- Pandemia i wojna w Ukrainie to stress-testy, które dały nam doświadczenie, jak radzić sobie w sytuacjach kryzysowych przed kolejnymi, jeszcze większymi wyzwaniami - mówi Rafał Sonik, prezes firmy Gemini Holding działającej w sektorze nieruchomości komercyjnych.
Kryzys jest szansą, by się gwałtownie czegoś nauczyć. Czego pan nauczył się w czasie najpierw pandemii, potem wojny i spowolnienia gospodarczego będącego ich następstwem?
- Na pewno zwielokrotniona odporność na różnego rodzaju trudne wiadomości to jest cecha charakterystyczna ostatnich trzech lat. Począwszy od pamiętnego lutego i początku marca 2020 r., kiedy to choroba (COVID-19 - przyp. red.) z dalekiego Wschodu stała się nagle europejską rzeczywistością. To, co przez lata można było uznawać za wydarzenia peryferyjne, okazało się, że dotyka nas tu i teraz. Identyczna sytuacja miała miejsce z wojną w Ukrainie.
Od wielu lat rejestrowaliśmy, że gdzieś tam toczy się konflikt wojenny, choćby w Iraku, Iranie, w Afganistanie, Syrii. Czuliśmy, że na całym świecie nie ma pokoju. Jednocześnie mieliśmy wrażenie, że to gdzieś daleko, że nas nie dotyczy. Nie cierpiały na tym łańcuchy dostaw czy nasza konsumpcja. Nagle jednak doszło do pandemii, potem wojny w Ukrainie. Także ostatnie tragiczne trzęsienie ziemi w Turcji i Syrii uświadamia nam, że nie ma metody, żeby się na wszelkie okoliczności zabezpieczyć czy od wszelkich takich zdarzeń odsunąć, udać, że one nas nie dotyczą.
Te doświadczenia są dla nas stress-testami. Chcąc nie chcąc, musimy się uczyć rzeczy, które nas kolejno zaskakują, ale i dają nam też rosnące doświadczenie, jak radzić sobie w sytuacjach kryzysowych. Jeśli poradzimy sobie z tym, co jest teraz najbardziej aktualne, czyli uda się doprowadzić do pokoju za naszą wschodnią granicą i zbudować społeczeństwo dwuetniczne, od czego historycznie odeszliśmy, to będzie to zdany stress-test przed kolejnymi, jeszcze większymi wyzwaniami.
Jakie to wyzwania?
- Ocieplenie klimatu jest faktem, procesem, którego - już wyraźnie to widać - nie da się powstrzymać, można go co najwyżej spowalniać. Spośród wielu zjawisk, które wydają się nieuniknioną konsekwencją ocieplenia klimatu, będzie chociażby to, że w najgorętszych rejonach świata ludzie nie będą mogli normalnie mieszkać i rejony te będą biedniały mimo wysiłku technologicznego.
Sobiesław Zasada, weteran biznesu i sportu, ale też osoba niezwykle doświadczona, powiedział ostatnio, że jego zdaniem największe obecnie zagrożenie to przeludnienie związane ze zmianami klimatycznymi. W tych obszarach, gdzie coraz trudniej żyć, przyrost naturalny jest największy. Stanowi to długoterminowe wyzwanie. Najprawdopodobniej musimy się liczyć już nie z incydentalnymi falami migracji, tylko z coraz większą presją migracyjną. Większość krajów europejskich, w tym Polska, ma istotnie za niski przyrost naturalny, żeby się jakkolwiek etnicznie przed tym obronić. Tak więc ani gospodarczo, ani ekonomicznie, ani etnicznie nie będziemy się w stanie od tego uchronić.
Oprócz wyzwań w postaci sztucznej inteligencji, klonowania, zjawisk, z którymi już wcześniej się mierzyliśmy, wkrótce dojdzie to tego istotne przedłużanie życia, najprawdopodobniej tylko dla zamożnych.
A jak te wydarzenia - pandemia, wojna, kryzys gospodarczy - wpłynęły na pana strategię biznesową? Czy myśli pan o znalezieniu drugiej lokomotywy, filaru biznesu dla Gemini Holding obok zarządzania galeriami handlowymi? Ten biznes po pandemii nie wydaje się już tak perspektywiczny.
- Na pewno siła tej lokomotywy gospodarki jest słabsza. Paradoksalnie ani nie jest tak dobrze, jak było przed pandemią koronawirusa, ani nie jest tak źle, jak się wydawało w jej trakcie. Teraz mamy do czynienia z kumulacją dwóch głównych czynników.
