniu biznesu blisko granic.
Wiele zachodnich firm rozpoczęło analizy, rozważa decyzje w tej sprawie. To, że jeszcze się na to nie zdecydowały, wynika po części z tego, że zainwestowały wcześniej w Azji, tam te projekty muszą się amortyzować, muszą się spłacić.
Polska w różnych badaniach wskazywana jest jako kraj przeznaczenia numer jeden dla tych nowych inwestycji, ale musimy o to zawalczyć.
W jaki sposób?
- Firmy te rozważają inwestycje w Polsce, ale mówią też o ryzykach, wśród których wymieniają wysoką inflację, niepewność co do stóp procentowych, rynek pracy.
Chwalimy się tym, że mamy niskie bezrobocie, ale inwestorzy się zastanawiają, kto będzie pracować... Kolejna rzecz to prawo podatkowe, które bardzo szybko się zmienia, pojawiają się podatki sektorowe. Przepisy są bardzo restrykcyjne.
Te firmy podkreślają też, że trzeba być „zielonym”, bazować na zielonej energii, aby dalej piąć się w łańcuchach dostaw i zarabiać coraz więcej. Nie natychmiast, nie w tej chwili, ale trzeba ten temat traktować bardzo poważnie i stopniowo zwiększać udział zielonej energii w swoich źródłach zaopatrzenia. To czynnik, który może zwiększyć liczbę inwestycji zagranicznych i inwestycji polskich i być następnym motorem dobrej koniunktury w Polsce przez najbliższe nawet 10-20 lat.
Z badań ING wynika, że zachodnimi biznes oczekuje, że polskie firmy będą stopniowo zmieniać się pod tym względem. Brakuje tu jasnego sygnału: wspieramy te zmiany, identyfikujemy się z tymi zmianami, a nie je sabotujemy.
Zatem nearshoring, transformacja energetyczna to szanse, przed którymi stoją polskie firmy i cała nasza gospodarka. Coś jeszcze?
- Bardzo ważna jest też odbudowa Ukrainy. Wiele krajów i firm chce wziąć w niej udział, wiele chce na tym zarobić.
Polska ma tu bardzo ważną rolę do odegrania. Tak jak dzisiaj jesteśmy hubem logistycznym, który dostarcza Ukrainie broń, tak samo możemy być hubem, który dostarcza zaopatrzenie, materiały, fachowców. Po pierwsze: możemy na tym zarobić; po drugie: to świetna okazja do budowy kontaktów z różnymi krajami. To kolejny element, który może zwiększyć inwestycje.
Jakie działania należy więc podjąć, aby te szanse wykorzystać?
- Należy pamiętać, że pewne sygnały, które są wysyłane do wyborców w Polsce, są słyszane również poza naszym krajem. Pewne obietnice, zapowiedzi mogą dawać doraźne korzyści polityczne, niestety na dłuższą metę nam szkodzą. Polska ma duży napływ FDI (z ang. foreign direct investment, bezpośrednie inwestycje zagraniczne - dop. red.), ale to głównie reinwestowane zyski, to starzy gracze. Z kolei nowi inwestorzy mają nieraz wrażenie, że nie są u nas mile widziani, a ich ryzyko związane z zainwestowaniem pieniędzy jest większe.
Badania przeprowadzone przez izby handlowe pokazują, że prawie 100 proc. firm, które rozpoczęły biznes w Polsce wcześniej, podjęłoby ponownie taką decyzję, ale nam zależy na tym, żeby przyciągnąć dużo nowego biznesu i żeby nie zostać Portugalią w Unii, tylko żeby stać się Francją czy Niemcami. To jest naszą ambicją.
Dobrze byłoby też wrócić do dyskusji o wprowadzeniu w Polsce euro. Pokazalibyśmy w ten sposób, że nasz kraj akceptuje otoczkę instytucjonalną Unii Europejskiej i jest w stanie funkcjonować w tym mechanizmie.
To bardzo ważne, że nie kontestujemy tego systemu, ale jesteśmy w stanie wejść do niego; może go zmienić, może być krytycznym wobec niego, ale być jego częścią. Dyskusja o wprowadzeniu wspólnej waluty, to też informacja dla inwestorów, że ryzyko kursowe, ryzyko stopy procentowej, może być dla nich w przyszłości dużo mniejsze.
Jaki ING Bank Śląski prognozuje scenariusz dla polskiej gospodarki na kolejne lata?
- Ten rok i kolejny nie wyglądają zbyt optymistycznie. W tym roku średni wzrost gospodarczy prognozujemy na poziomie ok. 1 pkt. proc., w przyszłym roku - niecałe 3 pkt. proc.
W kolejnych latach mamy do wykorzystania te trzy duże szanse, o których mówiliśmy: nearshoring, transformację energetyczną i odbudowę Ukrainy, a także - w jakimś stopniu - wydatki zbrojeniowe, z tego względu, że część produkcji może się ulokować w Polsce.
Aby jednak je wykorzystać, musimy walczyć z inflacją, niestabilnością prawa podatkowego, ciasnym rynkiem pracy, małym stopniem „zazielenienia” gospodarki w Polsce. To trzeba zmienić.
Oglądasz archiwalną wersję strony Europejskiego Kongresu Gospodarczego.
Co możesz zrobić:
Przejdź do strony bieżącej edycji lub Kontynuuj przeglądanie