Po 30 latach od pojawienia się pierwszych specjalnych stref ekonomicznych pora na przedefiniowanie pojęć. Nie jesteśmy chińską montownią, inwestorów nie przyciągają niskie koszty płac, a na polski biznes czekają Niemcy. Szykują się też do pracy w Polsce.

  • Niemiecki powiat Uckermark zastanawia się, jak wspólnie z firmami inwestującymi w morską energetykę wiatrową po polskiej stronie granicy przygotować system edukacji, żeby młodzi Niemcy mogli pracować w Polsce.
  • - Poziom zarobków rośnie. Zakładamy, że z czasem się on wyrówna - mówi Aleksander Buwelski, Projektmanager Investor Center Uckermark.
  • - Naszedł już czas, żebyśmy się wyzbyli kompleksu ubogiego krewnego, państwa tanich pracowników - dodaje Iga Iwulska, dyrektor działu prawnego spółki Satoia.
  • Na te i inne tematy związane z inwestycjami zagranicznymi rozmawiano podczas debaty "Nearshoring - fakty, mity, oczekiwania", która odbyła się na Europejskim Kongresie Gospodarczym w Katowicach.

- Polska, czy w ogóle Europa Wschodnia, przestaje być miejscem, gdzie się lokuje biznes ze względu na to, że ludzie mało tu zarabiają i można dzięki temu czerpać duże zyski. To krótkoterminowa strategia, która Polsce i krajom bloku wschodniego była potrzebna, żeby rozpędzić gospodarkę. Jednak docelowo powinniśmy opierać swoją konkurencyjność na innowacyjności, nie na niskich płacach - mówi Aleksander Buwelski, Projektmanager Investor Center Uckermark GmbH, spółki, której celem jest wspieranie rozwoju gospodarczego brandenburskiego powiatu Uckermark, leżącego po zachodniej stronie Odry na wysokości Szczecina.

Aleksander Buwelski, Projektmanager Investor Center Uckermark GmbH. Fot. PTWP

Musimy być nie najtańszym państwem, ale najlepszym do inwestycji

Jak dodaje, tak jest w Niemczech. W tym kraju dobrze się płaci, a pracownicy mają wysoki standard życia. Fakt, że być może niektóre procedury trwają w Niemczech długo, ale to dlatego, że wiele czasu poświęca się tam na planowanie. Gdy jednak pojawia się bardzo interesujący projekt, jak np. parę lat temu Tesla, Niemcy udowadniają, że potrafią szybko działać. Od decyzji Elona Muska o lokalizacji fabryki w Brandenburgii do jej otwarcia minęło zaledwie nieco ponad dwa lata.

- To tempo polskie, czyli Niemiec też potrafi. W Europie w zasadzie nie ma dziś problemu bezrobocia. Brakuje za to coraz częściej wyspecjalizowanej kadry - ocenia Aleksander Buwelski.

Zdaniem przedstawiciela niemieckiej spółki Polska już na tyle wzmocniła się gospodarczo, że trzeba myśleć, co zrobić, aby polskie firmy rozwijały się na rynkach europejskich.

- W Niemczech mamy otwarte drzwi dla inwestorów z Polski. Szczecin leży 12 km od granicy z Niemcami. Formalnie ona obowiązuje, ale fizycznie nie ma jej od kilkunastu lat. Lada moment po polskiej stronie powstaną dwa tysiące nowych miejsc pracy w offshore. Rozmawiamy jako niemiecki powiat, jak wspólnie z firmami inwestującymi w morską energetykę wiatrową przygotować u nas system edukacji, żeby Niemcy mogli pracować w Polsce. Poziom zarobków rośnie. Zakładamy, że z czasem się on wyrówna. Po stronie niemieckiej patrzymy naprzód 10 lat, a nie trzy miesiące. Szczecin stanie się gospodarczą stolicą dla całego regionu wokół, nie tylko po polskiej stronie, ale także dla niemieckich powiatów. Tym bardziej że coraz więcej Polaków nabywa tam domy i mieszka, dojeżdżając do pracy w Szczecinie. Polskie firmy są już dojrzałe, będą motorem napędowym wschodnich Niemiec. Nie spodziewaliśmy się tego, kiedy Polska 20 lat temu wchodziła do UE - zauważa Aleksander Buwelski.