Z jednej strony jest wielokrotnie droższe finansowanie i jego obsługa, a praktycznie nie ma projektów dużych, które nie potrzebowałyby finansowania. Z drugiej strony program antyinflacyjny, jakikolwiek by nie był, to jego cechą jest ograniczanie rozpędzonej konsumpcji. Czy to dotyczy kredytów mieszkaniowych i późniejszego wykończenia, wyposażenia tych mieszkań, czy to dotyczy prostej, codziennej konsumpcji, to inflację ogranicza się poprzez zmniejszenie presji popytowej, jako jeden z głównych czynników, choć nie jedyny.
To dotyka teraz nie tylko galerie czy handel tradycyjny, ale i e-commerce. Do tego dochodzi presja płacowa, która też jest skutkiem inflacji, wzrost wielu kosztów stałych, choćby mediów, cierpi więc na tym rentowność. To oznacza, że niektórzy zaciskają pasa, a inni - ja jestem tego przykładem - szukają opcji rozwojowych i w tym kierunku idą.
Jakie to konkretnie kierunki?
- Te kierunki to farmacja, IT, specyficzne nieruchomości. Korzystam z kompetencji i doświadczenia życiowego oraz ze zbudowanych relacji, w których wiele różnych kompetencji i umiejętności staje się komplementarne. Ja mam coś, co komuś z ludzi, których poznałem, jest potrzebne, i odwrotnie. Na bazie tego powstają nowe relacje biznesowe, nowe spółki i nowe przedsięwzięcia. Jednocześnie nie zaniedbujemy żadnych z dotychczasowych, wręcz przeciwnie, konsekwentnie rozwijamy te, które mieliśmy dotychczas, tylko nie dla wszystkich jest teraz równie dobry czas.
Czy wojna w Ukrainie i będący jej następstwem zryw polskich przedsiębiorców, którzy aktywnie i wspólnie zaangażowali się w pomoc, zmienił coś trwale w polskim środowisku biznesowym?
- Mamy niewątpliwie dalece zaawansowane relacje i doświadczenia biznesowe wynikające z tego ogromnego stress-testu. Teraz jednak znaleźliśmy się w pewnego rodzaju nożycach. Z jednej strony mamy zwielokrotnione wydatki zbrojeniowe i pochodne na dziesięciolecia. Również mamy rozpędzone wydatki socjalne, z czym mieliśmy do czynienia już od co najmniej 8-10 lat. Na dodatek problem ten jest wzmocniony kwestiami demograficznymi, czyli zmieniającą się na niekorzyść proporcją pracujących do niepracujących.
Z drugiej zaś strony, i to są moim zdaniem te nożyce, mamy do czynienia ze zmianą percepcji naszego bezpieczeństwa inwestycyjnego. Z perspektywy Kalifornii, Brazylii czy Doliny Krzemowej jesteśmy prawie państwem frontowym. A to z kolei oznacza, że Polska już trochę dla inwestorów świeci na żółto, jeśli chodzi o podejmowanie decyzji, co do zainwestowania w tym rejonie, jak Litwa, Łotwa, Estonia, Czechy, Słowacja, Rumunia, Mołdawia itd. To oznacza, że musimy się liczyć z tym, że nie mamy zapewnionego wzrostu strumienia inwestycji zewnętrznych przy jednoczesnym zapewnionym wzroście strumienia wydatków.
To brzmi jak kolejny stress-test. Co zatem zrobić, żeby go zdać?
- Tak, to oznacza, że zarówno biznes, jak i politycy mamy zupełnie nowy stress-test i nowe wyzwanie. Według mnie powinniśmy teraz wrócić do wielkiego projektu, który wywołał jeszcze za czasów swojej prezydentury Lech Wałęsa, który powtarzał, że Polsce potrzebni są amerykańscy generałowie, ale nie wojskowi, tylko gospodarczy, jak General Electric, General Motors. To był z jednej strony taki znany bon mot, który z drugiej strony pokazuje jednak, że Lech Wałęsa był świadomy tego, jakie znaczenie dla transformacji po komunizmie ma transformacja gospodarcza i strumień inwestycji, technologii, know-how i wszystkiego, co się z tym wiąże.
Teraz potrzeba jest dokładnie taka sama. Powinniśmy wywołać, szczególnie w Stanach Zjednoczonych, ale w ogóle w całym demokratycznym świecie, reset myślenia o przyszłości gospodarczej naszego regionu. Nas musi być stać na to, żeby kupować uzbrojenie, absorbować technologie, żeby budować łańcuchy gospodarcze przez najbliższych paręnaście lat i to skokowo, jak to miało miejsce na przełomie lat 80. i 90. Potrzebne nam są aktualne parametry makro do tego, żebyśmy mogli spokojniej patrzeć w przyszłość, bo mamy gigantyczne wyzwania tu i teraz, jak i w przyszłości właśnie.
Oglądasz archiwalną wersję strony Europejskiego Kongresu Gospodarczego.
Co możesz zrobić:
Przejdź do strony bieżącej edycji lub Kontynuuj przeglądanie