Polska branża chemiczna jest w trudnej sytuacji. Częściowo na własne życzenie, ale swoje dołożyła Unia Europejska. A własna chemia to kwestia bezpieczeństwa.
Jeszcze niedawno to właśnie europejska chemia wiodła prym w światowej branży. Jednak kwestie surowcowe, ograniczenia i wymogi prawne spowodowały, że Europa "wyeksportowała" znaczącą część swoich mocy wytwórczych.
I choć w Brukseli zdaje się w końcu dostrzegany jest ten problem, to wciąż brakuje twardych rozwiązań, które chroniłyby branżę, własną produkcję chemiczną i miejsca pracy.
Jacek Bartmiński, podsekretarz stanu Ministerstwo Aktywów Państwowych, nie ukrywa, że branża chemiczna w Polsce, ale także w Unii Europejskiej, stoi przed licznymi wyzwaniami.
- Największym bólem głowy są obecnie koszty surowców i energii. To dotyczy zarówno sektora prywatnego i państwowego, jak również całego europejskiego rynku chemicznego - mówi Bartmiński. Nie ukrywa, że poprawić sytuację nie będzie łatwo.
Wtóruje mu Adam Leszkiewicz, prezes największej polskiej firmy chemicznej - Grupy Azoty.
- Do tych słabości już wymienionych dodałbym popyt. Choć wciąż jest widoczna luka na pewne towary, i wciąż niektóre importujemy, to z popytem nie jest najlepiej - przyznaje menedżer.
Leszkiewicz stawia także brutalną diagnozę.
- To, co stało się z Grupą Azoty, nie trwało 2-3 lata. Obecna sytuacja firmy to kwestia drugiej połowy 2022 roku. Ten rok (2022 - przyp. red.) to były rekordowe przychody na poziomie 25 mld zł i całkiem solidny zysk na poziomie około 600 mln zł. Jednak w drugiej połowie zaczęły się pokazywać trendy negatywne i cały rok 2023 one oddziaływały na spółkę. Efektem tego była strata finansowa za ubiegły rok na poziomie ponad 3 mld zł – przyznaje prezes.
Zobacz pełen zapis debaty "Chemia i jej przyszłość":
Prezes Azotów wskazuje również na inne zewnętrzne przyczyny, które spowodowały taką, a nie inną sytuację w branży chemicznej.
- To po pierwsze import związków chemicznych ze wschodu, wytwarzanych w innych warunkach (niskie, utrzymywane na nierynkowym poziomie ceny gazu dla producentów nawozów - przyp. red.) i spadek cen zboża, a w efekcie tego zmniejszenie się również siły nabywczej dużej grupy rolników - wylicza menedżer.
Jakby tego było mało, pewne problemy sprokurowaliśmy sobie sami, nie bez winy jest także Grupa Azoty.
- Wiele problemów leży również w sferze wewnętrznej. Chodzi o kwestie zarządzania, politykę wewnętrzną, kosztową kwestię zakupu gazu, a również przeinwestowanie - mówi Leszkiewicz.
Wskazuje on również na błędy systemowe, czyli przejęcie PGNiG przez Orlen, co spowodowało, że np. główny konkurent Azotów - Anwil - ma lepsze warunki wyjściowe do zakupu gazu. Jeśli do tego dołoży się utrudnione zakupy surowca od innych dostawców, nic dziwnego, że największa firma chemiczna w kraju "cienko przędzie".
Zresztą nie dotyczy to firm wyłącznie państwowych (czy też kontrolowanych przez państwo) i wieloproduktowych. Także specjalistyczne firmy chemiczne mają problem.
- Ciężkie czasy nastały dla chemii. Warto zwrócić uwagę na to, co dzieje się w Chinach. Od czasu ogłoszenia pandemii koronawirusa Pekin bardzo intensywnie „współpracuje” z Europą. Wszyscy cierpimy i krwawimy. Jesteśmy firmą działającą globalnie, 85-90 proc. produktu sprzedajemy poza Polską. W obecnych warunkach nie jesteśmy w stanie obronić się przed napływem azjatyckich wyrobów - mówi Wiesław Hałucha, prezes Alventy.