Takie samo zdanie co do tego, że czas na nowo spojrzeć na możliwości gospodarcze naszego kraju, ma Iga Iwulska, dyrektor działu prawnego spółki Satoia, specjalizującej się w przekształcaniu gruntów pod obiekty przemysłowo-logistyczne na terenie Polski.

- Naszedł już czas, żebyśmy się wyzbyli kompleksu ubogiego krewnego, państwa tanich pracowników. Mamy być nie najtańszym państwem, ale najlepszym państwem do inwestycji. Takim, które oferuje gotowe rozwiązania, przy założeniu, że stosunek jakości do ceny jest dla inwestora korzystny. Chociaż prawdę mówiąc, ta cena nadal nie jest bardzo wysoka. Przyciągamy prestiżowe inwestycje. One też dają naszemu państwu bezpieczeństwo. Czym bardziej topowe, wysokokosztowe inwestycje zagraniczne, tym większe prawdopodobieństwo, że inwestorzy będą naszego państwa strzegli, strzegąc swojego kapitału - mówi Iga Iwulska.

Iga Iwulska, dyrektor działu prawnego spółki Satoia. Fot. PTWP

Fakt, w publicystyce geopolitycznej podnosi się ostatnio argument, że zaangażowanie kapitałowe Zachodu w Polsce podwyższa szansę na to, że w razie ataku ze Wschodu przyjdzie on nam z pomocą. Będąc w sieci gospodarczych powiązań Zachodu, jesteśmy jego częścią.

- Pierwszy raz w historii nasze położenie w końcu nie jest pechowe. Dla biznesu to szansa. Naszą rolą jest pokazanie inwestorom zagranicznym, że szczególnie w Polsce Zachodniej jest bezpiecznie i że nasz kraj ma duży potencjał do nearshoringu - dodaje przedstawicielka firmy Satoia.

Najlepsze firmy nie uciekną z Polski z powodu kosztu płac

-  Rzeczywiście, kiedyś zależało nam w Polsce na jakimkolwiek miejscu pracy. Nazywano nas chińską montownią. Dziś relokuje się do Polski fabryki z Niemiec. Przy inwestycjach w Katowickiej Specjalnej Strefie Ekonomicznej rzędu 3-4 mld zł rocznie liczba nowych miejsc pracy jest niewielka. Jednak to nie jest zła wiadomość. Pokazuje, że w Polsce są lokowane przedsięwzięcia wysoko technologiczne, do obsługi których nie potrzeba rzesz ludzi - mówi Janusz Michałek, prezes KSSE w latach 2017-2024, od niedawna prezes spółki Unimot Terminale.

Janusz Michałek, prezes Katowickiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej w latach 2017-2024, od niedawna prezes spółki Unimot Terminale. Fot. PTWP

Z tego powodu, jego zdaniem, jeśli przyjdzie duży kryzys, np. w branży automotive, nikt nie zamknie obiektów w Polsce. Stanie się tak w innych krajach. Wiele problemów branży wynika bowiem nie z coraz wyższych kosztów płac, ale polityki Unii Europejskiej, która chce wyeliminować samochody spalinowe z rynku. To przypadek koncernu Stellantis, który musi zamknąć produkującą silniki spalinowe fabrykę Powertrain w Bielsku-Białej, będącą jego perłą w koronie.

Z kolei Robert Chryc-Gawrychowski, prezes Northvolt Systems Poland, firmy zajmującej się produkcją systemów bateryjnych i magazynów energii, podkreśla, że napływ inwestycji zagranicznych będzie zależeć od tego, czy będziemy w stanie zapewnić tanią zieloną energię. To w Polsce duże wyzwanie. Miks energetyczny już się zmienia, ale tempo zmiany jest za wolne.

- Drugi element to ludzie. To truizm, ale tak jest. Nasza inwestycja nie skupia się na niskopłatnych miejscach pracy. Potrzebujemy wykształconych specjalistów, inżynierów. Zatrudniamy ludzi z regionu, z kraju, relokujemy z Unii Europejskiej i spoza niej. Tak musi być, bowiem czasami szukamy bardzo niszowych kompetencji - mówi Chryc-Gawrychowski, dodając, że budowę fabryki spółka przeprowadziła w ramach Polskiej Strefy Inwestycji, ale teraz rezygnuje ze zwolnienia podatkowego. Jego zdaniem państwo powinno na nowo przemyśleć, jak przygotować pakiet dla nowych inwestycji strategicznych.

Robert Chryc-Gawrychowski, prezes Northvolt Systems Poland. Fot. PTWP

Co ciekawe, argument dotyczący zwolnień podatkowych nie musi być decydujący.

- Operujemy w strefach ekonomicznych, ale staramy się nie podawać tego argumentu jako kluczowego. Chcielibyśmy, żeby klienci przychodzili do nas ze względu na to, że jesteśmy partnerem solidnym. Nie tylko wybudujemy dla nich budynki, w których będą oni prowadzić swoją działalność, ale nie odsprzedamy ich, przez co dokumentacja nie trafi w inne ręce, np. konkurencji czy konkurencyjnego kraju, np. bardzo groźnych Chin. Nie zależy nam na klientach, których kuszą jedynie subsydia, a gdy te się skończą, będą chcieli iść gdzie indziej, do innego kraju. Na końcu trzeba jednak ten argument podać, bo nie żyjemy w próżni, wygrywa Excel, a klienta trzeba zdobyć - mówi Piotr Flugel, Managing Director CTP Polska.

Piotr Flugel, Managing Director, CTP Polska. Fot. PTWP

Litwa chce blisko współpracować z Polską. Aż czterech przedstawicieli litewskiego rządu na EEC 2024

Wracając do Excela, to jak zauważa Karolis Žemaitis, wiceminister gospodarki i innowacji Litwy, oprócz twardych czynników mieszczą się w nim także miękkie, jak przyjazne ramy współpracy między krajami.

- Litewskie firmy poszukują miejsc produkcji nie w Chinach, nie w Indonezji, ale w Polsce. Nie trzeba się martwić stabilnością łańcuchów dostaw, sytuacją geopolityczną, tym, że firma zostanie znacjonalizowana - mówi Karolis Žemaitis.

Jego zdaniem potencjał inwestycji polskich inwestycji na Litwie jest znacznie większy niż ich stan obecny. Polska jest jednak w tym obszarze partnerem nr 1, numerem 2 są zaś Niemcy.

Karolis Žemaitis, wiceminister gospodarki i innowacji Litwy. Fot. PTWP

- Polskę postrzegamy nie jako konkurenta, ale jako partnera. Dlatego  na Europejski Kongres Gospodarczy w Katowicach przyjechało czterech litewskich ministrów. Życzyłbym sobie widzieć więcej polskich firm na Litwie i litewskich w Polsce. Mamy inną strukturę gospodarczą i możemy się nawzajem wspierać i uzupełniać po to, żeby być bardziej konkurencyjnymi na arenie globalnej. Możemy uczyć się od polskich przedsiębiorców ambicji europejskich i światowych. Polacy mogą z kolei zobaczyć, w jak szybkim tempie potrafimy załatwić formalności związane z lokalizacją nowego obiektu. Tak było niedawno w przypadku nowej fabryki pocisków Rheinmetall - wskazuje przedstawiciel litewskiego rządu.

 * * *

Cytaty pochodzą z debaty "Nearshoring - fakty, mity, oczekiwania", która odbyła się na Europejskim Kongresie Gospodarczym w Katowicach 8 maja 2024 r. Prowadził ją Wojciech Żurawski, dziennikarz WNP.PL.

Zobacz zapis wideo:

EEC

Szanowny Użytkowniku!

Oglądasz archiwalną wersję strony Europejskiego Kongresu Gospodarczego.

Co możesz zrobić:

Przejdź do strony bieżącej edycji lub Kontynuuj przeglądanie