Jak zaznacza: przy europejskich uwarunkowaniach związanych z emisjami gazów cieplarnianych czy normami ochrony środowiska całkowicie tracimy konkurencyjność i to nawet w sztandarowych produktach.
- Jako jedyni w Europie dostarczamy kwas fosforowy jakości wykorzystywanej przez producentów chipów i półprzewodników. Ale nie jesteśmy w stanie konkurować z nadpodażą ze strony producentów azjatyckich - przyznaje Hałucha.
Powoduje to zdaniem Hałuchy nie tylko istotne ograniczenie inwestycji, ale stawia znak zapytania co do możliwości funkcjonowania.
Eksperci zgadzają się, że konieczne są zmiany, które spowodują, że chemia w Polsce i w całej Europie stanie się bardziej konkurencyjna. Inaczej zakłady będą zamykane.
- Jesteśmy pod presją konkurencji z Azji czy USA. Gdybym miał obecnie miliard euro czy dolarów, to poważnie zastanawiałbym się, czy inwestować te pieniądze w Europie - mówi Marcin Puziak, wiceprezes Qemetiki (wcześniej Ciech).
- Chemia płaci wysoką cenę za ambicje Unii Europejskiej, aby być w awangardzie dekarbonizacji. Wydaje mi się, że skoro dochodzi do zmian, to biznes powinien być zaproszony do rozmów w jego sprawie. Powinny być wypracowane pewne rozwiązania czasowe, które pozwolą nam przetrwać w miarę bezboleśnie taką rewolucję. Warunki w UE są trudne, ale nie uciekamy z Europy. Przydałoby się trochę wsparcia dla branży chemicznej ze strony decydentów - zaznacza Puziak.
Warto jednak dodać, że dla części firm chemicznych obecna rewolucja to okazja do rozwoju biznesu.
- Firmy chemiczne skupiają się obecnie na rozwoju już istniejących technologii, dostosowując je do wymogów rynkowych oraz regulacji prawnych - mówi Iwona Szwach, dyrektor Instytutu Ciężkiej Syntezy Organicznej "Blachownia", Sieć Badawcza Łukasiewicz
Jej zdaniem duże znaczenie mają również działania związane z efektywnym wykorzystaniem odpadów oraz recyklingiem, zarówno materiałowym, jak i chemicznym. Naukowczyni podkreśliła także potrzebę opracowania przełomowych i innowacyjnych technologii. Tymczasem nakłady na działalność badawczo-rozwojową w obecnej sytuacji branży nie mogą być duże.
Danuta Paduch, dyrektor Pionu Doskonałości Operacyjnej w PERN, wskazuje, że także operator już przygotowuje się na oczekiwania i zmiany na rynku. Bo choć na razie będzie rosło zużycie paliw, to firma powinna być gotowa na logistykę np. związków chemicznych czy wręcz rozbudować port chemiczny.
Były członek zarządu Ciechu Mirosław Skowron nie ukrywa, że potrzebna jest zmiana obowiązujących regulacji. Powinny być one twarde, ale także w sferze ochrony rynku w Europie. Często bowiem zapomina się, że chemia ma strategiczne znacznie dla wielu innych branż, a jej rola w zapewnieniu bezpieczeństwa żywnościowego jest kluczowa.
Co stanie się z rolnictwem, jeśli chemia z powodu problemów finansowych nie będzie w stanie zapewnić wystarczającej ilości nawozów?
O konieczności zmian przeświadczony jest także prezes Polskiej Izby Przemysłu Chemicznego Tomasz Zieliński.
- Widoczny jest brak obrony naszego rynku, trzeba go lepiej chronić. Potrzebna jest rewizja ceł, mechanizm antydumpingowy musi być lepiej stosowany - wylicza ekspert.
Jak bowiem zauważa, w niektórych produktach z rynków azjatyckich, które docierają do Europy, dumping cenowy sięga nawet 30-40 proc., a w niektórych przypadkach nawet 50 proc.
Do tego dochodzą nowe zagrożenia. Wielkim budzącym się rynkiem, który może nas zalać półproduktami, są Indie.
Oglądasz archiwalną wersję strony Europejskiego Kongresu Gospodarczego.
Co możesz zrobić:
Przejdź do strony bieżącej edycji lub Kontynuuj przeglądanie